Rzeczywiście prawo stanowi, że w takim przypadku następuje wygaśnięcie mandatu - niejednoznaczności w przepisach, wbrew temu, co niektórzy mówią, nie ma. Absurdem byłoby jednak, gdyby mandat wygasał automatycznie, to znaczy wojewoda stwierdzał fakt i nie było od tego odwołania. A jeśli wojewoda się pomyli? Jeśli np. samorządowiec nie miał obowiązku składać oświadczenia o działalności gospodarczej małżonka, lecz zrobił to, ale po terminie? Albo miał obowiązek i złożył je na czas, ale z jakiegoś powodu nie trafiło ono na biurko wojewody? Albo pojawiają się wątpliwości co do daty? Ustawa mówi, że własne oświadczenie majątkowe trzeba złożyć w ciągu 30 dni od daty ślubowania, a małżonka – w ciągu 30 dni od dnia wyboru. Ale właściwie kiedy jest dzień wyboru? Czy jest to dzień, w którym zorganizowano wybory, czy też dzień, w którym PKW przedstawiła oficjalny komunikat o ich wyniku? Znaków zapytania jest sporo.
W dobrej intencji uchwalone zostało absurdalne prawo - nie dość, że bardzo rygorystyczne, to nieprecyzyjne i niespójne. A przecież utrata mandatu oznacza poważne konsekwencje nie tylko dla konkretnej osoby, ale także – odpowiednio do jej funkcji - dla gminy, powiatu i województwa. Dlatego o losach spóźnialskich powinna się wypowiedzieć najpierw rada miasta, potem ewentualnie wojewoda, a w przypadku zaskarżenia jego decyzji przez zainteresowanego – sąd. Odmienne stanowisko, jakie prezentuje premier Kaczyński, a także minister Dorn, świadczy o ich ignorancji prawnej oraz chęci politycznego rozegrania tej sprawy.
Czy jednak konieczna jest długa droga przez wszystkie instancje? Czy nie lepiej, prościej i taniej naprawić bubel legislacyjny? Prawo zostało tak skonstruowane, że łatwo je w sposób nieumyślny i niezawiniony naruszyć, a wielka liczba drobnych uchybień tylko to potwierdza.
Cel ustawodawcy - by samorządowcy nie ukrywali latami swego stanu posiadania, chociaż płacili z tego tytułu kary pieniężne - został w dużej mierze osiągnięty. Zamiast więc surowo karać tych, którzy bez złej intencji spóźnili się ze złożeniem dokumentów, należałoby szybko uchwalić ustawę abolicyjną umożliwiającą im zachowanie stanowisk. Na przyszłość zaś przyjąć, że utrata mandatu następuje np., wtedy, gdy samorządowiec, który nie złożył na czas deklaracji, zlekceważy upomnienie wojewody. Czyli dać drugi, „poprawkowy” termin.
Ustawodawcy zdarza się przeholować, ale powinien umieć się do tego przyznać. Załóżmy, że w szlachetnym zapale przywracania porządku posłowie wprowadzili karę 10 lat więzienia za przechodzenie na czerwonym świetle. No i złapano kilkaset osób, które z pośpiechu, przez gapiostwo itp. jednak przeszły na czerwonym. Czy tych ludzi należałoby zamknąć na 10 lat, czy też znowelizować drakońskie prawo? Rozsądek nakazywałby to drugie.
W przypadku samorządowców rozum u niektórych wydaje się być wyłączony. PiS jest przeciw abolicji argumentując, że prawo nie może działać wstecz. A przecież nie jest to zasada niepodważalna, zwłaszcza jeśli celem jest uniknięcie większych problemów. Nawiasem mówiąc, w porównaniu z postępowaniem PiS moralność Kalego to szczyt pryncypialności. Wszak to głosami PiS uchwalona została działająca wstecz amnestia maturalna, a teraz szykowana jest przez tę partię tzw. ustawa deubekizacyjna.
Przed nami prawdopodobnie ponowne wybory kilkuset samorządowców, związane z tym koszty i zamieszanie legislacyjne, bo jeśli mandaty są nieważne od 27 grudnia, to i decyzje wydane po tym terminie. Najpierw jednak wejdą komisarze. Byłoby dobrze, gdyby wojewoda wyznaczył do tej roli dotychczasowych wójtów, burmistrzów i prezydentów. Jednak widząc zacietrzewienie polityków PiS, ich radość, że znowu mogą się „poboksować”, a już podgryzanie Hanny Gronkiewicz-Waltz sprawia im szczególną przyjemność, wątpię, by takie rozwiązanie przyjęto.
Jest jednak promyk nadziei. Jest nim jak zwykle Trybunał Konstytucyjny, do którego skierowano skargę na niekonstytucyjność tych przepisów. Poczekajmy zatem. Może rozsądek zwycięży.
Źródło: Galicyjski Tygodnik Informacyjny TEMI
Powrót do "Publikacje" / Do góry