Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt



Publikacje / 29.06.05 / Powrót

My i Stany Zjednoczone
Dział: O polityce i politykach

Jednym z pytań, jakie otrzymuję najczęściej jako kandydat na prezydenta Polski, jest pytanie o moją ocenę udziału polskich wojsk w interwencji w Iraku oraz generalnie stosunki polsko-amerykańskie. Stany Zjednoczone są najważniejszym sojusznikiem Polski i oczywiście to się nie zmieni, jeśli zostanę prezydentem Polski, bo zmienić się nie może. Uważam jednak, że powinniśmy wyciągnąć z lekcji irackiej określone wnioski, nauczkę na przyszłość.
Po pierwsze, mając dziś lepszą wiedzę o sytuacji w Iraku, musimy powiedzieć naszym amerykańskim przyjaciołom: stanęliśmy przy was, bo czując się zagrożeni poprosiliście o pomoc, a Polska zawsze w historii była lojalnym sojusznikiem. Pamiętamy także, jak wiele nasz kraj zawdzięcza Ameryce. Fakty są jednak nieubłagane - argumenty, które wtedy przedstawiliście, okazały się nieprawdziwe. Musimy wyciągnąć z tego wnioski, bo przecież to polska dyplomacja bezkrytycznie uznała te argumenty za słuszne i przedstawiła je polskiemu społeczeństwu. Będziemy więc w przyszłości po prostu mniej łatwowierni.
Po drugie - tego zresztą uczą wszystkich od wielu lat sami Amerykanie – powinniśmy stawiać twarde warunki, bo kto tego nie robi i nie dba o swój interes, ten nie jest szanowany. Polska nie jest bogatym mocarstwem, nasza pomoc Amerykanom – wojskowa i o charakterze politycznym - dużo nas kosztowała i kosztuje, i to nie tylko materialnie. Przede wszystkim popsuły się nasze relacje z partnerami z Unii Europejskiej, zwłaszcza z Niemcami i Francją, co okazało się potem brzemienne w skutki. Inna sprawa, że nie konsultując przynajmniej z tymi państwami słynnego „Listu ośmiu” polska dyplomacja strzeliła sobie samobójczego gola . Tymczasem zupełnie nie wykorzystaliśmy faktu zaangażowania po stronie Stanów Zjednoczonych. Nie postawiliśmy praktycznie żadnych warunków i do dziś jesteśmy świadkami żenujących zabiegów o kilkadziesiąt milionów dolarów, o które Kongres droczy się z Prezydentem Bushem, nie mówiąc o słynnych wizach. To jest po prostu poniżające. Powtarzam: jeśli nie będziemy sami się szanowali, nikt nas nie będzie szanował. Uważam, że polska dyplomacja powinna wykazać się tu większą stanowczością, twardziej stąpać po ziemi. Polskie interesy są bowiem ważniejsze niż interesy naszych sojuszników.
Po trzecie, Polska jako członek ONZ, UE i NATO powinna powrócić do głoszonych przez siebie zasad globalnego ładu opartego na wielostronnym dialogu zainteresowanych stron z wykorzystaniem instytucji międzynarodowych. Motywowane terrorystycznym zagrożeniem, czy tzw. osiami zła działania jednostronne nie stwarzają szans na stabilne, zrównoważone rozwiązania.
Dziś musimy stopniowo, w sposób odpowiedzialny, ale zdecydowany wycofywać swoje wojska z Iraku. Ten proces już się rozpoczął i powinien być kontynuowany aż do zakończenia w bieżącym roku.
Na tle tych dyskusji chciałbym jednak przestrzec przed prymitywnym i nieuzasadnionym antyamerykanizmem, który obserwujemy gdzieniegdzie w Europie i w Polsce. Niektórzy wręcz sugerują, że Stany Zjednoczone powinny zająć się swoimi problemami, Europa swoimi, bo USA to całe zło, zaś Europa – ośrodek kultury , głębszej refleksji, centrum intelektualne świata.
Otóż w globalnym świecie – dzisiaj, ale jak wiemy również kilkadziesiąt lat temu – w zasadzie nie ma problemów lokalnych, bo one bardzo szybko stają się problemami globalnymi. Gdyby 60 lat temu Stany Zjednoczone wybrały izolacjonizm – a niewiele brakowało, żeby tak się stało – świat wyglądałby dzisiaj zupełnie inaczej. Nawet trudno sobie wyobrazić jak, ale Polski by nie było, Europy takiej jaką dzisiaj znamy, by nie było. Gdyby – przechodząc do bliższych nam wydarzeń – nie pomoc amerykańska, nie wiem, jak dzisiaj wyglądałyby Bałkany. Europa nie była tam w stanie nic zrobić. Biernie przyglądała się gehennie bałkańskich narodów. Pod okiem kontyngentu holenderskiego wymordowano w Srebrenicy tysiące ludzi.
Stosunki transatlantyckie są więc gwarancją naszego bezpieczeństwa i bezpieczeństwa świata. Amerykanom trzeba jednak uświadomić, że mają wybór między dominacją a przywództwem. Moim zdaniem przywództwo amerykańskie trzeba uznać, dominację – nie.

Źródło: Galicyjski Tygodnik Informacyjny TEMI

Powrót do "Publikacje" / Do góry