Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt




Publikacje / 04.05.01 / Powrót

Określanie celu inflacyjnego
Dział: O inflacji

W styczniu bieżącego roku podczas spotkania z inwestorami zagranicznymi wyraziłem pogląd, iż określanie celu inflacyjnego nie powinno być zadaniem Rady Polityki Pieniężnej, lecz należałoby je powierzyć Radzie Ministrów. Nie wywołało to wówczas większego odzewu. Pojawiły się skromne notki w prasie, a spośród członków RPP zareagował jedynie dr Bogusław Grabowski, nie tyle protestując, ile podnosząc pewne obawy z tym związane.

W kwietniu sprawa nagle wróciła na łamy prasy, i to na pierwsze strony, jako wielki, nadmuchany balon. Rozwinęła się ożywiona dyskusja, w której część poważnych ekonomistów wypowiada się przychylnie, inni krytycznie, a część członków RPP sugeruje, że mojej propozycji przyświecają jakieś ciemne cele. Pada wiele mocnych słów, przywoływana jest konstytucja.

Wydaje się, że rozgłos, jaki obecnie nadano tej sprawie, jest rezultatem nasilenia się w ostatnim czasie dyskusji na temat uprawianej przez RPP polityki stopy procentowej. Rada jest krytykowana za to, że zbyt wolno reaguje na osłabienie tempa wzrostu gospodarczego i szybkie powiększanie się bezrobocia. Podzielam tę krytykę, ale jeden argument Rady wymaga zastanowienia: "musimy być rygorystyczni, bo inaczej nie osiągniemy średniookresowego celu inflacyjnego". I rzeczywiście - jak ujawniła Rada, jej celem jest zejście z inflacją poniżej 4 procent w 2003 roku. Czy to jest technicznie możliwe? Pewnie tak. Ale czy jest zasadne? Myślę, że nie. To tak, jakby zapytać o pomysł na wzrost sprzedaży samochodów dzięki zlikwidowaniu akcyzy i VAT na nowe wozy. Czy to jest technicznie możliwe? Oczywiście, wystarczy podjąć decyzję. Jednak czy jest zasadne? Oczywiście nie, bo spadek dochodów budżetowych byłby zbyt duży, a konsekwencje cięć w wydatkach nieakceptowalne społecznie.

Jasne, że mój pogląd na kwestię zasadności ustanowienia celu inflacyjnego na poziomie poniżej 4 procent w 2003 roku nie musi być brany pod uwagę. Pogląd rządu jednak powinien być uwzględniony. Tymczasem Rada zaanektowała prawo do wyznaczania celu inflacyjnego, nie przyjmując do wiadomości, że rząd także chciałby tu mieć coś do powiedzenia. Powstaje pytanie, czy gdyby RPP zmieniła ów cel (zgodnie z własną interpretacją ma do tego prawo), określając wskaźnik inflacji już na 2002 rok na przykład na poziomie 3 procent, to czy ktokolwiek mógłby to zakwestionować, czy też nie.

Oczywiście, jest grubą przesadą podejrzewanie RPP o to, że będzie wyznaczać absurdalnie radykalne cele, chodzi jednak o zasadę. Prawo musi być jasne pod tym względem, a tymczasem nie jest. Konstytucja rzeczywiście mówi, że NBP odpowiada za wartość polskiego pieniądza oraz że ustala i realizuje politykę pieniężną. Chodzi jednak o to, jak to rozumieć - a sądzę, że mam prawo coś na ten temat powiedzieć, bo jestem współautorem tego fragmentu konstytucji.

Problem polega na tym, że w przeciwieństwie na przykład do krajów Unii Europejskiej, gdzie inflacja jest ustabilizowana w granicach 1,5 - 2,5 procent, w Polsce inflację - kształtującą się na znacznie wyższym poziomie - próbujemy dopiero mozolnie zmniejszyć. Dlatego sądzę, że przez zapisaną w konstytucji odpowiedzialność za wartość polskiego pieniądza i służącą temu politykę pieniężną należy w najbliższych latach rozumieć podejmowanie działań w kierunku obniżania inflacji. Do dyskusji pozostaje natomiast tempo tego obniżania i jego rozłożenie w ciągu kilku lat. Mało kto zauważył, iż kluczowy zapis ustawy o NBP wyjątkowo tu nie przystaje do rzeczywistości. Otóż art. 3 mówi, że podstawowym celem NBP jest utrzymanie stabilnego poziomu cen. Nie trzeba być ekonomistą, by stwierdzić, iż NBP (i RPP) od lat nie realizuje tego celu, ceny bowiem nie są stabilne! Można przyjąć z pewną tolerancją, że stabilny poziom cen oznacza inflację w granicach 0 - 2 procent, ponieważ zerowa - jak widać z doświadczeń innych krajów - nie jest możliwa. Art. 3 powinien więc w zasadzie brzmieć, iż podstawowym celem NBP jest dążenie do osiągnięcia stabilnego poziomu cen, ale dziś, w konkretnych polskich warunkach, należałoby zapisać, że podstawowym celem jest redukcja tempa wzrostu cen. Zapis ten powinien obowiązywać do czasu, aż inflacja osiągnie poziom wyznaczony przez kryteria z Maastricht. Podstawowe pytanie, na które trzeba odpowiedzieć, to kto miałby określać tempo owej redukcji.

