Na pewno trzeba dążyć do tego, by produkować najtaniej jak to możliwe i w sposób, który najmniej zaszkodzi środowisku, co zresztą jest na ogół ze sobą związane. To drugie jesteśmy winni naszym dzieciom i wnukom, ale obligują nas też to tego zobowiązania międzynarodowe (pakiet klimatyczny), zgodnie z którymi do 2020r. musimy ograniczyć emisję dwutlenku węgla o 20%. Za przekroczenie limitów trzeba będzie słono płacić. Oznacza to, że nie możemy – jak do tej pory – opierać się głównie (92%) na węglu kamiennym i brunatnym. W przyjętym przez rząd w 2009r. dokumencie pn. ˝Polityka energetyczna państwa do roku 2030˝ zakłada się, że w 2030r. udział energii pozyskanej z węgla spadnie do 57% (co nie oznacza, że zmniejszy się jej produkcja, przeciwnie), 19% energii będzie pochodziło z odnawialnych źródeł, 15% z atomu i 6% z gazu.
W tym miksie paliwowym, co do którego potrzeby istnieje dość powszechna zgoda (dywersyfikacja źródeł energii jest podstawą bezpieczeństwa energetycznego), kontrowersje wzbudza – nie tylko w Polsce – energetyka jądrowa. Tyle że podnoszący zagrożenia związane z lokalizacją tej energetyki w naszym kraju – słusznie, czy niesłusznie, to inna sprawa – zapominają, że w promieniu 300 km od naszych granic mamy już 10 elektrowni atomowych. Z nowo budowanych w Europie 19 reaktorów, 4 zostaną uruchomione bezpośrednio przy naszych granicach, na Słowacji i na Ukrainie. Rosja bardzo poważnie rozważa lokalizację budowy elektrowni atomowej w obwodzie kaliningradzkim. Zatem chcemy czy nie – jesteśmy otoczeni reaktorami jądrowymi i w razie awarii nie da się zatrzymać promieniotwórczego pyłu. Ogółem na świecie pracuje już ponad 440 reaktorów jądrowych, z czego w Europie 195, w tym w Unii Europejskiej ponad 140. W budowie jest 65, z czego w Chinach 27, w Rosji 11, w Indiach i Korei po 5. Światowym liderem w tej dziedzinie są Stany Zjednoczone - 104 reaktory, a w Europie Francja - 58.
Oczywiście, nie musimy robić tego co inni, nikt i nic nas do tego nie może zmusić. Musimy jednak coś postanowić, a do podjęcia decyzji potrzebna jest wiedza. Rzetelna wiedza o faktycznych zagrożeniach związanych z funkcjonowaniem elektrowni atomowych, bo przecież ani trzęsienia ziemi takie jak w Japonii, ani tsunami nam nie grożą, a od czasów Czarnobyla nastąpił w energetyce jądrowej niebywały postęp technologiczny, więc poziom bezpieczeństwa znacznie wzrósł.
Tej wiedzy brakuje społeczeństwu - z badań wynika, że 80% ocenia swoją znajomość tego tematu na poziomie szkolnych ocen między 2 i 3. Jedni uważają, że energia atomowa jest czysta, drudzy, że brudna (odpady radioaktywne). Jedni twierdzą, że uniezależni nas od dostaw gazu z Rosji, drudzy, że uzależni od dostawców uranu. Podstawowej wiedzy brakuje też posłom, co wykazała debata na temat ustaw dotyczących zmiany Prawa atomowego oraz realizacji inwestycji w zakresie energetyki jądrowej. Przyjęcie tych ustaw (trafiły do komisji nadzwyczajnej) niczego jeszcze nie przesądzi. Mają one charakter techniczny i potrzebne są „na wszelki wypadek”. Dobrze, że Sejm będzie nad nimi pracował, ale oprócz tego rząd powinien zainicjować debatę publiczną dotyczącą kosztów i korzyści wynikających z zastosowania różnych źródeł energii, również odnawialnych (dla wielu to utopia) i jasno ustosunkować się do tych kwestii. Po tej debacie być może powinno się odbyć referendum w sprawie budowy elektrowni atomowej w Polsce – najlepiej razem z wyborami parlamentarnymi, by zaoszczędzić kosztów.
Źródło: Galicyjski Tygodnik Informacyjny TEMI
Powrót do "Publikacje" / Do góry | | | |
|