Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt




Publikacje / 07.01.02 / Powrót

A może jednak razem
Dział: Makroekonomia

Rozgorzała ostatnio dyskusja dotycząca przyszłorocznej polityki fiskalnej i polityki pieniężnej cechuje się dużą dozą emocji, przez co wielu dyskutantów nie zawsze używa najtrafniejszych argumentów. Padają różne stwierdzenia i groźby, przygotowywane są nowe regulacje prawne o dyskusyjnej jakości merytorycznej i legislacyjnej, zaangażowane w spór strony wikłają się w sytuacje, z których trudno będzie wyjść bez utraty twarzy. Tę niebezpieczną spiralę trzeba przerwać.

Wydaje mi się, że większość członków Rady Polityki Pieniężnej (może z wyjątkiem tego jej członka, który od ponad trzech lat ani razu nie głosował za obniżką stóp!) zdaje sobie sprawę, że sytuacja gospodarcza zezwala na śmielsze niż dotychczas decyzje w sprawie stopy procentowej, jednak ze względów ambicjonalnych rozciąga ten proces nadmiernie w czasie. Rząd powinien więc odstąpić od publicznego wyznaczania skali obniżki stóp (wystarczy, że oczekuje "znaczącej" obniżki) oraz wstrzymać się od poparcia dla poselskiego projektu ustawy zmieniającej ustawę o NBP.

Z kolei Rada powinna uwzględnić realia, które aż kłują w oczy. Argumenty, że Rada nie zna w pełni zamierzeń rządu, że budżet nie został jeszcze przyjęty, że nie jest dostatecznie restrykcyjny, że deficyt jest za duży itp. - delikatnie mówiąc - są przejawem ekonomicznego malkontenctwa.

Deficyt budżetowy jest kategorią ekonomiczną, która niewątpliwie znajduje się pod dużym wpływem cyklu koniunkturalnego. Cykliczność ta obok ewidentnych błędów poprzedniego rządu sprawiła, że przyszłoroczny deficyt budżetowy przekroczy 5 proc. prognozowanego PKB. To rzeczywiście dużo. Warto jednak sprawdzić, czy możliwe i społecznie akceptowalne byłyby dalsze cięcia wydatków, tak chętnie postulowane np. przez RPP. Otóż zmiany większości kategorii wydatków, np. dotacji do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, mogą następować dopiero po odpowiednich zmianach prawno-administracyjnych. Oczywiście minister finansów Marek Belka mógł założyć niemalże dowolnie duże ograniczenie dotacji do FUS, co skutkowałoby jedynie wzrostem zadłużenia ZUS w sektorze bankowym. Nie miałoby to zatem żadnego wpływu na chętnie przywoływany deficyt ekonomiczny, chociaż zmniejszyłoby deficyt budżetowy. Wpływ na poziom oszczędności krajowych nie uległby zatem zmianie. Po co więc "zamiatać pod dywan"? Nie można przy tym zapominać, że w przyszłym roku liczba osób utrzymujących się z tych funduszy (emerytów i rencistów) przekroczy liczbę pracujących. Tego także nie można zmienić w ciągu miesiąca.

Wypada także zapytać, dlaczego projekt budżetu niezbyt podoba się RPP, skoro zakłada niższy poziom wydatków niż ten, który znajdował się w przyjętym z entuzjazmem projekcie min. Bauca? Nawet znawczyni Polski w agencji ratingowej Standard & Poor's Helena Hessel ocenia budżet jako rozsądny. Jako zdrowy ocenił budżet także prezes Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju Jean Lemierre. Krytycy zbyt małej restrykcyjności budżetu znajdują się więc w kraju, natomiast zdobywamy uznanie za granicą - choć do tej pory bywało na ogół odwrotnie.

