Dotyczy to zwłaszcza naszego krajowego podwórka, bo za zagraniczne premier zabrał się osobiście. Czy skutecznie – za wcześnie o tym mówić. Krytyka jego poczynań na tym polu ze strony PiS i obozu prezydenckiego (zwraca uwagę elokwencja minister Anny Fotygi, która jako minister spraw zagranicznych na ogół milczała), jest jednak znamienna.
Bracia Kaczyńscy na arenie międzynarodowej głównie mówili „nie” i „nie zgadzamy się”, lub proponowali rozwiązania szokujące Europejczyków (np. pierwiastkowy system liczenia głosów w Radzie Europejskiej). Skłócili nas z Niemcami - nieustannie byliśmy straszeni odradzającym się faszyzmem i roszczeniami niemieckimi, Eriką Steinbach, Powiernictwem Pruskim, gazociągiem budowanym przez Niemcy wspólnie z Rosją po to, by nam zaszkodzić itp. W rezultacie wokół Niemiec - naszego sojusznika, stworzono taki klimat, jak gdyby Polska była w przededniu napaści z ich strony. Podsycali też istniejące animozje z Rosją, wobec której usiłowali odgrywać rolę nauczycieli i mentorów. Rosja nie jest nam przyjazna, ale napinanie z nią stosunków nie ma sensu. Można stać na własnych pozycjach bez ciągłego łajania i pouczania przeciwnika.
Taka polityka zagraniczna wywoływała w Polakach z jednej strony poczucie, że jesteśmy krajem osamotnionym i grozi nam jakiś kataklizmem, przed którym trzeba uciekać. Tylko dokąd, jeśli w Europie sami wrogowie? Do Stanów Zjednoczonych? Zadeklarowana przyjaźń do Ameryki, przypieczętowana zgodą na budowę amerykańskiej tarczy antyrakietowej w Polsce, też nie została odwzajemniona. Z drugiej strony, polityka ta doprowadziła do wielu problemów: zmniejszył się eksport polskich towarów do Rosji, zostało poważnie zachwiane nasze bezpieczeństwo energetyczne, pojawiła się zapowiedź kolejnych kłopotów z Rosją i niektórymi państwami europejskimi, przeciwnymi instalowaniu w Europie tarczy antyrakietowej, przegrana została w Parlamencie Europejskim bitwa o co najmniej 53 miejsca dla Polski, choć była na to szansa (mamy 51). Pojawiła się też ogólna niechęć do Polski - zarówno rządów państw unijnych, jak i Komisji Europejskiej oraz zwykłych obywateli.
Donald Tusk ma wobec tego przed sobą dwa zadania: zmienić klimat oraz załatwić konkretne problemy. To pierwsze wydaje się proste. Po retoryce, zwłaszcza Jarosława Kaczyńskiego, każdy normalnie mówiący, uśmiechnięty i zapewniający o chęci współpracy szef polskiego rządu zostanie uznany za prawdziwego Europejczyka. Z załatwianiem problemów będzie trudniej, bo Polska przez ostatnie lata odzwyczaiła się od wysuwania konstruktywnych propozycji. Np. w sprawie Gazociągu Północnego, który miałby biec po dnie Bałtyku, musimy najpierw dobrze ocenić sytuację. Jeśli jest szansa na zablokowanie tej budowy, np. z przyczyn ekologicznych, to zróbmy to przy pomocy innych państw. Należy jednak też poważnie rozważyć projekt dołączenia się do tej inwestycji i zbudowania odnogi do Polski, przy założeniu, że kurek będzie na naszym terytorium. Poza tym powinniśmy zawrzeć umowę z Niemcami dotyczącą przesyłania gazu Gazociągiem Jamalskim w drugą stronę - z Niemiec do Polski w przypadku, gdyby Rosja przerwała dostawy. Musimy się też połączyć z systemem gazociągów zachodnioeuropejskich, by w sytuacjach awaryjnych korzystać z ich dostaw. Musimy także zabrać się za zwiększenie wydobycia krajowego. Ropy nie mamy, ale gazu ci u nas dostatek.
Faza odkręcania nieporozumień i uśmierzania konfliktów wywołanych przez PiS niedługo się skończy i trzeba będzie wykonać poważną pracę merytoryczno-polityczną. I to dopiero będzie prawdziwy sprawdzian skuteczności polityki zagranicznej Donalda Tuska.
Źródło: Galicyjski Tygodnik Informacyjny TEMI
Powrót do "Publikacje" / Do góry