Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt




Publikacje / 21.12.06 / Powrót

Koalicja rządowa jest za droga dla obywateli
Dział: Makroekonomia

Z natury jestem optymistą, więc i o przyszłorocznym budżecie chciałbym optymistycznie. Ale pierwsza rzecz, która mi przyszła do głowy to ta, że budżet jest. Trudno powiedzieć, którego ministra finansów należałoby rozliczać z tego dokumentu. Tylu ich się ostatnio przewinęło na Świętokrzyskiej. Skoro jednak sygnuje go Zyta Gilowska, to warto porównać go z jej obietnicami.
Premier Gilowska (za pierwszego wicepremierowania) obiecywała obniżanie stawek ZUS. Co mówi teraz? Zmiany mają nastąpić w 2008 r. Zamiast obniżenia składek ZUS będziemy więc mieli w przyszłym roku wyższą akcyzę i wyższą składkę zdrowotną. Co prawda podwyżka ta wynika z długookresowego planu, ale trudno mówić o obniżaniu podatków, gdy one faktycznie rosną.
Ograniczanie wydatków na administrację też nie bardzo wychodzi. No, ale przecież koalicja musi kosztować – np. stanowiska ministrów w Kancelarii Premiera dla wszystkich koalicjantów. Po raz kolejny nie udało się wiele zaoszczędzić na tzw. „świętych krowach”, czyli instytucjach, które same sobie ustalają budżety.
Np. kancelaria Prezydenta - Kwaśniewskiemu PiS chciał zabrać ośrodki wypoczynkowe i 30 mln zł, Kaczyńskiemu dodał 20 mln zł na remont tychże ośrodków - wyjątkowa hipokryzja! Podobnie z wydatkami ZUS. Jeśli emeryci dostaną tylko podwyżki wynikające z inflacji, to państwo musi pokazać, że nie wydaje zbyt dużo na siebie. Oglądając siedziby ZUS, emeryci i renciści nie odnoszą takiego wrażenia. Frustracja ludzi jest jeszcze większa, kiedy zobaczą np. komisariat finansowany z tego samego budżetu, w którym policjanci sami muszą kupować sobie długopisy. Jak w takiej sytuacji mówić o dobrym gospodarowaniu groszem publicznym? Dlaczego w jednej instytucji niczego nie brakuje, a w drugiej kapie z dachu?
Jak widać Zyta Gilowska, która jeszcze jako posłanka PO wzywała do obniżania podatków, ograniczania administracji, teraz jako minister finansów robi coś zupełnie innego. Nie od dziś wiadomo, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.
Pomysły Zyty Gilowskiej sprzed kilku miesięcy nie są więc realizowane. A może w projekcie budżetu znajdziemy choćby zapowiedź realizacji obietnic wyborczych PiS? Otóż nie. Dwa progi podatkowe (18% i 32%), będące sztandarową propozycją PiS w kampanii wyborczej, zostają odłożone na 2009 r., czyli na rok wyborczy, i mają być realizowane przez inny rząd. W ten sposób program i obietnice przedwyborcze PiS potraktował nie jako zobowiązanie wobec społeczeństwa, ale jako kiełbasę, którą ”ciemny lud” kupi. Tak nie wolno traktować obywateli. Nie wolno także opowiadać, że zmiany zapowiadane w kampanii wyborczej zostaną wprowadzone już za innych rządów. Taka obietnica nie jest ani dobrym standardem w polityce, ani nie jest możliwa do spełnienia. A inni „Święci Mikołajowie”? Giertych obiecywał nauczycielom złote góry - dostaną po kilka złotych podwyżki. Lepper przysięgał, że da ekstrapodwyżkę emerytom - skorzysta tylko co setny z nich. Tym panom naprawdę trzeba już podziękować.
Po dłuższym namyśle znajduję jednak jakieś pozytywne strony w tym budżecie. Cenna jest inicjatywa „zakotwiczenia” deficytu budżetowego na poziomie 30 mld zł. Pytanie, czy zamiar ten będzie realizowany w latach kolejnych. Oby. Gwoli sprawiedliwości należy jednak przypomnieć, że podobna inicjatywa została zgłoszona przez ministra finansów Marka Belkę 6 lat temu. Marek Belka proponował, aby wydatki rosły w tempie minimalnie przekraczającym wzrost cen (inflacja + 1%). Deficyt malałby wówczas w miarę wzrostu PKB i w końcu miałby szansę zamienić się w nadwyżkę budżetową. Propozycja ta była zgodna z logiką i teorią ekonomii. W okresie dobrej koniunktury deficyt budżetowy powinien być bowiem redukowany. Wtedy jest to najłatwiej zrobić, gdyż wpływy rosną wraz ze wzrostem PKB. Wystarczy wówczas jedynie nie podwyższać nadmiernie wydatków i deficyt spada.
Pomysł z ograniczaniem wydatków był więc lepszy niż „kotwica”, która zakłada, że deficyt będzie permanentny. Wówczas jednak nie udało się go przeforsować, a ówczesna opozycja, w której ławach zasiadało wielu dzisiejszych posłów PiS, nie zostawiła na nim suchej nitki. Może poszli po rozum do głowy i skopiowali pomysł w trochę gorszym wydaniu? Oby, bo nieważne kto zgłasza pomysły - ważne, żeby były dobre i służyły gospodarce. Budżet Gilowskiej służy temu tak sobie - jest, bo musi być.


Marek Borowski

Źródło: "Fakt"

Powrót do "Publikacje" / Do góry