Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt



Publikacje / 26.03.24 / Powrót

Aborcja: jak ugłaskać sumienie
Dział: O polityce i politykach

Kiedy marszałek Hołownia, wielce podniecony, zwołał konferencję prasową, aby oświadczyć, że właśnie udało mu się dokonać przełomu w sprawie różnych projektów ustaw aborcyjnych, byłem przekonany, że Trzecia Droga zliberalizowała swoje konserwatywne stanowisko i gotowa jest w jakimś stopniu poprzeć, jeśli nie projekt Lewicy, to przynajmniej projekt KO. Niestety, jak się okazało, sukces polegał na tym, że wszystkie projekty trafią do komisji, tzn. PSL „przepuści” do dalszych prac projekty KO i Lewicy, a Lewica – projekty TD. No cóż, dobre i to, ale żeby trzeba było aż walczyć, aby jedynie skierować – nie uchwalić! – projekty do komisji?! To bardzo źle rokuje dla sprawy. W kwietniu ma odbyć się debata, projekty trafią do komisji – i co dalej? Lewica sugeruje odbycie wysłuchania publicznego, ale to zły pomysł. Przyjdzie Ordo Iuris i Kaja Godek, skończy się typową dla tego tematu awanturą – niczego nowego się nie dowiemy. Co się zaś tyczy komisji, to przy tym stopniu rozbieżności (pamiętajmy, że PiS będzie przeciwko wszystkim projektom) mało prawdopodobne, aby jakikolwiek projekt zyskał w takiej komisji albo na sali plenarnej większość, a jeśli jakimś cudem tak się stanie (np. ktoś zaśpi albo utknie w windzie), to ustawa polegnie w wyniku prezydenckiego weta. Wiem, Drogie Panie, że jestem posłańcem złych wiadomości, a takich nikt nie lubi, ale lepsza gorzka prawda niż piękne złudzenia.

To może jednak forsowane przez TD referendum? W przeciwieństwie do niektórych głosów uważam referendum w sprawie aborcji za dopuszczalne, ale logiczne rozumowanie czyni tę inicjatywę mocno wątpliwą. Teza Hołowni brzmi następująco: zwykłą ustawę Duda zawetuje, ale głos narodu wyrażony w referendum musi uszanować. Po pierwsze, nie musi, co wielokrotnie udowodnił, interpretując konstytucję „na swój strój”. Po drugie, jeśli nawet przypadkiem będzie gotów zachować się zgodnie z prawem, to stanie się tak tylko wtedy, gdy wynik referendum będzie „wiążący”, czyli gdy weźmie w nim udział więcej niż połowa uprawnionych do głosowania (art. 125 konstytucji). Osiągnięcie takiej frekwencji jest praktycznie nierealne – nie udało się jej uzyskać w żadnym z dotychczasowych referendów, z wyjątkiem głosowania w sprawie przystąpienia do UE, a i to z wielkim wysiłkiem, po dwudniowym głosowaniu, uzyskano frekwencję na poziomie tylko 58 proc. Sondaże mówiące o 70-proc. frekwencji można między bajki włożyć, tym bardziej że Kościół i PiS uważają takie referendum za niedopuszczalne i na pewno wezwą do jego bojkotu.

Marszałek Hołownia jest i na to przygotowany. „Połączmy – powiada – referendum z innym głosowaniem i w ten sposób zapewnimy frekwencję”. Dobrze – ale z jakim? Wybory samorządowe i europejskie tuż, tuż – nie zdążymy. Następne, prezydenckie, dopiero za rok i trzy miesiące. Tym samym pierwsze ustalenie już mamy: do połowy przyszłego roku liberalizacji prawa aborcyjnego nie będzie. Dalej też nie wygląda to lepiej. Po co przymuszać Dudę do uznania wyniku referendum organizowanego wraz z wyborami prezydenckimi, jeśli po tych wyborach Duda prezydentem być przestanie? I tu właśnie dochodzimy do sedna sprawy.

Pozytywny wynik referendum nie jest potrzebny polskim kobietom jako bat na Dudę. To referendum potrzebne jest Szymonowi Hołowni, aby – jeśli to on zostanie prezydentem – mógł ugłaskać swoje sumienie! Więc może jednak warto zrobić to referendum wraz z wyborami prezydenckimi? Niestety, jest jedno ale, a mianowicie wspomniany już bojkot, który sprawi, że karty do referendum w najlepszym razie odbierze od 30 do 40 proc. uprawnionych (tak jak to było z referendum 15 października). I choć 90 proc. głosujących poprze liberalizację, to nie będzie to głosowanie „wiążące”. Czy wtedy prezydent Hołownia mimo to podpisze ustawę, czy też sumienie mu nie pozwoli? Pewności nie ma, więc może lepiej wybrać na prezydenta kogoś innego, kto bez gwałtu na sumieniu stosowną ustawę po prostu podpisze. Broń Boże, niczego nie sugeruję. Tak tylko – dla kolegi pytam.

Źródło: Polityka

Powrót do "Publikacje" / Do góry