Na spotkaniach przedwyborczych jestem pytany o sens głosowania na kandydatów do Senatu, skoro "Senatu ma nie być". Istotnie wygląda na paradoks, że koalicja SLD-UP, która postuluje zniesienie Senatu, wystawia do niego kandydatów, ale jest to paradoks pozorny. Zniesienie lub przekształcenie Senatu wymaga bowiem zmian w konstytucji, na które potrzeba zgody co najmniej 2/3 głosujących posłów i - uwaga! - więcej niż połowy głosujących senatorów. Tak więc udział obywateli w wyborach do Senatu jest sensowny, a oddanie głosów na kandydatów SLD-UP, którzy opowiadają się za zmianami - racjonalne.
Oczywiście, zmiany obowiązywałyby dopiero od 2005 r., czyli od następnej kadencji. Do tego czasu Senat wykonywałby obecne funkcje (mam nadzieję, że lepiej), zaś Sejm musiałby przygotować taki tryb pracy nad ustawami, aby nie wypuszczać bubli legislacyjnych. Wymaga to zmian w Regulaminie Sejmu, przywrócenia Komisji Ustawodawczej oraz umocnienia roli i znaczenia służb legislatorskich, których opinie były ostatnio nagminnie lekceważone. W jakiejś mierze uzasadniało to istnienie Senatu, ale chyba nie o to chodzi. W zamian za drogi Senat można by rozszerzyć konstytucyjne uprawnienia prezydenta. Na podstawie opinii swoich służb prawnych, mógłby on tak jak obecnie całą ustawę zawetować, albo - i to byłoby nowym uprawnieniem - zwrócić do Sejmu z propozycją dokonania konkretnych poprawek.
Marek Borowski
Źródło: "Trybuna"
Powrót do "Publikacje" / Do góry