Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt



Publikacje / 08.03.23 / Powrót

ROZKRĘCAĆ, A NIE NAKRĘCAĆ
Dział: O polityce i politykach

Miało być tak: cztery partie wstępnie wyrażają gotowość do startu na jednej liście, następnie przystępują do stworzenia wspólnego dla całej czwórki minimum programowego i ogłaszają je, informując w ten sposób wyborców, że w najważniejszych dla Polski sprawach są dogadani. Takich spraw jest cały worek: przywrócenie zasad praworządności, stworzenie niezależnej prokuratury, odpolitycznienie służb specjalnych, odbudowa roli Polski w UE, pozyskanie pieniędzy dla Krajowego Planu Odbudowy, rozwój zielonej energii, naprawa finansów publicznych (w tym likwidacja kilkudziesięciu funduszy), poprawa materialnej sytuacji części pracowników tzw. budżetówki, a zwłaszcza nauczycieli, „odczarnkowienie" edukacji, odpartyjnienie i uwolnienie od „krewnych i znajomych królika" różnych agencji i spółek Skarbu Państwa, przywrócenie właściwej roli mediom publicznym, zdjęcie z kultury ideologicznego gorsetu, reanimacja służby cywilnej, pociągnięcie do odpowiedzialności winnych marnotrawstwa, łamania ustaw i konstytucji.
Potem, w zaciszu gabinetów, negocjują kształt okręgowych list wyborczych (i tu bardzo by się przydał pomysł, aby każda z trzech mniejszych partii, w każdym z 41 okręgów, wystawiła tylko jednego kandydata, zawsze na tym samym miejscu na liście). Dopiero wtedy, gdy stałoby się jasne, że to, co łączy cztery partie, jest daleko mocniejsze niż to, co je dzieli, nastałby czas na prezentowanie swoich szczegółowych autorskich propozycji na uzdrowienie systemu podatkowego, polepszenie ochrony zdrowia, politykę mieszkaniową czy też w kwestiach światopoglądowych. Wszystko po to, aby nie tylko wygrać wybory, ale też aby wygrać je dużą przewagą nad PiS.

Tak miało być, ale wszystko na to wskazuje, że tak nie będzie. Przyjmuję do wiadomości, że do wyborów partie opozycji demokratycznej pójdą w kilku blokach. Mam przynajmniej nadzieję, że w trzech, a nie w czterech.
Ta sytuacja zrodziła jednak całkiem nowe niebezpieczeństwo. Jeśli bowiem partie wspólnie nie koordynują swoich działań, to ruszają do boju o głosy wyborców w pojedynkę i z własnymi pomysłami. Pojawiły się już zatem pierwsze obietnice wyborcze. Trudno to oczywiście zanegować, problem leży gdzie indziej. Każda z opozycyjnych partii ma prawo wysuwać własne koncepcje, które niekoniecznie muszą podobać się innym ugrupowaniom. I tak np. Tusk zaproponował „zeroprocentowe" kredyty mieszkaniowe (choć także remonty pustostanów i dopłaty do czynszów!), a Lewica preferuje finansowanie budowy mieszkań na wynajem przez samorządy. I bardzo dobrze. W koalicyjnym rządzie po wyborach trzeba będzie dokonać uzgodnień w tej kwestii - ale na razie powinno się chwalić swoje, a o propozycji przyszłego partnera koalicyjnego wypowiadać się wstrzemięźliwie.
Ale nie! Politycy Lewicy (a ściślej Razem) przypuścili w mediach ostry atak na Tuska i jego propozycję, wyraźnie starając się ją zdezawuować. Przekaz był jasny: głosujcie na nas, a nie na tych wstrętnych liberałów. Ostrzegam zawczasu: jeśli ten model rywalizacji między partiami demokratycznej opozycji się rozwinie, to codzienny pisowski przekaz - skuteczny zwłaszcza w stosunku do wyborców niezdecydowanych, a to ich trzeba głównie przyciągnąć - będzie następujący: „Wspólnego programu nie mają, o wszystko się kłócą, nie wolno oddać im władzy" Liderzy partii opozycyjnych powinni jak najszybciej zatrzymać tę rozkręcającą się spiralę wzajemnych ataków i przypomnieć swoim kolegom i koleżankom, kto jest ich prawdziwym przeciwnikiem. No i - stale to powtarzam - choć nie ma wspólnej listy, niezbędne jest wspólne dla całej opozycji minimum programowe (moja propozycja - patrz wyżej).


Źródło: Polityka nr 11 (3405) 8.03.2023

Powrót do "Publikacje" / Do góry