Wypadałoby, abym w tak poważnej, wręcz dramatycznej sytuacji, do jakiej nasz kraj doprowadzili Andrzej Duda i Jarosław Kaczyński, w kolejnym felietonie zajął się przede wszystkim rozważaniami dotyczącymi sądownictwa. Wypadałoby, ale przecież media pełne są uczonych rozważań i cóż ja, skromny senator, mógłbym do tego wszystkiego dodać? Ile razy można powtarzać, że wyroki sądów trzeba wykonywać i że nie ma takiej ustawy (choć może niedługo będzie), która zwalniałaby z tego obowiązku marszałka Sejmu lub ministra sprawiedliwości? Jak długo trzeba tłumaczyć, że magister politologii i doktor od więziennictwa, zasłużony dla Polski współautorstwem ustawy o IPN, zapytany o ocenę uchwały Sądu Najwyższego w pełnym składzie powinien, zamiast się mądrzyć, skromnie spuścić wzrok i wyszeptać, że nie jest godzien wypowiadać się na ten temat?
Musiałbym także po raz kolejny zdziwić się, że wiceminister sprawiedliwości, który z prawem ma tyle wspólnego, że 24 lata temu został magistrem prawa, a potem parał się zupełnie czymś innym, postanowił przejść do historii stwierdzeniem, że jeden z najwybitniejszych polskich prawników, prof.Marek Safjan, „nie zna się na prawie”. Nie mógłbym również nie zapytać innego wiceministra sprawiedliwości, czy odesłanie Komisji Weneckiej do Muzeum Żołnierzy Wyklętych nie było przypadkiem już nie arogancją, ale wyjątkowym chamstwem? Musiałbym także powtórzyć (ile razy można!),że neoKRS, która w tzw. części sędziowskiej powinna reprezentować 10 tysięcy sędziów, faktycznie reprezentuje nie wiadomo kogo, być może tylko pięćdziesięciu lub stu, którzy podpisywali się na kilku listach jednocześnie.
I co, miałbym jeszcze raz przypominać, że zdenerwowany moją wypowiedzią w trakcie debaty w senacie Zbigniew Ziobro szczerze wypalił, że czymś naturalnym jest podział na sędziów „naszych i waszych”? Musiałbym także po raz enty tłumaczyć, że państwo członkowskie UE wykonuje wyroki Trybunału Sprawiedliwości UE, chyba że mu Unia Europejska zbrzydła i chce ją opuścić. I wreszcie nie wiem, czy zdołałbym wyjaśnić panu prezydentowi, że na świecie ludzie mówią różnymi językami, i jeśli pan prezydent nie chce, żeby jakiś język był dla niego obcy, to powinien się go nauczyć, ewentualnie zatrudnić tłumacza. Inaczej będzie jak w tej starej anegdocie o milicjancie, który na wszelkie próby dogadania się z nim przez zagranicznego turystę najpierw po angielsku, potem po francusku, a na końcu po niemiecku odpowiadał przecząco. Kiedy stojący obok kolega melancholijnie zauważył, że trzeba było uczyć się języków, milicjant ów roztropnie odpowiedział: „Daj spokój. Ten facet znał trzy i też się nie dogadał!”.
Problem z panem prezydentem jest jednak poważniejszy, bo nie tylko obcych języków słuchać nie chce, ale i polski mu niemiły. Ostatnio, zapewne w stanie typowego dla niego retorycznego wzmożenia, wykrzyczał: „Dlaczego ci prezesi sądów, profesorowie, znamienici sędziowie nigdy nie przygotowali żadnej propozycji, która prowadziłaby do naprawy wymiaru sprawiedliwości?” I otóż mam przed sobą oświadczenie Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego, pani prof. Małgorzaty Gersdorf, z 23 grudnia ub.roku, będące odpowiedzią na pomówienia, jakie pan prezydent był łaskaw kierować pod adresem sędziów i jej osobiście.
