Potem, w zaciszu gabinetów, negocjują kształt okręgowych list wyborczych (i tu bardzo by się przydał pomysł, aby każda z trzech mniejszych partii, w każdym z 41 okręgów, wystawiła tylko jednego kandydata, zawsze na tym samym miejscu na liście). Dopiero wtedy, gdy stałoby się jasne, że to, co łączy cztery partie, jest daleko mocniejsze niż to, co je dzieli, nastałby czas na prezentowanie swoich szczegółowych autorskich propozycji na uzdrowienie systemu podatkowego, polepszenie ochrony zdrowia, politykę mieszkaniową czy też w kwestiach światopoglądowych. Wszystko po to, aby nie tylko wygrać wybory, ale też aby wygrać je dużą przewagą nad PiS.
Tak miało być, ale wszystko na to wskazuje, że tak nie będzie. Przyjmuję do wiadomości, że do wyborów partie opozycji demokratycznej pójdą w kilku blokach. Mam przynajmniej nadzieję, że w trzech, a nie w czterech.
Ta sytuacja zrodziła jednak całkiem nowe niebezpieczeństwo. Jeśli bowiem partie wspólnie nie koordynują swoich działań, to ruszają do boju o głosy wyborców w pojedynkę i z własnymi pomysłami. Pojawiły się już zatem pierwsze obietnice wyborcze. Trudno to oczywiście zanegować, problem leży gdzie indziej. Każda z opozycyjnych partii ma prawo wysuwać własne koncepcje, które niekoniecznie muszą podobać się innym ugrupowaniom. I tak np. Tusk zaproponował „zeroprocentowe" kredyty mieszkaniowe (choć także remonty pustostanów i dopłaty do czynszów!), a Lewica preferuje finansowanie budowy mieszkań na wynajem przez samorządy. I bardzo dobrze. W koalicyjnym rządzie po wyborach trzeba będzie dokonać uzgodnień w tej kwestii - ale na razie powinno się chwalić swoje, a o propozycji przyszłego partnera koalicyjnego wypowiadać się wstrzemięźliwie.
Ale nie! Politycy Lewicy (a ściślej Razem) przypuścili w mediach ostry atak na Tuska i jego propozycję, wyraźnie starając się ją zdezawuować. Przekaz był jasny: głosujcie na nas, a nie na tych wstrętnych liberałów. Ostrzegam zawczasu: jeśli ten model rywalizacji między partiami demokratycznej opozycji się rozwinie, to codzienny pisowski przekaz - skuteczny zwłaszcza w stosunku do wyborców niezdecydowanych, a to ich trzeba głównie przyciągnąć - będzie następujący: „Wspólnego programu nie mają, o wszystko się kłócą, nie wolno oddać im władzy" Liderzy partii opozycyjnych powinni jak najszybciej zatrzymać tę rozkręcającą się spiralę wzajemnych ataków i przypomnieć swoim kolegom i koleżankom, kto jest ich prawdziwym przeciwnikiem. No i - stale to powtarzam - choć nie ma wspólnej listy, niezbędne jest wspólne dla całej opozycji minimum programowe (moja propozycja - patrz wyżej).
Źródło: Polityka nr 11 (3405) 8.03.2023
Powrót do "Publikacje" / Do góry