Od 2004 r. gminy otrzymują – zgodnie z ustawą – 39,34 proc. podatku PIT płaconego przez mieszkańców gminy. Po uwzględnieniu innych wskaźników, z każdej złotówki PIT płaconego przez mieszkańców trafia do gminy 35,62 grosza. W myśl propozycji Cezarego Mecha, trafiałoby 7,12 groszy, natomiast 28, 50 grosza pochodziłoby z PIT płaconego przez osoby pracujące na terenie gminy.
Cezary Mech chce w ten sposób zachęcić samorządy gmin do promowania przedsiębiorczości i zabiegania o lokowanie inwestycji na swoim terenie. Obecnie nie są one, jego zdaniem, zainteresowane we wspomaganiu tworzenia miejsc pracy, ponieważ korzystniejsze finansowo jest bycie „sypialnią” dla mieszkańców. Chodzi o walkę z bezrobociem – tłumaczy.
Cel zbożny, ale entuzjazmu u samorządowców nie widać. Mariusz Poznański, przewodniczący Związku Gmin Wiejskich, stwierdził w „Rzeczpospolitej”, że jest to jeden z najgorszych pomysłów dla samorządu terytorialnego i demokracji. Skorzystają gminy już zasobne, które staną się jeszcze zasobniejsze - przede wszystkim duże miasta (oblicza się, że sama Warszawa zyskałaby dodatkowe pół miliarda złotych) oraz gminy, w których znajdują się duże zakłady pracy. Biedni będą jeszcze biedniejsi, a część gmin po prostu zbankrutuje. Również podczas zjazdu Związku Miast Polskich większość samorządowców skrytykowała projekt.
Cezarego Mecha to nie zraża. Dowodzi, że proponowane przez niego rozwiązanie nie wpłynie negatywnie na finanse najbiedniejszych samorządów, bo przecież istnieje mechanizm równoważący dochody gmin, tzw. „janosikowe”. Należałoby tylko dostosować go do zmian w podziale PIT.
Obawiam się, że pan minister trochę pogubił się w obowiązującym systemie finansowania jednostek samorządu terytorialnego, który, po pierwsze, ma charakter redystrybucyjny – jego podstawą są subwencje wyrównawcze z budżetu państwa, natomiast „janosikowe”, to pewien mechanizm szczególny. Polega on na tym, że gminy bogate oddają – za pośrednictwem budżetu państwa - część swoich dochodów biedniejszym. Po drugie, już teraz istnieją bodźce do wspierania przez gminy działalności gospodarczej, ponieważ otrzymują one 6,71 proc. wpływów z podatku CIT płaconego przez firmy mające siedzibę na ich terenie. Oczywiście, należy te bodźce wzmacniać, ale nie kosztem innych gmin. Jak i czym biedne gminy-sypialnie miałyby przyciągać inwestorów dysponując mniejszymi pieniędzmi na drogi, kanalizację, wodociągi itd. Natomiast jeśli będą dostawać tyle samo środków, tyle że z innych kieszeni i w innym trybie (nie jest jednak wcale pewne, czy rzeczywiście da się to wszystko wyrównać), to właściwie po co te sztuczki i całe zamieszanie?
Ustawa o dochodach jednostek samorządu terytorialnego obowiązuje dopiero drugi rok. Sejm poprzedniej kadencji uchwalił ją znaczną większością głosów (343 głosy za, 76 – przeciw). Tyle się ostatnio mówiło o dewaluacji prawa poddawanego ciągłym nowelizacjom. Czasem jest taka potrzeba, ponieważ ustawodawca czegoś nie dopatrzył. Ale to nie ten przypadek.
Stabilność systemu ekonomicznego jest istotną wartością. Trudno bez niej planować na dłuższy czas, a gminy przecież takie plany przygotowują. Czy mają je teraz wyrzucić do kosza, albo czekać w niepewności aż sytuacja się wyklaruje?
To nie pierwsza kontrowersyjna propozycja PiS nie poparta konkretnymi wyliczeniami kto zyska, kto straci i jaki będzie ostateczny bilans. Jeśli Cezary Mech i PiS chcą skutecznie zachęcać gminy do promowania przedsiębiorczości i wspierania wzrostu zatrudnienia, to niech raczej skupią się na walce z korupcją oraz na usprawnianiu funkcjonowania sądów gospodarczych. A przede wszystkim niech z rządu nie płyną sygnały odstraszające zagranicznych inwestorów, tak jak to już miało miejsce za sprawą przełożonej Cezarego Mecha, minister finansów, Teresy Lubińskiej.
Marek Borowski
Źródło: Galicyjski Tygodnik Informacyjny TEMI
Powrót do "Publikacje" / Do góry