W takiej sytuacji, przy różnych naszych błędach ekonomicznych i politycznych, rozpoczął się spadek popularności SLD.
Już wynik w wyborach samorządowych był poniżej oczekiwań. Stawialiśmy poprzeczkę na poziomie 30%. Tymczasem otrzymaliśmy około 25%. Plus parę spektakularnych porażek w miastach. Dlaczego tak się stało? Po analizach okazało się, że nie zwracano uwagi na kwestie jakości rządzenia w terenie, dopuszczano do różnych drobnych afer, w które byli uwikłani także nasi działacze. Kolesiostwo, korupcja... Byli prezydenci miast, którzy wymieniali się jak rękawiczki, w jednym mieście nawet trzech w czasie jednej kadencji. Były kłótnie - żenujące, publiczne. To wszystko zaczęło stwarzać wrażenie, że SLD nie jest partią, w której można pokładać nadzieję. Zaufanie, którym nas darzono, zaczęło wyparowywać.
Teraz pojawiły się afera Rywina, scysja z PSL, niemożność dalszej współpracy, mamy rząd ni to mniejszościowy, ni to większościowy - wszystko razem powoduje klimat niepewności. Przenosi się on na masy członkowskie, które zaczynają pytać: o co chodzi, czego tu brakuje? Może brakuje lewicowości? Może zwykłej uczciwości? Może fachowości w rządzeniu? A może to wszystko jest wynikiem zarozumialstwa, arogancji?
Prezydent, widząc i słysząc to wszystko, nie mógł udawać, że nie widzi i nie słyszy. W związku z tym od czasu do czasu coś powiedział. To zaś wywoływało reakcję. Ci, którzy tych błędów u siebie nie widzieli, uważali, że prezydent nie powinien nic mówić, że ich zdradza...
Klucz do wyjścia z tej sytuacji - a uważam, że wciąż mamy szansę - polega na dokładnym uświadomieniu sobie przyczyn obecnej sytuacji. I na wyciągnięciu wniosków. Technologia rządzenia musi się poprawić, ustawy muszą być przygotowywane staranniej, musi być wiadomo, co chcemy osiągnąć.
Kolejna sprawa to kadry. Oczywiście, partia ma prawo obsadzać stanowiska ludźmi z nią związanymi, ale też do pewnych granic i pewnego szczebla. No i musi przestrzegać dwóch kryteriów: absolutnej kompetencji oraz czystości od strony etycznej. Bo strasznie dużo szkód przynosi każdej partii rządzącej, jeśli ludzie tu i ówdzie widzą nieudaczników, którzy kierują się prywatą... To jest zaraz nagłaśniane. Nie jest tak, że to widzi tylko pięć osób. Kochamy zresztą strzelać sobie bramki sami - patrz: głosowanie na cztery ręce. Dobrze, że chociaż reakcja była szybka i zdecydowana, ale jeśli nie starczy nam tej odwagi w przyszłości, wszystko wróci w stare koleiny, aż do żałosnego finału.
SLD musi również odbyć dyskusję ideową, jaką mamy być partią - lewicową, centrolewicową. Moim zdaniem, utrzymując partię, która ma zdolność koalicyjną, musimy wyraźnie określić tzw. minimum lewicowości. Musimy zarzucić swego rodzaju kotwice lewicowości, które pozwolą nam poruszać się do centrum, ale tylko do pewnego miejsca. Te kotwice to neutralność światopoglądowa państwa. To walka z ksenofobią i rasizmem. Równy status kobiet i mężczyzn. Walka z dyskryminacją mniejszości. Walka o równe szanse w edukacji. Usługi publiczne, szkolnictwo, opieka zdrowotna - one muszą dawać poczucie przeciętnemu i biednemu obywatelowi, że to jest dla niego. I wreszcie pewna solidarność społeczna, tworzenie rozwiązań, które powodują, że bogaci nie odrywają się od biednych. Nie daje im się zapomnieć, że jesteśmy jednym społeczeństwem.
Do tych kotwic musi być przymocowany program działań. Dostosowany do możliwości. Np. w sprawie równego statusu kobiet i mężczyzn można coś zrobić. W sprawie ustawy antyaborcyjnej - której liberalizacja musi pozostać elementem naszego programu - wydaje mi się, że nie. Bo taki jest układ w Sejmie. Ale może kiedyś będzie inny.
Ludzie poprą taki program, jeśli zobaczą, że opiera się na określonych wartościach, nie jest życzeniowy, oraz gdy uwierzą, że będzie realizowany. O to ostatnie zresztą dziś najtrudniej.
Marek Borowski
Źródło: "Przegląd"
Powrót do "Publikacje" / Do góry