Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt




Publikacje / 16.11.05 / Powrót

Lepiej, żeby ministrowie milczeli
Dział: O rządzie

Przy okazji tworzenia nowego rządu obserwujemy różne dziwne zjawiska. W ubiegłym tygodniu napisałem, że będzie to rząd przejściowy. Przez myśl mi jednak nie przeszło, że będzie też przejściowo niemy. Oto już po pierwszych publicznych wypowiedziach nowo powołanych ministrów premier Kazimierz Marcinkiewicz zabronił im udzielania wywiadów. Znam go jako człowieka bardzo zdolnego, ale chyba nie aż tak, żeby mógł się wypowiadać za wszystkich i na każdy temat. Czyżby więc zamierzał powołać w rządzie wewnętrzną cenzurę?
Po zamieszaniu, jakie wywołał wśród zagranicznych inwestorów oraz na rynkach finansowych wywiad pani minister finansów, prof. Teresy Lubińskiej dla wpływowego brytyjskiego dziennika „Financial Times”, wcale bym się nie zdziwił. Na słowa, że hipermarkety są w Polsce niepotrzebne i nie służą dobrze polskiej gospodarce zareagowała nawet Komisja Europejska. Po zapowiedzi zwiększenia deficytu budżetowego – skądinąd kuriozalnej w ustach ministra finansów - wyraźnie spadła złotówka.
Wypowiedzi innych ministrów, zanim zdenerwowany Kazimierz Marcinkiewicz w końcu nie odebrał im głosu, były równie smaczne, choć z innych powodów. Andrzej Mikosz, minister skarbu, tuż po nominacji powiedział, że PiS uzgodnił z PO jego osobę jako specjalistę od prywatyzacji, a nie od jej wstrzymywania. PO zaprzeczyła, że były jakieś uzgodnienia, rzecz jednak w tym, że PiS szło do wyborów z programem spowolnienia prywatyzacji. Poglądy Andrzeja Miłosza wprawdzie nie są szeroko znane, ale prasa wyciągnęła jego wypowiedź sprzed dziesięciu lat, w której stwierdził, że trzeba sprywatyzować wszystko, w rękach państwa może pozostać tylko kontrola lotów. Czy premier nie wiedział, kogo powołuje na swojego ministra, czy też minister nie zapoznał się z programem rządu?
Trochę mi to przypomina bóle porodowe rządu Jerzego Olszewskiego w 1992 r. Tam główni rządowi ekonomiści, profesorowie: Jerzy Eysymontt, przewidziany na nowe stanowisko ministra gospodarki i Karol Lutkowski, desygnowany na ministra finansów, podczas przesłuchań przed komisjami sejmowymi albo zaprzeczali słowom premiera (prof. Lutkowski z godną podziwu szczerością przyznał, że nie tylko nie pisał premierowi tez gospodarczych, ale także nie czytał, a nawet nie słyszał expose sejmowego!), albo sobie nawzajem, albo wreszcie zgodnie dezawuowali innych ministrów.
Zatem jest to kolejny rząd, który tak naprawdę nie ma spójnego programu. Potwierdziła się teza, że PiS luźno traktuje swoje założenia programowe z okresu kampanii wyborczej. Politykom tej partii zależało jedynie na przyciągnięciu wyborców obawiających się prywatyzacji, marginalizacji, biedy. Dzisiaj – po niespodziewanym zwycięstwie, bo to przecież PO miała wygrać, współrządzić i wziąć na siebie całe odium za niespełnione obietnice PiS-u - bez żenady sami sprawiają swoim wyborcom zimny prysznic. Pojawiają się nowe, już nie tak optymistyczne liczby, (1,5 mln mieszkań w 8 lat, a nie 3 mln), a nowo mianowani ministrowie, znani – przynajmniej niektórzy z ich – z zupełnie innych poglądów niż te prezentowane przez PiS, zaczęli mówić – zanim premier im nie zakazał – zgoła innym językiem niż ich szef.
Przy tym ekipa rządowa jest nierówna. Są w niej osoby dobrze przygotowane fachowo, np. minister spraw zagranicznych, Stefan Meller, wspomniany już Andrzej Mikosz, czy minister edukacji i nauki, Michał Seweryński.. Są też osoby z tzw. zaciągu politycznego, albo tacy, których koncepcje rysują się bardzo niejasno.
W tej grupie jest np. Jerzy Polaczek, minister transportu i budownictwa, który stwierdził w rozmowie z dziennikarzami, że chce m.in. poprawiać stan polskich dróg oraz budować nowe autostrady według nowych procedur. Nie odpowiedział jednak na proste pytanie: ile autostrad zamierza zbudować? Niczego więc nie obiecuje i słowa dotrzyma, bo po 4 latach nie będzie go z czego rozliczyć, w przeciwieństwie do Marka Pola, który miał odwagę przyjąć na siebie konkretne zobowiązania. Ten sam minister Polaczek, zapytany o to kiedy zostanie oddanych do użytku 3 mln mieszkań, powiedział, że te 3 mln „były sformułowaniem skrótowym”.
Chyba rzeczywiście lepiej, żeby ministrowie nowego rządu milczeli.

Marek Borowski

Źródło: Galicyjski Tygodnik Informacyjny TEMI

Powrót do "Publikacje" / Do góry