Stanowisko Sądu Najwyższego w sprawie ułaskawienia (i uniewinnienia!) Mariusza Kamińskiego przed ostatecznym wyrokiem spotkało się z gwałtowną krytyką zwolenników „dobrej zmiany”. Do tej krytyki niespodziewanie przyłączył się Jan Rokita. W tym celu („Newsweek”, 11 czerwca br.) posłużył się przykładem emerytowanego amerykańskiego generała Jamesa Cartwrighta, który składał fałszywe zeznania w sprawie dokonanego przez niego wycieku tajnej informacji wojskowej do prasy. W październiku 2016 r. postawiono go przed sądem, który zapowiedział wydanie wyroku na dzień 17 stycznia 2017r. Do wydania wyroku jednak nie doszło, gdyż trzy dni wcześniej prezydent Obama „rzutem na taśmę” ułaskawił generała. Jan Rokita, nawiązując do przypadku Mariusza Kamińskiego, stwierdził, że w Stanach nikt nie protestował, choć „prawa łaski w amerykańskiej i polskiej konstytucji są prawie identyczne”. Wniosek? Nie ma powodu, aby czepiać się Andrzeja Dudy, jeśli w starej, amerykańskiej demokracji takie praktyki są całkowicie legalne.
Jan Rokita popełnia tu jednak często spotykany błąd logiczny. To, że w jakimś kraju podobnie brzmiący przepis interpretowany jest i stosowany w określony sposób, nie oznacza, że w innym kraju musi być tak samo. Najwybitniejsi prawnicy, a w końcu i Sąd Najwyższy, wyjaśnili, na czym polega różnica między władzą wykonawczą a sądowniczą w naszej konstytucji, i nie zamierzam tych argumentów powtarzać. Jest jednak kilka innych, niewymienianych w debacie publicznej, które potwierdzają tezę o samowoli prezydenta Dudy. Warto je przytoczyć – niektóre mogą państwa zaskoczyć.
Po pierwsze – wykładnia historyczna, czyli jak ten przepis był rozumiany w przeszłości, przez wszystkich poprzednich stosujących go prezydentów. Jakoś tak się dziwnie złożyło, że na 8,2 tys. (!) aktów łaski, wydanych w ciągu 25 lat przez wszystkich kolejnych prezydentów, ani jeden nie nastąpił przed wydaniem prawomocnego wyroku (notabene tak samo było w II RP i w PRL – czyli od stu lat!). Wszystkie polegały na uwolnieniu od kary lub jej skróceniu – bo tak prawo łaski rozumie się w Polsce. W USA rozumie się je od dziesiątków lat szerzej – i nie jest to jedyna różnica między naszymi krajami.
Po drugie, można sięgnąć do wykładni autentycznej, czyli sprawdzenia w protokołach, jak dany przepis interpretował ten, kto go uchwalał. W tym przypadku nie jest to proste, bo gdy wszyscy ustawodawcy rozumieją prawo łaski identycznie, to wiele nad nim nie dyskutują i już go szerzej nie definiują. Coś jednak da się powiedzieć o tym, o co posłom 20 lat temu chodziło. Sięgnąłem do stenogramu posiedzeń komisji konstytucyjnej w punkcie dotyczącym prawa łaski. Dyskusja dotyczyła głównie kwestii stylistycznych i szczególnego przypadku, jakim było wyłączenie spod prawa łaski wyroków Trybunału Stanu, ale w wypowiedziach członków komisji padały – niejako przy okazji – określenia niepozostawiające wątpliwości, jak prawo łaski należy rozumieć. Zacytuję. Pos. Ciemniewski (Unia Wolności): „Prawo łaski jest stosowane w stosunku do orzeczenia o karze ”; pos. Taylor (Unia Wolności): Ułaskawia się skazanego”; sen. Kurczuk (SLD): „Istota prawa łaski dotyczy kary”; pos. Bentkowski (PSL): „Prawo łaski odnosi się do kary. Nie jest to abolicja”; sen. Alicja Grześkowiak (NSZZ Solidarność): „Ułaskawieniu podlega skazana osoba”. Nic dodać, nic ująć.
