Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt




Publikacje / 29.08.07 / Powrót

Na miejscu Ludwika Dorna
Dział: O polityce i politykach

Jako były marszałek Sejmu jestem ostatnio pytany, czy tak jak Ludwik Dorn blokowałbym powołanie komisji śledczych, nie wnosiłbym pod obrady wniosku o odwołanie marszałka, przerywałbym posiedzenia speckomisji albo domagał się zaprzestania przez nią prac itp. Oczywiście, gdy zna się negatywne wobec takich zachowań Ludwika Dorna stanowisko opinii publicznej, łatwo o zapewnienie, że będąc na jego miejscu postąpiłoby się inaczej. Tak się jednak składa, że nie muszę w tej sprawie posiłkować się opinią publiczną, ponieważ mogę odwołać się do własnych doświadczeń. Jako marszałek Sejmu byłem w podobnych sytuacjach, jak dziś jest Ludwik Dorn.
Trzy razy opozycja składała wniosek o odwołanie mnie z funkcji i wszystkie te wnioski poddawałem niezwłocznie pod głosowanie – na tym samym lub na najbliższym posiedzeniu Sejmu. Uważam, że marszałek nie może być sędzią we własnej sprawie. Jeśli większość sejmowa go nie chce – a Dorna broni dziś tylko PiS – nie może kurczowo trzymać się stołka.
Przepis regulaminu Sejmu mówiący o tym, że marszałek ma 6 miesięcy na wprowadzenie do porządku obrad lub przekazanie do prac legislacyjnych przedłożonych mu projektów, miał na celu ochronę Wysokiej Izby przed zalewem projektów ustaw i uchwał poselskich, które „zamulałyby” jej prace i uniemożliwiały uchwalanie najpilniejszych aktów prawnych. Nie należy go nadużywać, zwłaszcza gdy rzecz dotyczy odwołania marszałka. Wnioski o powołanie komisji śledczej również nie powinny trafiać do szuflady. Będąc marszałkiem podjąłem decyzje o włączeniu do porządku obrad uchwał o powołaniu komisji w sprawach Rywina i Orlenu, choć było dla mnie jasne, że mogą one uderzyć w rząd i partię, z której ramienia byłem marszałkiem.
Ludwik Dorn mówi, że komisja śledcza w sprawie tzw. grunt-afery nie zajmowałaby się jej wyjaśnianiem, lecz służyła brutalnym rozgrywkom przedwyborczym, dlatego blokuje jej utworzenie. A co wobec tego z wnioskiem o powołanie komisji do zbadania okoliczności śmierci Barbary Blidy? Został złożony już w kwietniu, kiedy o wyborach nie było jeszcze mowy.
Tak naprawdę, PiS boi się panicznie tego, co obie komisje mogłaby ujawnić, dlatego marszałek Dorn robi wszystko, by uniemożliwić ich powstanie.
Janusz Kaczmarek nie jest bohaterem mojej pieśni. To zwyczajny karierowicz. Ukrywał dla kariery swoją przynależność do PZPR. Brał udział w inicjatywach Lecha Kaczyńskiego jeszcze jako ministra sprawiedliwości, a potem w inicjatywach Prawa i Sprawiedliwości, które z prawem i sprawiedliwością nie miały nic wspólnego. Ponosi za to wszystko pełną odpowiedzialność. Niemniej jednak jeśli chce ujawnić kulisy niepraworządnych działań i metody, jakie PiS stosowało wobec przeciwników politycznych, to musi być wysłuchany. Proszę sobie wyobrazić, że w rządzie Marka Belki czy Leszka Millera, np. minister spraw wewnętrznych, Krzysztof Janik, po odwołaniu ze stanowiska – dokładnie nie wiadomo za co, ale w atmosferze podejrzeń - zaczyna „sypać”. Mówi o nieprawidłowościach w rządzie, którego był członkiem. Czy nie powstałaby natychmiast komisja śledcza? Opozycja z PiS na czele podniosłaby taki raban i wyciągnęła takie argumenty, że jej niepowołanie byłoby niemożliwe.
Tymczasem Ludwik Dorn próbuje zakneblować usta komu tylko i gdzie tylko się da. Kiedy posłowie wezwali Kaczmarka przed komisję do spraw służb specjalnych, marszałek interweniował, by przerwać jej obrady. Ten paniczny strach PiS przed tym, co ma do powiedzenia jego własny, były minister spraw wewnętrznych, powinien dać obywatelom a zwłaszcza wyborcom do myślenia. Czy rzeczywiście, jak twierdzi premier Kaczyński i jego koledzy, PiS ocieka uczciwością i dlatego jest atakowany, czy też raczej ocieka hipokryzją i cechuje się daleko posuniętym brakiem kompetencji w walce z korupcją?
W reklamówkach PiS widzimy zatroskanego Jarosława Kaczyńskiego, który przekonuje nas, że zasady zobowiązują. To prawda. Zgadzając się na utworzenie komisji badających afery Rywina i Orlenu oraz poddając pod głosowanie kolejne wnioski o odwołanie Marka Borowskiego z funkcji marszałka, mówiłem sobie: no cóż, zasady zobowiązują. Tyle że dla PiS zasadą naczelną stało się dobro tej partii – ponad dobrem państwa, obywateli i demokracji.

Źródło: Galicyjski Tygodnik Informacyjny TEMI

Powrót do "Publikacje" / Do góry