Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt




Publikacje / 15.10.08 / Powrót

Budżet zawiedzionych nadziei
Dział: Makroekonomia

Projekt budżetu powinien być konfrontowany z jednej strony z zapowiedziami i obietnicami złożonymi przez rząd, z drugiej zaś z oczekiwaniami i potrzebami społecznymi. W przypadku budżetu na 2009 r. ta konfrontacja wypada kiepsko.

Po stronie dochodowej budżet obarczony jest zarówno grzechem pierworodnym, popełnionym jeszcze w poprzedniej kadencji, jak i grzechami zawinionymi przez obecną ekipę. Po pierwsze, lekkomyślnie zrezygnowano ze znacznych dochodów obniżając podatki dla najbogatszych, mimo że premier w expose mówił, iż obniżanie podatków musi dotyczyć i tych mniej, i tych bardziej zamożnych. Po drugie, obciążono budżet ogromną kwotą dodatkowej dotacji do FUS w następstwie obniżenia składki rentowej.

Rząd nie ma więc prawa zasłaniać się brakiem środków, bo sam się ich w znacznej części pozbył.

Niektóre założenia mają charakter życzeniowy. Np. mamy rządowi uwierzyć na słowo, że w przyszłym roku wykorzystamy prawie 34 mld zł z Unii Europejskiej, chociaż w tym roku z planowanych 35 mld zł wydamy zaledwie 15 mld zł. Nie wiadomo, czy plan był z sufitu, czy zawiniła realizacja, bo rząd tego nie wyjaśnia. To samo dotyczy wpływów z prywatyzacji. Zakłada się, że w 2009 r. osiągną 12 mld zł, mimo że tegoroczne wykonanie wyniesie tylko 2 mld zł. Premier Tusk nie zdradza ochoty do zastąpienia min. Grada kimś o większym zapale do pracy, należy więc przyjąć, że również te 12 mld zł to fikcja.

Analiza wydatków pokazuje, jakie są priorytety rządu. Niedawno premier słusznie stwierdził, że od inwestowania w wiedzę i edukację zależy przyszłość Polski. A jak się to ma do budżetu? Najwyższy przyrost wydatków przewidziano dla nauki - 26,1% w przyszłym roku. Ale w 2010 r. wzrost ma wynieść jedynie 3,9%, a w 2011 r. – 3%. Dla szkolnictwa wyższego przewidziano w przyszłym roku tylko 5,7% środków więcej, a dla szkół wprawdzie 8,3% (co też nie rzuca na kolana), ale w tym na wydatki pozapłacowe ok. 3,5%. Nie będzie więc mniejszych klas, szybszej komputeryzacji sal lekcyjnych, nowoczesnych pomocy naukowych, odpowiedniego przygotowania szkół do przyjęcia sześciolatków. Podwyżki płac też nie są oszałamiające. Sporo zyskają młodzi nauczyciele, ale starsi, bardziej doświadczeni, znacznie mniej, a najmniej ci najlepsi. Na kpinę zakrawa fakt, że tytuł profesora oświaty, czyli świadectwo najwyższych kwalifikacji, uzyska w tym roku szkolnym - z braku środków! - tylko 10 nauczycieli.

Próżno także szukać w budżecie nawet śladów wielkiego programu informatyzacji gospodarki i społeczeństwa. Na realizację tego zadania przeznacza się w latach 2009 – 2011 zero(!) środków.

Ochrona najsłabszych to kolejna zapomniana obietnica. Niewątpliwie do najsłabszych zaliczają się rodziny wielodzietne. W roku ubiegłym PO i PiS uchwaliły ulgę w podatku PIT na każde dziecko w wysokości ok. 1100 zł rocznie, ale korzystają z tego przede wszystkim rodziny dobrze i średnio sytuowane. Nie korzystają dzieci rolników i bezrobotnych oraz z rodzin, w których dochód jest tak niski, że nie ma z czego odliczyć ulgi. Projekt ustawy, która koryguje tę jawną niesprawiedliwość, od 10 miesięcy leży w Sejmie. Koalicja rządowa nie ma woli jej uchwalenia - w budżecie środków na to nie przewidziano. Mało tego, środki na pomoc socjalną nie tylko nie wzrosną, ale spadną o 5%. Nie przewiduje się także - poza uwzględnieniem skutków inflacji – podwyżek najniższych emerytur i rent.

Rząd nie zamierza też wspierać budownictwa mieszkaniowego. W projekcie budżetu nakłady w relacji do PKB na tę sferę są najniższe od kilkunastu lat.

A po 8 miesiącach tego roku liczba wybudowanych mieszkań socjalnych i komunalnych spadła aż o 18%!

Z budżetu - zarówno z tego, co w nim jest, jak i może bardziej z tego, czego w nim nie ma - wyziera istota polityki społeczno-gospodarczej PO i PSL. Troska o tych, co i tak nieźle sobie radzą i lekceważenie interesów uboższej części społeczeństwa, zaniedbywanie sfery publicznej, niezrozumienie roli nauki i edukacji oraz brak koncepcji budowy społeczeństwa i gospodarki opartych na wiedzy. Jeżeli dodamy do tego dążenie do prywatyzacji szpitali i częściowej prywatyzacji szkół - otrzymujemy klasyczną politykę neoliberalną, rozwarstwiającą społeczeństwo i pogłębiającą nierówność szans.

Źródło: Galicyjski Tygodnik Informacyjny TEMI

Powrót do "Publikacje" / Do góry