Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt



Publikacje / 11.04.13 / Powrót

Bezdomni - wstydliwy problem
Dział: Inne

Ostatnio wziąłem udział w zorganizowanej przez praskie stowarzyszenie "Otwarte Drzwi" konferencji na temat sposobów zapobiegania, pomagania i wychodzenia z bezdomności. Przybyli przedstawiciele władz, organizacji pozarządowych, psychologowie, lekarze, prawnicy. Nie zabrakło także osób, którym udało się z bezdomności wyjść.
Bezdomność - to w cywilizowanym, europejskim kraju, jakim jest Polska, sprawa bardzo wstydliwa. Źle ubranych, zarośniętych, koczujących w pustostanach, na działkach czy klatkach schodowych ludzi staramy się nie zauważać i omijamy szerokim łukiem. Niejednokrotnie słyszałem, że "oni chyba nie chcą, żeby im pomóc, są przecież organizacje pomocowe, schroniska itp." Jakaś prawda w tym stwierdzeniu jest, ale dalece nie cała. Ludzie tracą dach nad głową z bardzo różnych przyczyn: rozpad rodziny, uzależnienia, pobyt w więzieniu, zaburzenia psychiczne, przemoc domowa. Następuje utrata pracy i dochodów.
Wymienione wyżej przyczyny bezdomności pokazują, że zjawiska tego nie da się całkiem wyeliminować. W bogatych krajach, jak Australia, Szwecja czy Finlandia, liczba bezdomnych wynosi 1 do 2 promille liczby mieszkańców, podczas gdy w Polsce wskaźnik ten wynosi prawdopodobnie (bo statystykę tu mamy nieprecyzyjną) miedzy 1,2 a 1,7 promille (czyli od 45 do 65 tys. osób).
Rzecz jednak w tym, że w tych pierwszych krajach funkcjonują dobrze skonstruowane programy, które dość szybko wyprowadzają ludzi z bezdomności, podczas gdy w Polsce - mówiono o tym także na konferencji - działania są niedostateczne i kiepsko skoordynowane.
Przyjmuje się, że okres 1-2 lat bez własnego dachu nad głową to okres ostrzegawczy, dający jeszcze szanse na pozytywne rozwiązanie, ale już po trzech latach zaczyna się tzw. okres adaptacyjny, czyli przyzwyczajanie się do tego stanu. I w tym problem, bo w Polsce aż dwie trzecie bezdomnych pozostaje bezdomnymi dłużej, niż 3-5 lat.
Ale to nie jest jedyny problem. Załóżmy, że mamy już dobre, skoordynowane i efektywne programy działania, dzięki którym bezdomny jest gotów do podjęcia pracy i wejścia "na nową drogę życia". Ale gdzie będzie mieszkał?! O zakupie mieszkania czy kredycie hipotecznym nawet nie może marzyć. Mieszkań komunalnych (w tym socjalnych) prawie się u nas nie buduje. Rozwiązaniem mogłyby być - jak w wielu innych krajach - tanie mieszkania na wynajem, budowane przez prywatnych deweloperów. Ci jednak się do tego nie kwapią. Wszyscy mówią to samo: "Powiedzmy, że postawimy taki dom, zaciągniemy na to kredyt, który będziemy zwracać z płaconych przez lokatorów czynszów. Ale zawsze są tacy, co nie płacą, choć ich na to stać. Gdybyśmy mogli ich eksmitować, poszukalibyśmy innych lokatorów, ale eksmisje są trudne, bo brakuje komunalnych mieszkań zastępczych. Nie zamierzamy dokładać do interesu, więc tanich mieszkań na wynajem budować nie będziemy". Tak więc koło się zamyka. Widać wyraźnie, że budowa mieszkań komunalnych (w tym pewien procent socjalnych, o obniżonym standardzie), to nie tylko dostarczenie dachu nad głową ludziom bezdomnym lub zamieszkującym w fatalnych warunkach, ale także sposób na uruchomienie budownictwa na wynajem, niezbędnego dla młodych ludzi, zarabiających niewiele, ale pragnących się usamodzielnić.
Na tym pesymistycznym obrazie sytuacji mieszkaniowej znajdujemy jeden jaśniejszy punkt - i to, o dziwo...na Pradze! Od kilku lat, bez wielkiego szumu, realizowany jest tu program budowy mieszkań komunalnych. W zeszłym roku oddano ich około 140, a niedawno uczestniczyłem w położeniu kamienia węgielnego pod następnych około 230 mieszkań na Golędzinowie. To cieszy, a radość byłaby zupełna, gdyby tak jeszcze znalazły się pieniądze na remonty rozsypujących się kamienic...


Źródło: "Mieszkaniec"

Powrót do "Publikacje" / Do góry