Król mając państwo na własność nie będzie kradł – a dopilnuje, by inni nie kradli!! – dowodzi. Będzie też miał interes, by mianować premierem mądrego i uczciwego człowieka.
Z artykułu wynika, że Autor jest przeciwny wszelkim wyborom, ponieważ – jak pisze – nikt nigdy nie udowodnił, że poseł wybrany przez większą liczbę ludzi jest mądrzejszy. Jeśli jednak nie wybory, to w jaki sposób miałby być wyłaniany parlament? Też król by go wyznaczał? J.Korwin-Mikke tematu nie rozwija. Nie podaje też przykładów owych doskonale funkcjonujących monarchii, na których Polska miałaby się wzorować.
Demokracja jest (bywa) rzeczywiście fatalnym ustrojem, rzecz jednak w tym, że niczego lepszego, przynajmniej do tej pory, nie wymyślono, a przykłady - choćby krajów skandynawskich - pokazują, że jest to ustrój, który może działać sprawnie i prowadzić do sukcesów gospodarczych i społecznych. Warunkiem jest otwartość państwa, przejrzystość podejmowanych decyzji i publiczna debata o najważniejszych sprawach. Szwecja, Finlandia wyróżniają się nie tylko poziomem i powszechnością praw socjalnych, ale także wysoką wydajnością pracy. Swoimi technologiami (Nokia) zawojowały świat. Jednocześnie mogą służyć za wzór uczciwości i porządku.
Monarchię już w Polsce przerabialiśmy. Nasi sąsiedzi też. Bolesław Krzywousty walczył o władzę z własnym ojcem i bratem, a podział Polski dokonany przez niego w 1138 r. miał wszelkie szanse na to, aby okazać się trwałym. Jak pisze Norman Davies w „Bożym igrzysku”, rozbita Polska nie była w stanie odeprzeć najazdów Czechów, Sasów, Prusów, Litwinów i Tatarów. Piastowscy książęta Wielkopolski, Małopolski, Mazowsza, Kujaw, Pomorza, Śląska i pomniejszych dzielnic bez przerwy ze sobą walczyli. Mieli jednak szczęście żyć w czasach, w których ich sąsiedzi byli podobnie rozbici.
Zygmunta II Augusta, ostatniego Jagiellona, od pozłacanej kołyski przygotowywano do roli króla. Nie brakowało mu wykształcenia i królewskich manier. Miał jednak skłonności do melancholii, w dodatku niezbyt mu się układało w życiu osobistym, co nie pozostawało bez wpływu na jego poczynania polityczne. Jak twierdzi N. Davies, jego matka, Bona Sforza, prawdopodobnie otruła dwie pierwsze żony syna, a potem umknęła do swych ojczystych księstw zabierając gotówkę i klejnoty z królewskiego skarbca. Za czasów Zygmunta II dobrami królewskimi opłacano też rozmaite przysługi i gwarancje, na co skarżyli się nawet jego zwolennicy.
Nie ma żadnej pewności, że król będzie władcą inteligentnym, oświeconym, zdolnym do sprawowania władzy, że właściwie wychowa swoje dzieci, nie będzie toczył sporów dynastycznych, nie będzie podlegał szkodliwym nałogom, nie okaże się utracjuszem, awanturnikiem itp. W dodatku złego, nieudolnego lub głupiego króla nie można się pozbyć inaczej niż skrytobójczo. Chyba że abdykuje dobrowolnie na rzecz następcy. A wyborca, który źle wybrał, albo nie poszedł do wyborów, ma szansę poprawić się za cztery lata, a nawet wcześniej, jeśli wybory są przedterminowe.
Ordynacja mieszana, proporcjonalno-większościowa, którą zaproponowałem (przypominam: połowa posłów byłaby wybierana w okręgach 1-mandatowych, a połowa z list partyjnych), jest bardziej demokratyczna i pluralistyczna niż obecna ordynacja proporcjonalna. Wyborcy głosowaliby bowiem na konkretnego kandydata i mieliby w okręgu jednego posła. Do Sejmu mogliby więc trafić autentyczni lokalni liderzy, także z ugrupowań, które nie pokonały progu wyborczego, zamiast osób wyznaczonych przez szefów partii, którzy ustalają dziś kolejność na listach wyborczych.
W jednym tylko przypadku poparłbym pomysł monarchii – gdyby królem miał zostać J.Korwin-Mikke. Ma mój głos. Nie wiem tylko, czy to wystarczy.
Marek Borowski
Źródło: Galicyjski Tygodnik Informacyjny TEMI
Powrót do "Publikacje" / Do góry