Zasadne są oczywiście obawy odnoszące się do rosnącego długu publicznego. Należy pamiętać, że pomimo iż poziom długu nie osiągnie europejskiej i zarazem konstytucyjnej normy bezpieczeństwa, to niski stopień monetyzacji polskiej gospodarki powoduje, że wpływ deficytu budżetowego na gospodarkę jest większy niż przy tej samej jego relacji do PKB w gospodarkach rozwiniętych. Cenna jest w związku z tym inicjatywa min. Belki zmierzająca do kontrolowania w latach przyszłych poziomu wydatków budżetowych. Ich przyrost ma minimalnie przekraczać tempo wzrostu cen. Deficyt będzie więc wielkością rezydualną, co oznacza, że powrót na ścieżkę szybkiego wzrostu PKB spowodować może zminimalizowanie deficytu, a nawet jego zmianę w nadwyżkę budżetową. Przecież nie można od ministra finansów wymagać, aby ograniczał wydatki za wszelką cenę, gdyż mogłoby to jedynie pogłębić zjawiska recesyjne.
Warto zwrócić uwagę, że pomimo rosnącego w przyszłym roku deficytu niewielu ekonomistów zakłada jego negatywny wpływ na deficyt na rachunku obrotów bieżących bilansu płatniczego czy na możliwość realizacji celu inflacyjnego. Powodem jest faza cyklu koniunkturalnego i głębokie zduszenie popytu sektora prywatnego. Jak przyznaje sam Bogusław Grabowski [członek Rady - red.], RPP może wpływać jedynie na tę część popytu. I o to właśnie chodzi, żeby popyt sektora prywatnego został odbudowany, pamiętając, że "wzrost popytu nie wystarczy". To jasne, ale czy wzrost popytu nie może pomóc?

RPP podkreśla także, że "wzrost emisji skarbowych papierów wartościowych może spowodować, że długoterminowe stopy procentowe będą utrzymywać się na obecnym poziomie, nawet w sytuacji obniżenia stóp krótkoterminowych". To jednak tylko hipoteza. Zgodnie z inną teorią długoterminowa stopa procentowa jest średnią oczekiwanych w przyszłości stóp krótkoterminowych. Ponadto - co szczególnie ważne - niższe stopy krótkoterminowe z pewnością osłabiłyby zabójczą dla gospodarki presję aprecjacyjną wywieraną na złotego.

Wypada zgodzić się z Bogusławem Grabowskim, że "najistotniejszą przesłanką wzrostu gospodarczego muszą być dynamicznie rosnące nakłady inwestycyjne", ale błędne jest już stwierdzenie, że rządowi zależy na pobudzeniu popytu, także inwestycyjnego, bez dostatecznej troski o równowagę makroekonomiczną. Ograniczając wydatki, rząd właśnie przejawia troskę o równowagę ekonomiczną. Z pewnością wzrost nakładów inwestycyjnych musi być skorelowany ze wzrostem oszczędności krajowych, gdyż w przeciwnym wypadku dojdzie do zwiększenia deficytu w rachunku obrotów bieżących bilansu płatniczego. Pytanie tylko, jak stymulować oszczędności krajowe. Niektórzy członkowie RPP twierdzą, że najlepiej za pomocą wysokich stóp procentowych. Tymczasem pamiętać należy, że jedynie jedna czwarta oszczędności sektora prywatnego to oszczędności gospodarstw domowych. Pozostałe trzy czwarte to oszczędności podmiotów gospodarczych. W tym ostatnim przypadku wysokie stopy procentowe nie tylko nie stymulują oszczędności, ale obniżając popyt wewnętrzny, zmniejszają dochody przedsiębiorstw, a przez to prowadzą wręcz do ograniczenia możliwości oszczędzania. Z kolei gospodarstwa domowe będą zawsze oszczędzać - także przy niższych stopach procentowych. Z kilku powodów. Po pierwsze, każda dodatnia stopa procentowa oferowana przez bank jest korzystniejsza niż trzymanie pieniędzy "pod materacem". Po drugie, ta część gospodarstw domowych, która ma z czego oszczędzać, robi to, aby zapewnić sobie środki "na czarną godzinę". Problemem natomiast są te gospodarstwa, które nie mają z czego oszczędzać - a liczba takich gospodarstw rośnie wraz ze wzrostem bezrobocia. Tak więc teza o elastyczności oszczędności sektora prywatnego względem stopy procentowej jest jednym z najmniej trafionych argumentów.

