Przytoczyłem powyższy fragment piosenki Kuby Sienkiewicza, bo pasuje jak ulał do ekspertów rządowych trudzących się od roku w jednym tylko celu: jak pognębić hipermarkety i wielkie centra handlowe, które podobno złośliwie nie płacą podatków i deprawują Polaków, narzucając im konsumpcyjny styl życia? Najpierw próbowano uderzyć je pałką podatkową. Zaraz po wejściu podatku od handlu napisałem w tym miejscu, że trudno o bardziej bezsensowną daninę. Nie dość, że podatek uderzał w klientów oraz dostawców i ani trochę nie wyrównywał szans drobnego handlu w konkurowaniu z handlem wielkopowierzchniowym, to jeszcze został tak spartolony, że ze względu na oczywistą sprzeczność z prawem europejskim Bruksela musiała go zdyskwalifikować. Czy to otrzeźwiło rządowych „dłubaczy”? Niestety, nie.
Jak słyszę, nadal „dłubią i dłubią, myślą i skubią”. Ponieważ jednak nie mają pewności, czy coś wymyślą, wyciągnęli drugą pałkę: zakaz handlu w niedzielę. Niby to projekt obywatelski, ale radośnie przez PiS przyjęty. Jak pouczył rodaków przewodniczący Solidarności Piotr Duda: „niedziela jest dla Boga i rodziny”. Jestem za – pod warunkiem że będziemy konsekwentni. Dajmy wolną niedzielę pracownikom kin, teatrów, muzeów, restauracji, kolei, ogrodów zoologicznych, miejskich zakładów komunikacyjnych, radia i telewizji...
Powie może ktoś, że to nie to samo co handel, bo chodzi o to, aby rodzina w komplecie mogła w niedzielę pójść do zoo lub na pizzę, a po galeriach i hipermarketach włóczyć się nie musi. Otóż nie! Po pierwsze, nie życzę sobie, aby klub parlamentarny PiS narzucał mi sposób spędzania wolnego czasu. Po drugie zaś – co w dotychczasowej dyskusji zupełnie pomijano, argumentując, że masła i cukru nie muszę kupować w niedzielę – zapomina się, że są rzeczy, które kupuje się głównie w czasie wolnym od pracy, bo wymagają dłuższych oględzin, porady sprzedawcy i namysłu. Należą do nich: wyposażenie mieszkania (meble, dywany itp.), artykuły budowlane, sprzęt AGD i RTV, osprzęt techniczny i inne dobra długotrwałego użytku (także buty czy garnitur!). Notabene zakupy te dokonywane są bardzo często rodzinnie, bo decyzja powinna być wspólna. Zamknięcie centrów i sklepów z tymi artykułami w niedzielę spowoduje, że zakupy w sobotę zamienią się w piekło.
I jeszcze jeden, bardzo ważny argument. Autorzy ustawy, powołując się na to, że niektóre kraje – np. Francja i Niemcy – ograniczają handel w niedzielę (choć większość tego nie czyni, a brany za wzór Orbán właśnie z zakazu się wycofał), w ogóle nie biorą pod uwagę tego, że Polacy są drugim z kolei najbardziej zapracowanym krajem Europy! Według Eurostatu pracujemy tygodniowo o 4 godziny dłużej niż Francuzi i o 6 godzin dłużej niż Niemcy, co oznacza, że mamy mniej czasu na zakupy w tygodniu.
Ale na tym nie koniec. Autorzy ustawy chyba bardzo nie lubią swoich rodaków, bo poszczególnymi przepisami osaczają ich ze wszystkich stron. Machniesz ręką na sklep, bo kupisz w internecie? Tak, ale nie w niedzielę, bo platformy internetowe tego dnia nie będą mogły przyjmować zamówień (!). Wkurzony sobotnim tłokiem w sklepie umrzesz na apopleksję? Fatalny moment sobie wybrałeś, rodzina będzie mogła załatwić formalności pogrzebowe dopiero w poniedziałek, bo zakłady pogrzebowe, jako że handlują trumnami, wieńcami i innymi smutnymi akcesoriami, w niedzielę będą nieczynne (!). To nie żart – Polska Izba Pogrzebowa już złożyła protest. Jesteś właścicielem kwiaciarni (niedziela to dobry dzień dla kwiaciarzy), rozbudowałeś ją, masz teraz magazynek, chłodnię – w nagrodę w niedzielę będziesz mógł pójść do zoo, bo powierzchnia twojego lokalu przekroczyła 50 m kw. i siódmego dnia musisz go zamknąć.
Jest rzeczą oczywistą, że w wyniku zamknięcia handlu w niedzielę nastąpią zwolnienia pracowników (spór dotyczy tylko skali zwolnień), spadną obroty i wpływy podatkowe do budżetu. Były minister finansów Paweł Szałamacha odważnie zaproponował, aby przez dwa lata zamykać sklepy tylko przez jedną niedzielę w miesiącu i sprawdzić efekty. Ignorant! Nie wygadywałby takich rzeczy, gdyby wcześniej przeczytał uzasadnienie do obywatelskiego projektu, a tam jak byk stoi, że zatrudnienie i obroty wzrosną, fiskus skorzysta, a na dodatek ceny spadną. Słowo honoru – tak napisano w uzasadnieniu!
Według przeprowadzonych badań 40 proc. pracowników handlu nie ma nic przeciw pracy w niedzielę, a dalszych 30 proc. nie miałoby nic, gdyby za ten dzień otrzymywali nie tylko inny dzień wolny, ale i dodatkowe wynagrodzenie. To byłoby najbardziej sensowne rozwiązanie, ale ma jedną wadę: nie ma aprobaty episkopatu. I wszystko jasne.
A w nieustającym konkursie na najbardziej bzdurną wypowiedź miesiąca laur zdobywają ex aequo panowie Macierewicz i Błaszczak. Ten pierwszy oczywiście za „korwety sprzedane Rosji za dolara”, a drugi za odkrycie, że „wypowiedź Macierewicza właśnie zapobiegła zaplanowanej już sprzedaży”. Jak głosi anegdota, do mistrzostw świata drwali zgłosiło się zbyt wielu zawodników, więc jury dopuszczało tylko tych, którzy mieli poważne osiągnięcia. Amerykanin oświadczył, że wyrąbał las na połowie Alaski – dopuszczono go. Rosjanin wyrąbał las na połowie Syberii – dopuszczono go. Zgłosił się też Polak, który pochwalił się wyrąbaniem lasu na Saharze. „Przecież tam nie ma drzew!” – zakrzyknęło jury. A na to Polak: „No, teraz już nie ma”.
Świadomy treści art. 226 par. 3 kk na wszelki wypadek oświadczam, że wszelkie podobieństwa między tą opowiastką a postępowaniem któregokolwiek z członków naszego rządu są całkowicie przypadkowe.
Źródło: Polityka
Powrót do "Publikacje" / Do góry | | | |
|