Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt




Publikacje / 26.04.11 / Powrót

Nie będziemy gasić ognia benzyną
Dział: O inflacji

Drożyzna zdominowała ostatnio rozmowy Polaków. Wyższe ceny żywności i benzyny dały się wielu rodzinom boleśnie odczuć zwłaszcza przed świętami. Jedni powtarzają za Jarosławem Kaczyńskim jak mantrę, że winny jest rząd Donalda Tuska, na czym jednak ta wina polega nie wiadomo. Inni wskazują na tendencję ogólnoświatową związaną m.in. z kryzysem gospodarczym i rewolucjami w świecie arabskim. Jeszcze inni obwiniają Narodowy Bank Polski za zbyt późną i zbyt słabą interwencję.
Jest faktem, że ceny wzrosły ponad oczekiwania analityków (w marcu o 4,3%) wszelako jest to wzrost importowany. To znaczy, nie wynika z presji inflacyjnej u nas w kraju, ale z dość znacznych podwyżek cen żywności, którą kupujemy za granicą, np. zbóż, cukru oraz z podwyżek cen ropy naftowej. W tej sytuacji nie tylko rząd nie ma skutecznych instrumentów, by temu zaradzić, ale i możliwości NBP są bardzo ograniczone. Co z tego, że Rada Polityki Pieniężnej zacznie zgodnie z oczekiwaniami niektórych polityków i ekonomistów częściej i bardziej radykalnie niż do tej pory podnosić stopy procentowe? Ceny ropy, żywności czy cukru na globalnych rynkach od tego nie spadną. Pod koniec lat 90. i w 2000 r. przeżywaliśmy bardzo podobną sytuację. Był kryzys naftowy, susza, i żywność również bardzo zdrożała. RPP zareagowała wówczas bardzo zdecydowanie podwyższając w krótkim czasie stopy procentowe w sumie o kilka punktów procentowych. Doprowadziło to do drastycznego zahamowania, a potem spadku aktywności gospodarczej (ze względu na drogie kredyty) i do bardzo dużego wzrostu bezrobocia. To był kosztowny błąd. Dziwię się, że ci, którzy dziś proponują sięgnięcie do takich samych narzędzi, mają tak krótką pamięć.
Oczywiście, wzrost cen niesie ryzyko wyższego niż wzrost wydajności pracy wzrostu płac, co może spowodować nakręcanie się inflacji w pewnych segmentach rynku, ale reagować na te zjawiska trzeba bardzo rozważnie i wybiórczo. Na szczęście prezes NBP, prof. Marek Belka ma do podwyżek stóp procentowych ostrożne podejście. Mam nadzieję, że członkowie RPP też. Nie chodzi o to, żeby NBP bardziej dbał o tempo wzrostu gospodarczego niż o inflację – to stara dyskusja, która co jakiś czas powraca. Moim zdaniem, musi przede wszystkim pilnować, żeby inflacja się nie rozbuchała. Ważne jednak jest, na ile jego działania mogą tej inflacji przeciwdziałać. Jeśli w bardzo ograniczonym stopniu, to w sytuacji, gdy Polska rozwija się w tempie 4% nie ma sensu narażać gospodarki na negatywne konsekwencje zwiększając koszt pieniądza. Wystarczą niewielkie wzrosty stóp procentowych, dzięki którym banki podniosą trochę oprocentowanie depozytów.
Wielu analityków uważa obecny wzrost inflacji za przejściowy i nie ma powodu im nie wierzyć. Ceny ropy muszą spaść. Kraje arabskie działają w pewnym porozumieniu cenowym, ale nie mogą przesadzać. Jest określona podaż i znany popyt. On rośnie dość systematycznie ze względu na rozwój Indii i Chin, nie są to jednak jakieś gwałtowne wzrosty. Rynkowi gracze, którzy kupują dziś ropę, by drożej ją sprzedać i nadmuchują w ten sposób bańkę cenową, doprowadzą w końcu do jej pęknięcia. Odpowiedź na wysoki wzrost cen ropy może być też przykra dla producentów. W czasie kryzysu naftowego lat 70. zaczęto użytkować na większą skalę alternatywne źródła energii, zwiększono też nakłady na poszukiwania nowych złóż. Zatem świat rozwinięty potrafi się bronić przed takimi sytuacjami.
A my? Dobrze wróżą konsultacje prezesa Belki i ministra Jacka Rostowskiego, podczas których zadeklarowana została ścisła współpraca NBP i ministerstwa finansów w walce z inflacją. Min. Rostowski zapowiedział interwencję na rynku walutowym (regularna wyprzedaż części euro z funduszy UE) w celu wzmocnienia złotego i zmniejszenia tzw. nadpłynności finansowej, która utrudnia politykę pieniężną. Będziemy więc dzięki temu taniej kupować ropę naftową.
Nie przewiduje się natomiast wprowadzenia dodatku drożyźnianego ani obniżki akcyzy na paliwa, czego domaga się PiS, bo to są, jak powiedział słusznie Jacek Rostowski, pseudorecepty, które zamiast ograniczać wzrost cen raczej się do niego przyczyniają.
To dobrze, że – jak określił to prof. Belka - nie będziemy gasić ognia benzyną.

Źródło: Galicyjski Tygodnik Informacyjny TEMI

Powrót do "Publikacje" / Do góry