Otóż ideałem byłoby, gdyby następowało to w wyniku porozumienia między Radą Ministrów a RPP. Przepisu takiego nie ma, ale nawet gdyby go uchwalić, nikt porozumienia nie wymusi, jeśli nie ma dobrej woli obu stron. W związku z tym odpowiedzialność za tę decyzję należałoby - jak sądzę - przypisać Radzie Ministrów. Dlaczego właśnie Radzie Ministrów? Dlatego, że tempo obniżania inflacji jest powiązane z makroekonomiczną i budżetową polityką rządu, na przykład z tempem ograniczania deficytu budżetowego, które zależy od wielu czynników leżących w gestii Rady Ministrów, a nie RPP.

Niektórzy ekonomiści, a zwłaszcza jeden z często wypowiadających się członków RPP, wyciągają jednak z tego faktu opaczne wnioski. Jeśli - powiadają - rząd może obniżyć inflację, redukując deficyt budżetowy, to niechże to czyni, a jeśli tego nie zrobi, to inicjatywę przejmie Rada Polityki Pieniężnej. Co jednak zrobić, gdy obniżenie deficytu nie jest szybko możliwe? Gdy skala tej redukcji i inne decyzje rządu pozwolą wprawdzie obniżyć inflację, ale nie w tym tempie, jakie założyła sobie (czasem znacznie wcześniej i w innych warunkach) Rada Polityki Pieniężnej?

Fundamentaliści monetarni nie liczą się z konsekwencjami gospodarczymi i społecznymi swoich opinii, choć przecież wystarczyłoby na przykład zweryfikować średniookresowy cel inflacyjny (np. ustalić, że czteroprocentowy wzrost cen uzyskany zostanie rok później). Trzeba bowiem jasno powiedzieć, że uprawnienie przyznane Radzie Ministrów dotyczyłoby wyłącznie określenia tempa obniżania inflacji w średnim okresie, a nie jej podwyższania. Niepotrzebne są zatem nerwowe reakcje w tej kwestii. Nie jest to zamach na niezależność RPP, napad na bank ani żadna herezja. Po prostu proponuję wyciągnąć logiczne wnioski z faktu, iż tempo obniżania inflacji jest przede wszystkim zadaniem z zakresu polityki gospodarczej, a polityka pieniężna jest zestawem instrumentów stosowanych według własnego doboru przez niezależną RPP w celu realizacji tego zadania. Skrajnie inne rozumienie tego podziału obowiązków, reprezentowane przez niektórych członków RPP, prowadzi do funkcjonowania w praktyce dwóch rządów.

Oczywiście, gdyby RPP zadeklarowała chęć porozumiewania się z rządem co do średniookresowego celu inflacyjnego, zmiany ustawowe - które także nie są idealnym panaceum - nie byłyby konieczne. Byłoby to rozwiązanie optymalne. Czy jednak przyjęcie takiej zasady jest możliwe? Wiele zależy od rozwagi i dalekowzroczności prezesa NBP i członków RPP. Dobrze byłoby przy tym przyjąć założenie, że rząd i minister finansów, choć omylni, nie są czeredą nieodpowiedzialnych destruktorów finansów państwa. Również Radzie Polityki Pieniężnej nie wszystko się udaje, co przecież nie znaczy, że w jej skład wchodzą ludzie niekompetentni. Pozwolę sobie przypomnieć, że były czasy, w których jeden z obecnych członków RPP, jako prezes NBP, był z mocy prawa całkowicie podporządkowany ówczesnemu ministrowi finansów, który osobiście wyznaczał nie tylko cele inflacyjne, ale - o zgrozo! - także ustalał politykę pieniężną! Jakoś nie doprowadziło to do zdestabilizowania gospodarki. Myślę zatem, że niepotrzebne są agresywne, zacietrzewione reakcje na zgłoszoną propozycję, w tym także niesmaczne inwektywy i złośliwości pod adresem kolegów ekonomistów, których dorobek i renoma nie mogą być kwestionowane. Proponuję: mniej fundamentalizmu - więcej realizmu.

Źródło: Data wydania 2001.05.04 / Dział gazeta/Publicystyka, Opinie

Powrót do "Publikacje" / Do góry