Gdy się o tym wszystkim dowiadujemy, to - wyrażając się kolokwialnie - „nóż się w kieszeni otwiera”. Natychmiast chciałoby się podjąć jakieś radykalne, dolegliwe dla Białorusi działania. Do takich działań – wprowadzenia embarga handlowego, ograniczenia stosunków dyplomatycznych, izolacji Białorusi w Europie itp. - wzywają parlamentarzyści PiS. Abstrahując od nierealności części tych postulatów (sami embarga handlowego nie wprowadzimy, a Unia Europejska tego nie zrobi), czy od tego poprawiłaby się sytuacja mniejszości polskiej na Białorusi? Nie. Przecież taką „twardą politykę” w latach 2005 – 2007, kiedy rządziło PiS, już ćwiczyliśmy. Zostaliśmy wybrani do parlamentu po to, aby rozwiązywać problemy, a nie doprowadzać do ich eskalacji.
Dziwne dla mnie jest, że te wydarzenia rozpoczęły się i osiągnęły swoją kulminację w dniach poprzedzających wcześniej zapowiedzianą, pierwszą po szeregu lat, wizytę w Polsce ministra spraw zagranicznych Białorusi, Siergieja Martynowa. W stosunkach międzynarodowych – czy to dotyczy krajów demokratycznych, czy niedemokratycznych - są to rzeczy niespotykane. Zatem może to sugerować wewnętrzne rozgrywki wśród władz białoruskich. Być może rząd białoruski przestraszył się umowy o małym ruchu granicznym, która miała być jednym z celów wizyty min. Martynowa w Polsce. Łatwiejsze poruszanie się około 1,5 mln ludzi po obu stronach polsko-białoruskiej granicy, to także szybszy przepływ idei, informacji, wzorców kulturowych. Być może więc ktoś w Mińsku liczył na to, że w wyniku prowokacji Polska podejmie gwałtowne środki, a w rezultacie Martynow nie przyjedzie i umowy nie będzie…
Dobrze, że nie doszło do odwołania wizyty i umowa została podpisana. Nie jest to transakcja „coś za coś”. Umowa o małym ruchu granicznym jest korzystna dla obu stron i nie oznacza, jak głoszą niektórzy politycy PiS, że Polska uprawia politykę ustępstw wobec Białorusi skazując tym samym polską mniejszość w tym kraju na „pożarcie”. Sprawy muszą być jednak dokładnie rozpoznane. Waśnie etniczne nie są niczym nadzwyczajnym także w krajach demokratycznych. Niedawno mieliśmy do czynienia z ostrym konfliktem na tym tle między Węgrami i Słowacją. Na mocy ustawy, Węgrzy mieszkający w Słowacji mieli mówić po słowacku. Stosunki dyplomatyczne nie zostały jednak zerwane. Nie było też mowy o żadnym embargu. Z Białorusią jest trudniej, bo jest to państwo niedemokratyczne i stosuje niedopuszczalne metody nękania polskich działaczy.
Rząd Białorusi, co potwierdził także min. Martynow podczas wizyty w Polsce, utrzymuje, że prawa polskiej mniejszości w tym kraju nie są naruszane, trwa natomiast wewnętrzny konflikt wśród samych Polaków. Od 2005 r. są dwa związki, z których jeden, pod przywództwem Andżeliki Borys, działa zdaniem władz białoruskich nielegalnie i dlatego są mu odbierane budynki na rzecz drugiego, legalnego związku.
Jest przecież proste rozwiązanie tego sporu. W polskiej diasporze działają z reguły dwie organizacje polonijne, więc na Białorusi też może być pluralizm. Wprawdzie uznawany przez Mińsk związek kierowany przez Stanisława Siemaszkę nie zajmuje się problemami Polaków, ale to inna „wewnętrzna” sprawa. Nie rozmawiajmy więc z Białorusią o budynkach, lecz o prawie obu związków do działania.
Dlatego musimy rzecz postawić jasno: jeśli władze białoruskie chcą ponownej izolacji swojego kraju, to trudno, a jeśli nie, to muszą zaprzestać represji i umożliwić legalnemu związkowi Polaków prowadzenie działalności. Chcemy przyciągać Białoruś do Europy, ale nie za wszelką cenę.
Źródło: Galicyjski Tygodnik Informacyjny TEMI
Powrót do "Publikacje" / Do góry