Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt



Publikacje / 07.03.07 / Powrót

Społeczeństwem tylko bywamy
Dział: Edukacja

Z okazji swojego 50-lecia tygodnik „Polityka” zwrócił się m.in. do polityków, naukowców, artystów i publicystów o wskazanie polskiego problemu numer jeden. Jako jeden z indagowanych napisałem, że naszym największym problemem jest brak więzi społecznych, słabe poczucie wspólnoty. Ktoś mógłby się oburzyć: jak to? A „Solidarność”, a wcześniej rok 1956, a wspólne przeżywanie śmierci Jana Pawła II? To prawda, wtedy Polacy byli razem, ale to tylko potwierdza moją tezę. Jesteśmy wspaniałym narodem, natomiast społeczeństwem bywamy tylko czasami. Na co dzień sobie nie ufamy i jesteśmy niechętni wspólnym działaniom. Z opinią, że „większości ludzi można ufać” zgadza się w Polsce 10,5 proc. badanych, siedmiokrotnie mniej niż np. w Norwegii. („Diagnoza społeczna 2005”). Znaczna część Polaków bezkrytycznie daje wiarę teoriom, że głównym motywem postępowania „innych” są niecne zamiary, a formą ich działania jest spisek i podstęp. To dlatego tak łatwo niszczone są w Polsce autorytety, a historia ugniatana jest jak plastelina.
Powstaje pytanie, dlaczego bałamutne i szkodliwe społecznie tezy uzyskują tak wielu chętnych słuchaczy? Zapewne przyczyn jest wiele, ale jedna wydaje się szczególnie istotna: poziom wyedukowania społeczeństwa i jakość kształcenia. W ostatnich latach próbujemy odrobić opóźnienia, ale przeszłość ciąży. Według danych z narodowych spisów ludności przeprowadzanych w latach 2001 - 2002 (Rocznik Demograficzny 2006) w Estonii i Irlandii blisko 24% ludzi legitymuje się wyższym wykształceniem, w Finlandii ponad 23%, na Litwie i w Norwegii – ponad 20%, w Holandii, Danii, Szwecji, Wielkiej Brytanii i Niemczech – ok. 18%. W Polsce - 10,2%, a na początku transformacji, w 1988 r.- 6,5%(!). Nawiasem mówiąc, podważa to tezę, że jednym z osiągnięć powojennego 50-lecia było radykalne podniesienie poziomu wykształcenia. Owszem, zlikwidowano analfabetyzm i zapewniono, ale tylko gdzieś do 1960 r., większe możliwości nauki i awansu społecznego młodzieży ze wsi i z miejskich rodzin robotniczych - jednak niewiele ponadto. W ciągu trochę ponad 40 lat, do 1988 r., wyższe studia ukończyło ok. 2 mln ludzi, a w ciągu kolejnych 17 - aż 2,5 mln. To pokazuje zarówno wielki sukces III RP - nawet gdy uwzględnimy często nie najwyższą jakość tego kształcenia - jak i skalę naszego zapóźnienia. W okres transformacji wkraczaliśmy z 20 mln ludzi z wykształceniem zasadniczym i niższym (blisko 69 proc.), a dziś jest to ciągle jeszcze ok. 17 mln (53 proc.).
Niski poziom wykształcenia ma wielorakie skutki. Większą szansę na wybór i decydowanie o Polsce dostają demagodzy, ludzie niekompetentni i zwykli szarlatani polityczni. Wygłaszając absurdy, kłamstwa i teorie spiskowe przekonują do siebie wyborców, bo trafiają na podatny grunt. Skłonność do przyjmowania mitów za prawdę powstaje albo w warunkach szczególnego zagrożenia, a takie w Polsce nie występuje (chyba że chodzi o wspólnotę o. Rydzyka, gdzie stan zagrożenia jest sztucznie wywoływany), albo w sytuacji niskiego poziomu wiedzy o otaczającym świecie, mechanizmach polityki i gospodarki, prawdziwej naturze problemów społecznych itd. Nawet niepełna wiedza pozwala bowiem bardziej krytycznie spojrzeć na to, co jest nam przekazywane i wyzwala samodzielność myślenia. Ci, którzy są jej pozbawieni, pozwalają natomiast sobą manipulować.
Tak więc warunkiem koniecznym, choć zapewne niewystarczającym do rozwiązania problemu braku więzi społecznych, jest uczynienie z edukacji - poczynając od przedszkola, przez szkołę średnią, studia wyższe, aż po tzw. uniwersytety III wieku - priorytetu narodowego. Nie wystarczy jak mantrę powtarzać, że gospodarka powinna być oparta na wiedzy, najważniejsza jest edukacja itd. Trzeba przyjąć ambitny program jej upowszechniania oraz radykalnego podniesienia jakości – wraz ze środkami na ten cel. Potrzeba nam znacznie więcej wykształciuchów i łże-elit!
Na obecną ekipę rządzącą, zwłaszcza ministra edukacji, Romana Giertycha, nie ma co liczyć. O tym, czy tak się stanie, zadecydują politycy dzisiejszej opozycji - pod warunkiem, że chociaż w tej jednej sprawie zechcą zaprzestać wzajemnej walki podjazdowej i działać razem. Cud? Na pewno, ale przecież wiara czyni cuda.

Źródło: Galicyjski Tygodnik Informacyjny TEMI

Powrót do "Publikacje" / Do góry