spod znaku BMW – czyli biernych, miernych, ale wiernych. System proporcjonalny ma jednak dwie ważne zalety, których nie ma system JOW-ów. Po pierwsze, każda troszkę większa, niż 5% ogółu, grupa wyborców może mieć swoją – wyrażającą jej interesy - reprezentację w Sejmie. W systemie JOW-ów partia, która ma poparcie 5-cio, 10-cio, a nawet 20%-owe może nie mieć ani jednego posła! Tak właśnie stało się w niedawnych wyborach w Wielkiej Brytanii. Druga zaleta systemu proporcjonalnego polega na tym, że jeśli w Sejmie dominują partie polityczne, a nie setki indywidualności, - to łatwiejsze jest utworzenie stabilnego rządu, co dla funkcjonowania państwa ma zasadnicze znaczenie.
I teraz pytanie: jak z tego wybrnąć? Co zrobić, aby zminimalizować wady obu systemów, a zmaksymalizować ich zalety? Rozwiązanie znaleźli praktyczni Niemcy. Od lat stosują system mieszany – połowa posłów wybierana jest w okręgach jednomandatowych, połowa z list partyjnych, przy czym system jest tak skonstruowany, że każda partia, która osiągnie określone poparcie społeczne, ma swoich reprezentantów w Bundestagu. Wyborca otrzymuje dwie listy. Na jednej są partie polityczne, a na drugiej po jednym kandydacie każdej partii oraz kandydaci bezpartyjni. Tym samym wyborca ma dwa głosy: jeden oddaje na partię, a drugi na konkretnego kandydata (z tej samej partii, z innej, albo na bezpartyjnego). Od lat jestem zwolennikiem wprowadzenia takiej ordynacji wyborczej w Polsce. Jest szansa, że dzięki zaproponowanemu przez Prezydenta Komorowskiego referendum ta korzystna zmiana zostanie wreszcie wprowadzona w życie.
Marek Borowski,
Źródło: "Mieszkaniec"
Powrót do "Publikacje" / Do góry