Cóż więc robić, aby sfinansować inwestycje? Otóż dążąc do zwiększania oszczędności sektora rządowego, trzeba pamiętać, że oszczędności sektora prywatnego są elastyczne względem dochodu. Na gospodarkę i procesy ekonomiczne trzeba patrzeć dynamicznie, a nie statycznie. Wzrost dochodu, a więc PKB, ma istotny wpływ na wzrost oszczędności. I do tego należy dążyć w celu sfinansowania inwestycji oszczędnościami krajowymi. Krótkookresowe pobudzanie PKB może wprawdzie zwiększać deficyt na rachunku obrotów bieżących, ale w długim okresie wzrost dochodu przyczyni się także do wzrostu stopy oszczędności. Bogusław Grabowski miałby rację, gdyby inwestycje rosły zbyt szybko przy bardzo wysokim deficycie obrotów bieżących. Tak jednak nie jest - czteroprocentowy deficyt na rachunku obrotów bieżących zostawia sporą przestrzeń dla obniżki stóp.

RPP w swojej opinii do projektu budżetu zarzuca rządowi opóźnianie przekształceń własnościowych. Przychody z prywatyzacji finansują deficyt budżetowy i im jest ich więcej, tym mniej papierów skarbowych trzeba wyemitować. Ale czy to ma być celem prywatyzacji? Wypada raczej zgodzić się z rządową tezą (której RPP się nie sprzeciwia), że prywatyzacja jest ważnym składnikiem reform strukturalnych, a nie sposobem łatania dziury budżetowej. Kolejna propozycja RPP dotycząca pełnego dostosowania podatku od towarów i usług do standardów UE świadczy dobitnie o tym, że władze monetarne nie widzą zagrożenia realizacji celu inflacyjnego. Trudno bowiem nie zgodzić się z twierdzeniem, że podwyżka tego podatku wpłynęłaby na wzrost inflacji.

I wreszcie wątpliwość zasadniczej natury - skoro RPP przyjęła na 2001 rok cel inflacyjny w przedziale 6-8 proc., to zapewne uznawała go za zgodny z optymalną ścieżką dezinflacji. Co zatem oznacza realizacja celu na poziomie poniżej 4 proc.? Czy nie oznacza zejścia z optymalnej ścieżki dezinflacji? Trzeba pamiętać, że bank centralny może prowadzić politykę antycykliczną, czego przykłady odnajdujemy z łatwością w innych krajach. Dbając o stan gospodarki, bank centralny zabiera przysłowiową wazę z ponczem wtedy, gdy wszyscy jeszcze dobrze się bawią, ale władze monetarne obawiają się zbyt dobrej zabawy. Tak samo waza powinna być podana, kiedy goście stają się osowiali i zabawa nie może się rozkręcić. Bank centralny powinien wziąć pod uwagę, że nie grozi nam raczej kryzys walutowy, nie ma zagrożenia dla realizacji celu inflacyjnego, deficyt w obrotach bieżących spada, a rząd podejmuje szereg niepopularnych decyzji, które wymagają determinacji i stwarzają problemy także we własnym elektoracie. Warto to docenić.

Potrzebna jest zatem pewna doza realizmu i pragmatyzmu. Niezależność nie wyklucza przecież współpracy we wspólnym interesie kraju. Zresztą ta współpraca (między NBP a Ministerstwem Finansów) ma już miejsce.
Przykładami są choćby comiesięczne posiedzenia Komitetu Zarządzania Długiem Publicznym, wspólna operacja przedterminowego wykupu długu brazylijskiego czy wcześniejsza operacja konwersji zobowiązań budżetu

Mam przy tym nadzieję, że na przeszkodzie rozmowom NBP i rządu nie stanie problem ambicjonalny: kto ma do kogo przyjść? Gdyby jednak w żaden sposób nie dało się tej kwestii rozwiązać, uprzejmie informuję, że gabinet marszałka Sejmu jest do dyspozycji.

Marek Borowski

Źródło: "Gazeta Wyborcza"

Powrót do "Publikacje" / Do góry