Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt



Publikacje / 01.12.21 / Powrót

Wielki Odnowiciel i mały bajarz
Dział: O polityce i politykach

W domowych szpargałach znalazłem poniższą historyjkę. Napisana dawno (papier już zżółkł), ale budzi jakieś skojarzenia.

W pewnym należącym do Unii Europejskiej kraju rządów nie sprawował ani Prezydent, ani Premier, ale szef partii TERAZ MY (dalej: TM), poprzednio TKM (czyli TERAZ K… MY), zwany skromnie Prezesem. Pewnego dnia odwiedził Prezesa znany z doradzania jego wrogom bankowiec i zaoferował mu swoje usługi, najchętniej w roli Premiera. Roztoczył przy tym przed Prezesem swoje wizje rozwoju kraju, przy których bladły osiągnięcia znanego z literatury mitomana – barona Münchhausena. Olśniony Prezes postanowił dać mu szansę i obsadził go w roli Wicepremiera. Nasz bankowiec na to tylko czekał. Puścił wodze fantazji i z prędkością karabinu maszynowego wypuszczał kolejne obietnice, jako to: dron w każdym domu, lek na wszystkie choroby, pigułka szczęścia itp. Każdy taki projekt przybierał postać barwnego folderu i bardzo podobał się Prezesowi. Wprawdzie po prezentacji projekt znikał i później nikt go już nie mógł odnaleźć, ale problem ten Wicepremier rozwiązywał bez trudu: po prostu prezentował narodowi nowy, jeszcze wspanialszy projekt, co sprawiało, że pytania o losy poprzedniego nie miały już sensu.

Sukcesy te sprawiły, że Wicepremier sam siebie zaczął pytać, dlaczego jeszcze nie jest Premierem. Pytał na tyle głośno, że usłyszał to Prezes, który od zawsze marzył, aby przejść do historii, ale nie jako zwykły Prezes, tylko Prezes – Wielki Odnowiciel. Tymczasem obecna Premierka nie miewała żadnych wizji i absolutnie nie gwarantowała spełnienia marzeń Prezesa. Co innego Wicepremier, który rozłożył przed Prezesem kolejny oszałamiający wachlarz działań, dzięki którym – jak zapewnił – „wszyscy będą nam zazdrościć wszystkiego”.

I tak Wicepremier został Premierem. Prezes postawił jednak sprawę jasno: „1. Pan rządzi, ale to ja kieruję, i 2. kraj ma rosnąć w siłę, a ludzie mają żyć dostatniej”. Prezes nie pamiętał już, skąd wziął te zasady, ale bardzo mu się podobały. Premier natychmiast przystąpił do budowy dostatku obywateli i siły państwa. Jął na potęgę rozdawać worki z pieniędzmi, a dla zademonstrowania siły pokazał gest Kozakiewicza bliższym i dalszym sąsiadom kraju, a na koniec także Unii Europejskiej. Przemawiał chętnie i często – chwalił siebie i nigdy nie zapominał o podkreśleniu decydującej roli Prezesa.

Tymczasem pod jego bokiem rozkwitały na nieznaną skalę nepotyzm, korupcja, bezprawie i marnotrawstwo. Różni ludzie podejmowali decyzje, wyciągające dziesiątki tysięcy obywateli na ulice. Czasami Premier próbował zareagować, ale wtedy dzwonił telefon i głos z sekretariatu Prezesa uświadamiał mu, że to nie jego sprawa, on ma tylko rządzić, a kieruje ktoś inny. Nawet wiceministra Łajzy, jak go wielu nazywa, nie mógł odwołać, choć ten okazał się zwykłym oszustem. Jego wpływ na kształt rządu i obsadę wielu stanowisk zmalał niemal do zera, a kiedy na kraj spadła epidemia i drożyzna, a unijny bankomat przestał wypłacać pieniądze, Premier okazał się bezradnym zakładnikiem różnych indywiduów w rządzie i wokół niego. Spadły słupki sondażowe, zewsząd wyglądały zdradzieckie mordy opozycji. Nadal jednak Premier wygłaszał pompatyczne mowy i jeszcze bardziej chwalił Prezesa.

I wtedy zadzwonił telefon. W słuchawce odezwał się głos Prezesa: „Rozczarował mnie pan, panie Premierze”. „Ależ panie Prezesie! – bronił się Premier – przecież zawsze podkreślałem pańską rolę!”. „No właśnie, ludzie gotowi są pomyśleć, że za ten cały bałagan to ja odpowiadam, a nie pan. Dlatego...”.

Reszta tekstu niestety nieczytelna, ale specjaliści starają się ją odcyfrować. Może to potrwać kilka tygodni.


Źródło: POLITYKA 49(3341)

Powrót do "Publikacje" / Do góry