Niestety, w gęstniejącej, dusznej atmosferze, w jakiej przychodzi nam żyć za sprawą rządzącej prawicy, coraz trudniej im się do tego przyznać bez narażenia się na szykany czy inne przykrości. Bycie innym pod jakimkolwiek względem, a zwłaszcza innym niż to akceptuje kościół katolicki staje się bowiem w Polsce coraz gorzej widziane. Dobrze, że młodzi ludzie, studenci, dostrzegają ten problem i chcą o nim mówić publicznie, w przeciwieństwie do wielu kręgów intelektualistów i tzw. ludzi opinii, którzy za najwłaściwszą reakcję uznali schowanie głowy w piasek.
Niestety, władze UMCS uczyniły w gruncie rzeczy podobnie. Uważam – dałem temu wyraz w liście otwartym do rektora tej uczelni - że zamknięcie wystawy było przejawem nadmiaru ostrożności, czy też nadgorliwości wobec środowisk katolickich, chociaż ani ich prawa, ani system wartości nie zostały przez studentów naruszone czy zagrożone. Nie doszło ani do ośmieszenia religii, ani do uchybienia w jakikolwiek sposób jej wyznawcom.
Stanowisko to dziwi i niepokoi tym bardziej, iż uniwersytety, ośrodki akademickie powinny być – wynika to z samej ich istoty – miejscem swoistego fermentu intelektualnego, takim, gdzie dyskusję się premiuje, a nie tłumi w zarodku. Można nie zgadzać się ze studentami, można krytykować ich pomysły, jak to np. zrobił abp Józef Życiński, ale nie powinno się im kneblować ust. Wręcz przeciwnie. Gdzie jak nie na uczelni mają się ćwiczyć w sztuce dyskusji, gdzie mają zdobywać i rozwijać umiejętność argumentacji, uczyć się przełamywania stereotypów i tolerancji dla cudzych poglądów? Ci, którym się ich inicjatywa nie spodobała, powinni przyjść, wziąć udział w debacie i wyłożyć swoje racje, a nie żądać likwidacji wystawy.
Obrażanie uczuć religijnych jest rzeczą naganną i jeśli ktoś to czyni, powinien ponosić konsekwencje. Nie może być to jednak wygodny, bezdyskusyjny, dyżurny pretekst służący do ograniczania wolności słowa, wolności wypowiedzi artystycznej, wprowadzania obyczajowej cenzury, czy też norm religijnych do systemu prawnego. Zgodnie z naszym kodeksem karnym - jest to też zgodne ze zdrowym rozsądkiem – obraza uczuć religijnych następuje wtedy, kiedy ma charakter świadomy i intencjonalny. Ani lubelscy studenci, ani wcześniej rzeźbiarka Dorota Nieznalska, ani artyści z teatrów Suka Off i Wierszalin, ani wydawcy i redaktorzy pisma Machina, ani uczniowie z Ełku, którzy w szkolnym kabarecie sparodiowali ojca Rydzyka, czy też uczestnicy Marszów Równości – by wymienić najgłośniejsze przypadki napiętnowania lub wręcz represjonowania z powodu obrazy uczuć religijnych, o których rozpisywała się prasa, takiego zamiaru nie mieli. Niestety, pokazuje to, że pod hasłem ochrony uczuć religijnych mamy do czynienia z całą akcją, w wyniku której granice wolności słowa – jednego z głównych fundamentów demokracji - niebezpiecznie się w Polsce zawężają, a dzieje się to przy bierności lub nawet wsparciu organów państwa oraz udawaniu przez większość polityków, że nic ważnego się nie dzieje.
Tak dalej być nie może. Zaapelowałem do liderów partii opozycyjnych, abyśmy odłożyli na bok partykularne interesy i dzielące nas różnice i w odpowiedzi na pakt stabilizacyjny podpisali pakt dla demokracji, w którym zobowiążemy się, że wspólnie będziemy bronić najważniejszych zasad demokratycznych, w tym m.in. neutralności światopoglądowej państwa, wolności słowa i poszukiwań artystycznych. Czas przerwać obecne odrętwienie.
Marek Borowski
Źródło: Galicyjski Tygodnik Informacyjny TEMI
Powrót do "Publikacje" / Do góry