Piszę o tym wszystkim nie dlatego, aby przypomnieć dość znane przecież fakty, ale po to, aby pokazać, co je łączy – a łączy je niekompetencja rządzących. Przyzwyczajono się krytykować PiS za łamanie prawa i praworządności, za autorytarne zapędy, za próby orbanizacji kraju. To wszystko prawda i nie wolno z tej krytyki rezygnować, ale coraz silniej trzeba eksponować, że Polską rządzi klika nieudaczników i szkodników. Ludzi, którzy niczego nie potrafią porządnie przygotować, zorganizować i przeprowadzić. A czego się dotkną, to zepsują. Warszawska ulica nazywa takich ludzi „popaprańcami”. Takie oskarżenie jest dla nich znacznie bardziej bolesne niż zarzuty o łamanie konstytucji. Hasło: P(opaprańcy) i S(zkodnicy) wydaje się dobrze oddawać naturę obecnej władzy.
Już słyszę pełne oburzenia głosy, że za rogiem wojna, że w obliczu niebezpieczeństwa trzeba się jednoczyć. Nic z tego! Dopóki telewizyjna szczujnia Jacka Kurskiego pracuje pełną parą, a Ziobro trzęsie rządem i wypycha nas z Unii, demokratyczna opozycja może zawierać odcinkowe rozejmy, ale nie powszechne zawieszenie broni.
A propos wojny. Sankcje są dotkliwe, ale nie wystarczą. Rosjanie na skutek ogłupiającej propagandy i braku dostępu do rzetelnej informacji przeżywają teraz patriotyczne uniesienie, czują się jak walczący z wrażym otoczeniem mieszkańcy Leningradu. To może potrwać długo, zwłaszcza że pieniądze za ropę i gaz nadal płyną szerokim strumieniem, bo dla kilku krajów nagła rezygnacja z rosyjskich kopalin spowodowałaby poważne problemy. Tymczasem Putin w razie odmowy zapłaty w rublach (a na razie Zachód odmawia) grozi odcięciem dostaw. Tu nie chodzi o jakiś ekonomiczny trick, ale o to, aby Zachód tańczył, jak mu Putin zagra. Jeśli to nie blef, to w drugiej połowie kwietnia, kiedy minie termin płatności, gaz przestanie płynąć. Nadejdzie godzina prawdy. Jeśli Unia wytrzyma (wskazane jest szybkie utworzenie funduszu wsparcia dla szczególnie dotkniętych państw), wygra wolny świat, wygra Ukraina, przegra Putin. Jeśli Unia się ugnie, będzie dokładnie odwrotnie.
Źródło: Polityka nr 15 (3358)
Powrót do "Publikacje" / Do góry