Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt




Publikacje / 06.07.05 / Powrót

Koń a sprawa polska
Dział: Inne

Końmi i jeździectwem interesuję się raczej umiarkowanie – nie miałem ani tradycji rodzinnych, ani specjalnych okazji, by uprawiać tę dyscyplinę sportu. Zaintrygował mnie jednak tytuł konferencji, na którą dostałem zaproszenie: „Hodowla koni i jeździectwo jako szansa dla Polski”.
Jak wynikało z materiałów przedstawionych na konferencji oraz wystąpień prelegentów, w tym z Niemiec, Francji i Szwecji, konferencja miała bowiem międzynarodowy charakter, „przemysł koński” – choć dla miłośników koni to barbarzyńskie określenie – jest dziś bardzo dynamicznie rozwijającą się dziedziną zachodnioeuropejskiej gospodarki. Ma to związek nie tylko ze sportowym, ale także turystycznym, rekreacyjnym oraz leczniczym (hipoterapia) użytkowaniem koni. Można też w niektórych regionach zaobserwować tendencje powrotu do pracy konia w rolnictwie.
Przy czym „przemysł koński” jest bardzo pracochłonny, co akurat stanowi jego zaletę. Zaangażowani są weń hodowcy, lekarze weterynarii, producenci sprzętu, akcesoriów i urządzeń jeździeckich, producenci i dostawcy pasz, rozmaici usługodawcy (odżył zawód kowala), stajenni, instruktorzy, trenerzy, nie mówiąc o sportowcach, dla których przecież jest to także zawód, organizatorzy imprez.
Dla przykładu, w Niemczech zarejestrowanych jest ponad milion koni (być może koniarze mnie poprawią: koni i kuców, ale to już szczegóły dla wtajemniczonych), prawie 2 mln ludzi uprawia sporty konne, 14 mln wyraża zainteresowanie tym sportem, a przemysł hipiczny generuje ok. 300 tys. miejsc pracy. We Francji odpowiednio: ponad milion koni, 435 tys. jeźdźców zrzeszonych i 58 tys. miejsc pracy (bez usług towarzyszących).
Znaczna liczba miejsc pracy powstaje dzięki koniom, zwłaszcza na terenach wiejskich i podmiejskich. W Polsce są to, jak wiadomo, obszary dotknięte największym bezrobociem, zatem rozwój hodowli koni i jeździectwa rzeczywiście byłby dla nich szansą.
Obecnie Polska na tle krajów zachodnich wypada niestety blado. Mamy jedynie ok. 300 tys. koni (przed wojną 4 mln!, w latach 70. - 2,5 mln) i 100 tys. jeźdźców. Ocenia się, że polskie jeździectwo pozostaje w tyle za krajami Europy Zachodniej mniej więcej o 30 lat. Widać to było na Olimpiadzie w Atenach, widać podczas innych prestiżowych zawodów. A właściwie nie widać, bo polscy jeźdźcy i konie w nich nie uczestniczą – nie kwalifikują się. Jedynie w hodowli koni arabskich odnosimy regularnie spektakularne sukcesy, ale też nie bardzo umiemy je wykorzystać.
Zamierają wyścigi konne w Warszawie, które są podstawą selekcji i hodowli koni – spółka Służewiec-Tory Wyścigów Konnych, gospodarz jednego z najpiękniejszych torów wyścigowych na świecie, jest w stanie upadłości. Tymczasem np. we Francji istnieje 250 torów, a łączna suma nagród to 290 mln euro. Francja stworzyła też sprawny system hodowlany, w którym doskonale współistnieje hodowla prywatna i państwowa.
Myślę, że warto pobudzić w Polsce społeczne zainteresowanie oraz stworzyć przyjazny klimat dla „przemysłu końskiego”. Tym bardziej, że mamy bogate tradycje pod tym względem, cały szereg zabytkowych wspaniałych obiektów, spore – mimo wszystko – pogłowie koni (stada i stadniny stanowią nasze dziedzictwo narodowe, jest to cenny materiał genetyczny), a także dobrze przygotowane kadry hodowców. Rośnie też, jak to ujął jeden z prelegentów, pokolenie ludzi „zarażonych” koniem. Coraz więcej dzieci oddaje się z zapałem temu sportowi, wciągając w swoje hobby całe rodziny. Zauważalny jest też wzrost standardu usług jeździeckich.
Wraz z przystąpieniem do Unii Europejskiej powstał dla polskiej hodowli koni dodatkowy impuls. Mamy cztery rodzime rasy koni: małopolską, huculską, śląską i konika polskiego - bardzo cenione ze względu na swe cechy użytkowe, na które – w ramach konwencji o ochronie różnorodności biologicznej - przysługują hodowcom dotacje z Unii.
Polska hodowla koni wywarła w swoim czasie niemały wpływ na hodowlę europejską i światową. Dziś to my częściej jesteśmy petentami. Pasja, z jaką polscy prelegenci prezentowali „koński” temat dowodzi jednak, że tak być nie musi. A to co mnie najbardziej uderzyło: rzadko się zdarza takie zaangażowanie społeczne w innych dziedzinach gospodarczych jak w branży końskiej.

Źródło: Galicyjski Tygodnik Informacyjny TEMI

Powrót do "Publikacje" / Do góry