Idźmy dalej. Na stronie internetowej prezydenta RP przez prawie 20 lat, także za kadencji Lecha Kaczyńskiego (na którego autorytet Andrzej Duda powołuje się tyleż nieustannie, co obłudnie), zawieszona była definicja prawa łaski, zaczynająca się od słów: „Istotą tego uprawnienia jest uwolnienie skazanego od skutków karnych prawomocnego wyroku sądu”. Niedawno ktoś jednak dostrzegł tę herezję i przeniósł tekst do zakładki „Archiwum”.
Internet to w ogóle podstępna instytucja. Czego tam nie ma! Ot, na przykład odpowiedź Kancelarii Prezydenta udzielona w czerwcu 2016 r. – a więc już za kadencji prezydenta Dudy i pół roku po przedwczesnym ułaskawieniu Mariusza Kamińskiego! – pewnemu emerytowi, który zwracał się do prezydenta o ułaskawienie. Czytamy w niej, co następuje: „Szanowny Panie! Sprawa ta nie może zostać rozpatrzona, bowiem prawo łaski stosowane jest wyłącznie do kar, orzeczonych w prawomocnychwyrokach sądowych”. Teraz jest już jasne, dlaczego pani Sadurska musiała odejść (choć krzywdy nie ma).
Na koniec wisienka na torcie. W 2011 r. pos. Andrzej Duda wygłosił w Sejmie oświadczenie dotyczące stosowania prawa łaski przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Cytuję z wideonagrania: „Jako minister w Kancelarii Prezydenta RP, nadzorujący Biuro Obywatelstw i Prawa Łaski, chciałbym tu z całą odpowiedzialnością oświadczyć, że (...) ułaskawia się osoby, uznane przez sądy za winne. Ułaskawienie nie jest uniewinnieniem”. Można tego słuchać bez końca!
To w zasadzie powinno wystarczyć, ale nie jestem naiwny. W naszym pięknym i dumnym kraju, w którym 20 proc. obywateli wierzy w bombę termobaryczną na pokładzie tupolewa, 27 proc. nie wierzy w teorię ewolucji, a pani premier Szydło upiera się, że przyjęliśmy milion uchodźców z Ukrainy – nie ma rzeczy oczywistych. Nieważny podział władz, wykładnie historyczne i autentyczne albo co tam kto kiedyś twierdził „z całą odpowiedzialnością”. Dziś triumfy święci słynny szatniarz z „Misia” Barei („Nie mamy pańskiego płaszcza – i co nam pan zrobi?”), na którym wzorują się czołowi politycy PiS, pana prezydenta nie wyłączając. Panu min. Szyszce w bezceremonialnym wpychaniu min. Błaszczakowi listu od „córki leśniczego” nie przeszkadzała nawet rejestrująca wszystko kamera!
A wracając do gen. Cartwrighta. Jest dość zasadnicza różnica między nim a Mariuszem Kamińskim: generał przyznał się do winy, a Mariusz Kamiński – nie. Dlatego proces powinien wykazać, co wolno, a czego nie wolno tajnym służbom, gdy stosują podsłuchy i prowokacje. To sprawa ogromnej wagi dla budowania tak przecież niskiego w Polsce poczucia zaufania obywateli do państwa. Prezydent swoją decyzją to uniemożliwił.
Ogromne jest poczucie bezkarności tej władzy. No cóż, pozostaje przypomnieć, że póty dzban... I jeszcze za Słonimskim: Polska jest krajem, w którym wszystko jest możliwe – nawet zmiany na lepsze! Cierpliwości, stanowczości i... miłych wakacji!
Źródło: Polityka
Powrót do "Publikacje" / Do góry | | | |
|