Z kolei PiS jakiś stonowany, co nie dziwi, bo dwaj główni dyrektorzy od nieruchomości to ludzie Lecha Kaczyńskiego. PO czeka na wyniki dochodzeń prokuratorskich, problem jednak w tym, że to już nie jest niezależna prokuratura. W 2007 r. Zbigniew Ziobro „wykrył” rzekomy „układ warszawski”. Po ośmiu (!) latach wszyscy oskarżeni zostali uniewinnieni. A przecież dziś, uzbrojony w nową ustawę, minister Ziobro może być jeszcze bardziej „skuteczny”. Uciekając do przodu, Platforma złożyła w Sejmie projekt ustawy reprywatyzacyjnej. Poprzednie upadały z różnych przyczyn, ale zawsze ważnym argumentem były ogromne koszty dla budżetu państwa. Rozwiązaniem byłoby radykalne ograniczenie zarówno zwrotów w naturze, jak i wysokości odszkodowań. Obawiano się jednak zarówno opinii publicznej, w znaczącym stopniu popierającej konieczność „naprawienia krzywd” i zwrócenia „co zagrabione”, jak i Trybunału Konstytucyjnego, który niepełne rekompensaty mógł uznać za niekonstytucyjne.
Dziś, w ciągu kilkunastu dni, sytuacja istotnie się zmieniła. Uzasadnione często pretensje do przebiegu reprywatyzacji w Warszawie (tolerowanego, dodajmy, przez wszystkie rządzące dotychczas stolicą i krajem ekipy polityczne) sprawiły, że powstało przyzwolenie społeczne na silne zredukowanie realizacji roszczeń. Jednocześnie Trybunał Konstytucyjny – uznając tzw. małą ustawę reprywatyzacyjną za zgodną z konstytucją – w uzasadnieniu po raz pierwszy zawarł wyraźny sygnał, że takie radykalne rozwiązanie może zaakceptować. Powstały zatem warunki, aby projekt PO potraktować serio. Wprawdzie PiS, który szybciej od PO zwiększa dług publiczny – według metodologii unijnej dług w 2017 r. zbliży się do 55-proc. progu ostrożnościowego – może obawiać się, że wypuszczenie obligacji reprywatyzacyjnych spowoduje przekroczenie progu, ale byłby to szczególny przypadek i istnieje uzasadnienie, aby wartość tych obligacji z tego rachunku wyłączyć.
W bitewnym zgiełku wzajemnych oskarżeń utonęła, niestety, wspomniana tzw. mała ustawa reprywatyzacyjna, która po raz pierwszy powiedziała stanowcze „nie” większości patologii w tej sferze. Jako współinicjator i senacki sprawozdawca tej ustawy upierałem się, że jej przepisy są zgodne z konstytucją – nie dlatego, iżby nie naruszały czyichś interesów (bo naruszały!), ale dlatego, że ich brak narusza z kolei interes dziesiątków tysięcy mieszkańców stolicy. To Trybunał powinien zważyć, które są ważniejsze. I tak się stało. Szkoda tylko, że prezydent Komorowski, zamiast podpisać ustawę i potem skierować ją do TK, postąpił odwrotnie. Wiele spraw byłoby już do dzisiaj załatwionych.
Wrzesień to także pierwszy miesiąc obowiązywania podatku od handlu. Trudno o bardziej bezsensowny podatek. Według ministrów Kowalczyka i Szałamachy ma on wyrównywać warunki konkurencji między zagranicznymi hipermarketami a rodzimymi sklepami. Porównałem ceny kilkudziesięciu identycznych artykułów żywnościowych i AGD w dużych sieciach i osiedlowych sklepach. Za darmo informuję obu panów, że te artykuły są średnio o 17,1 proc. tańsze w dużych sieciach. W jaki zatem sposób podatek w wysokości 1,4 proc. miałby zwiększyć szanse małych firm? – nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że zapłacą go klienci i dostawcy.
Zamiast robić „maluchom” wodę z mózgu i dąć w patriotyczną trąbkę, trzeba było uczciwie powiedzieć, że rząd potrzebuje pieniędzy i wszyscy muszą się złożyć. No, ale może za dużo wymagam…
Milczenie jest złotem. Cóż, kiedy niektórzy z naszych ministrów zdecydowanie wolą srebro, racząc nas prawie codziennie rezultatami swoich przemyśleń. Czasami odnosi się wrażenie, że ścigają się wręcz w wypowiadaniu nieprawd, obelg, insynuacji i zwykłych głupstw. Niewątpliwym liderem jest Antoni Macierewicz. Właśnie obiecał, że niedługo poznamy nowe, „wstrząsające” (to chyba jednak trochę mniej niż „porażające”?) rewelacje na temat katastrofy smoleńskiej. Pytanie, co – po helu, sztucznej mgle, rakiecie i wybuchającej gaśnicy – mogłoby jeszcze nami wstrząsnąć?
Na drugie miejsce za Macierewiczem zdecydowanie wysuwa się minister Błaszczak. Polityk ten nie kręci i nie ściemnia, co pomyśli, to zaraz powie. I nie są to wypowiedzi banalne. Ze śmiertelną powagą mówi głupstwa, podlewając je pseudofilozoficznym sosem. Jego wnikliwe rozważania na temat wpływu multi-kulti na losy świata, krytyczna analiza niszczących skutków poprawności politycznej czy dobre rady dla Angeli Merkel i brytyjskich sądów robią naprawdę duże wrażenie.
Niestety, ostatnio ten subtelny badacz idei zdecydowanie obniżył loty, wyzywając sympatyków KOD od „zwolenników Bieruta”.
Za rogiem czają się już porównania do Stalina i Hitlera (gestapo już było). W ten sposób chamstwo właśnie wyszło z Sejmu, gdzie stało się chlebem powszednim, i trafiło na salony rządowe, nabierając charakteru oficjalnego.
Przez Polskę przeszła elektryzująca wiadomość: prezydent Andrzej Duda podał rękę legendarnemu przywódcy Solidarności Lechowi Wałęsie! Jeszcze parę lat temu newsem było, jeśli ktoś komuś ręki nie podał. Dziś newsem jest – gdy podał.
Dobra zmiana.
Źródło: Polityka
Powrót do "Publikacje" / Do góry | | | |
|