Zastrzeżenia senatorów, które podzielam, dotyczyły przede wszystkim pytań referendalnych. Największe - wzbudziło pytanie o lasy. Gdyby spytać kogokolwiek na ulicy, o co w nim chodzi, wszyscy by odpowiadali, że o to, by lasy nie były prywatyzowane. Pod takim zresztą hasłem zbierano podpisy. Tymczasem w pytaniu chodziło o coś zupełnie innego, brzmiało ono bowiem: "Czy jest Pani/Pan za utrzymaniem dotychczasowego systemu funkcjonowania Państwowego Gospodarstwa Leśnego Lasy Państwowe?" Obywatele mieliby więc zgodzić się lub nie na to, by nie była zmieniana ustawa, na której podstawie działa przedsiębiorstwo Lasy Państwowe. Tyle, że art. 38 tej ustawy, o czym obywateli nikt nie poinformował, pozwala dyrektorowi generalnemu Lasów, a nawet nadleśniczym sprzedawać lasy w prywatne ręce. Pytanie powinno być zatem sformułowane: Czy jest Pani/Pan za zakazem prywatyzacji lasów państwowych? To, które postawiono w projekcie referendum, było absurdalne.
Podobnie można by Polaków zapytać, czy opowiadają się za tym, by KGHM "Polska Miedź" w Lubinie funkcjonował tak, jak do tej pory. Tylko skąd ludzie mają to wiedzieć? Takich pytań nie można zadawać w referendum! Ktoś tu Panu Prezydentowi bardzo źle doradził.
Szereg wątpliwości nasuwało też pytanie: "Czy jest Pani/Pan za obniżeniem wieku emerytalnego i powiązaniem uprawnień emerytalnych ze stażem pracy?" Myślę, że 100% obywateli opowiedziałoby się za tym. Gdyby jednak dowiedzieli się, jakie będą konsekwencje tego rozwiązania, a więc że będą z tego powodu dostawać znacznie niższe emerytury i płacić wyższe podatki, odpowiedź byłaby zapewne inna. Pytanie zatem powinno brzmieć: Czy jest Pani/Pan za obniżeniem wieku emerytalnego wiedząc, że pociąga to za sobą zmniejszenie wysokości emerytur i wzrost podatków? Tylko takie postawienie sprawy byłoby uczciwe.
Wreszcie kwestia 6-latków. Prezydent chciał, by Polacy wypowiedzieli się, czy są za przywróceniem powszechnego ustawowego obowiązku szkolnego od siódmego roku życia. Sprawa jest istotna, ale dotyczy tylko kilkuset tysięcy rodzin w Polsce. Dlaczego wszyscy mieliby się na ten temat wypowiadać? Takimi rzeczami powinni się zajmować fachowcy oraz parlamentarzyści. Poza tym ta reforma dopiero co, od 1 września, weszła w życie, a pierwszy rok jest zawsze trudny. Dajmy jej czas. Zobaczmy, jak będzie funkcjonować, gdzie są jej słabe punkty, czy można będzie coś usprawnić. Jeśli się okaże, że reforma się nie sprawdza i nie da się jej poprawić, dopiero wtedy można próbować ją cofnąć. Do tego jednak nie jest potrzebne referendum. Wystarczy parlament. Na marginesie, 6-latki idą do szkoły w 24-ech krajach Unii. Nasze chyba nie są głupsze?
Nie neguję, że wszystkie trzy sprawy, których miało dotyczyć zaproponowane przez prezydenta Andrzeja Dudę referendum, są bardzo ważne i z tego punktu widzenia - pod warunkiem, że pytania byłyby uczciwie sformułowane - takie referendum (niekoniecznie w podanym terminie) mogłoby się odbyć. Co innego jest tu jednak istotą rzeczy. Generalnie uważam, że tego typu poważne kwestie powinny być rozstrzygane przez parlament, bo gdyby mieli o nich co chwila decydować obywatele w referendach, to by to oznaczało, że posłowie i senatorowie biorą pieniądze za darmo. W dodatku uchylają się od odpowiedzialności za decyzje, przerzucając je na obywateli po to, by w razie gdyby okazały się nietrafne móc powiedzieć: to nie my, to ludzie tak chcieli. Pewnie można i tak, ale w takim razie parlamentarzyści powinni zrzec się swoich wynagrodzeń i pracować społecznie. Istotą ich pracy jest bowiem właśnie podejmowanie decyzji w trudnych i budzących kontrowersje sprawach oraz ponoszenie za nie odpowiedzialności. Z tego są rozliczani przez wyborców. Najbliższe rozliczenie - już za miesiąc.
Marek Borowski,
Źródło: "Mieszkaniec"
Powrót do "Publikacje" / Do góry