Po prostu zacytuję: „Przypominam zatem – pisze prof. Gersdorf – że kiedy rozpoczynano zmiany w wymiarze sprawiedliwości, Pierwsza Prezes Sądu Najwyższego, widząc, do czego mogą one doprowadzić, złożyła dnia 15 listopada 2017r. projekt ustawy, w którym zostały zrealizowane wszystkie postulaty, jakie rzekomo chciałaby wprowadzić większość parlamentarna. Począwszy od zmiany zasad odpowiedzialności dyscyplinarnej, większej odpowiedzialności osobistej sędziów za wydawane wyroki, przez udział obywateli w sprawowaniu wymiaru sprawiedliwości, a skończywszy na specjalnych instrumentach prawnych, mogących usuwać z obrotu prawnego wyroki, jakie zapadły w przeszłości. Projekt ten, pozostając w całkowitej zgodzie z Konstytucją, wprowadzał instrumenty „dalej idące”, aniżeli składane wówczas projekty zmian.”
Po polsku? Niewątpliwie. Na temat? A jakże! I co pan prezydent na to? Ano nic. A może pan minister Mucha tego oświadczenia panu prezydentowi – aby głowy państwa nie denerwować – po prostu nie pokazał?
Mam nadzieję, że teraz lepiej Państwo rozumieją moją decyzję, aby o tym wszystkim nie pisać. Szkoda nerwów.
Są inne, ciekawe tematy, o których nikt inny poza mną nie napisze, np. tzw. zespoły parlamentarne. Jak zawsze na początku kadencji posłowie rzucili się do tworzenia tychże. Obecność w zespole, a jeszcze funkcja przewodniczącego lub wice, nobilituje posła. Wyborca dostaje komunikat: oto człowiek aktywny i pracowity, chce czegoś więcej, niż tylko pensji i diety poselskiej. No i jeśli na wizytówce widnieje nie tylko „poseł” (to już mało kogo podnieca), ale np. „Przewodniczący Parlamentarnego Zespołu Budowy Drogi Ekspresowej S74”, to uznanie rozmówców rośnie w postępie geometrycznym. Dlatego zaraz po inauguracji Sejmu rozpoczyna się wyścig, kto pierwszy utworzy jakiś zespół i obejmie w nim prestiżową funkcję. Jak się ktoś spóźni, też nie ma problemu: tworzy własny zespół i staje na jego czele. Właśnie dlatego na tę chwilę utworzono...115(!) zespołów, na czele których stanęli przewodniczący i wiceprzewodniczący w liczbie...441(!!), czyli prawie każdy poseł może wzbogacić swoją wizytówkę.
Uważam, że słuszne to i sprawiedliwe, a ponadto zgodne z art.32 ust.2 Konstytucji („Nikt nie może być dyskryminowany (...) z jakiejkolwiek przyczyny”). Niektórzy posłowie walczyli o tytuły w kilku komisjach, od przybytku przecież głowa nie boli. Np. poseł Kukiz15 Jarosław Sachajko to prawdziwy tytan pracy i człowiek-orkiestra. Nie dość, że jest członkiem dwóch komisji sejmowych (w tym w jednej jest wiceprzewodniczącym), nie dość także, że zasila cztery stałe podkomisje (w tym w jednej jest przewodniczącym), ale przystąpił także do 13 (!) zespołów parlamentarnych, z tego w trzech jest przewodniczącym, a w jednym - wice. Obawiam się, że wizytówka formatu A-4 nie wystarczy. Poseł Sachajko dał się już zresztą poznać jako inicjator ustawy, zabraniającej organizacjom prozwierzęcym uwalniać katowane zwierzaki z rąk ich okrutnych właścicieli, a jako ekspertów zaprosił osoby skazane za... dręczenie zwierząt! A tyle jeszcze pracy przed nim. Strach się bać.
Źródło: POLITYKA
Powrót do "Publikacje" / Do góry | | | |
|