Przypomnę, iż z porównań, jakie prezentowano na podstawie danych OECD, firmy konsultingowej Arthur Andersen oraz Komitetu Integracji Europejskiej RP, wynikało, że Polska z maksymalną stawką 40 proc. plasuje się na ósmym miejscu wśród 35 krajów świata - wyższe stawki podatkowe obowiązują w zdecydowanej większości krajów, np. w krajach skandynawskich, Niemczech, Belgii i Francji, natomiast pod względem stawki minimalnej, czyli 19 proc., zajmuje 15 pozycję wśród 24 krajów, a wyższe stawki ma już wyraźnie mniej krajów, np. Belgia, Francja oraz Szwecja.
Innymi słowy, bogaci płacą u nas stosunkowo niski podatek, a przeciętnie uposażeni i ubodzy - relatywnie wysoki. Zdaniem Krzysztofa Lipki nie można porównywać wysokości stawek podatku dochodowego w różnych krajach, pomijając wielkość dochodów opodatkowanych tymi stawkami. Nie sposób temu poglądowi odmówić słuszności. Jednak wyliczenie, które przygotował i skomentował dla "Rzeczpospolitej" Krzysztof Lipka, również budzi wątpliwości i prowadzi autora do błędnych wniosków.
Na manowcach
Porównał on mianowicie opodatkowanie rocznych dochodów z pracy w wysokości: 1000, 1800, 5000 oraz 24 000 dolarów w siedmiu krajach, w tym w czterech wysoko rozwiniętych, oraz w Polsce.
Co z tego porównania wynika? Weźmy przykład Belgii, żeby nie omawiać wszystkich krajów. Otóż, okazuje się, że w Polsce osoby, które zarabiają rocznie 1000 dolarów, płacą podatek w wysokości 20 dolarów, podczas gdy w Belgii nie płacą nic, Polacy zarabiający 1800 dolarów płacą 143 dolary, a Belgowie nadal nic, zarabiającym 5000 dolarów fiskus w Polsce zabiera 637 dolarów, w Belgii wciąż nic, zarabiający 24 000 dolarów odprowadzają w Polsce do budżetu państwa 5973 dolary, w Belgii natomiast 5360 dolarów. Autor wyciąga z tego wniosek, że dochody w Polsce są opodatkowane wyżej niż w Belgii, mimo iż najwyższa stawka podatkowa wynosi w Belgii 52 proc., a w Polsce 40 proc., najniższa zaś odpowiednio 25 proc. i 19 proc.
Dlaczego to rozumowanie obciążone jest błędem? Otóż, gdyby je przyjąć i odpowiednio obniżyć stawki w Polsce, realizując koncepcję państwa "przychylnego podatnikowi", jak autor określa systemy podatkowe państw Europy Zachodniej i USA, to okazałoby się, że wpływy z podatku dochodowego od osób fizycznych zmalałyby w Polsce trzy-, czterokrotnie. Budżet państwa straciłby ok. 17 - 19 mld zł, ponieważ ok. 60 - 70 proc. Polaków, zarabiających rocznie do 5000 dolarów, czyli poniżej 1700 zł miesięcznie, w ogóle nie płaciłoby podatku. Przecież to byłby absurd.
Takie dochody nie istnieją
Skąd się ten absurd bierze? Ano stąd, że pojęcie wysokiego i niskiego dochodu jest względne - w różnych krajach oznacza różne dochody. Wynagrodzenia z ostatniego przedziału tabeli w "Rzeczpospolitej", a więc 24 tys. dolarów rocznie, w Polsce uważane są za bardzo wysokie. Ktoś, kto tyle zarabia, jest u nas człowiekiem zamożnym (to ponad 8000 zł miesięcznie). W krajach Europy Zachodniej i USA, o czym Krzysztof Lipka nie informuje, są to wynagrodzenia zaledwie przeciętne, a nawet mieszczą się poniżej przeciętnej. Nic dziwnego zatem, że są tam niżej opodatkowane niż w Polsce. Z kolei tak niskich płac jak w Polsce w krajach zachodnich w ogóle nie ma. We Francji ok. 1000 dolarów miesięcznie (a nie rocznie!) wynosi płaca minimalna, w Belgii przekracza ona 1000 dolarów. W krajach zachodnich nie istnieją więc ludzie zarabiający 1000 dolarów rocznie, nie ma tam zatem kogo opodatkowywać - taki przedział nie powinien się w tabeli w ogóle pojawić. W Polsce natomiast osoby o zarobkach 1000 dolarów rocznie (ok. 350 zł miesięcznie) można znaleźć.
Jeżeli więc chcemy robić tego typu porównania, to należy brać pod uwagę nie bezwzględną wysokość dochodu z pracy, lecz jego relację do płacy przeciętnej i obliczyć, jakie podatki płacą ludzie w różnych krajach, np. od połowy średniej płacy, od jej dwukrotności i czterokrotności. Wymaga to trochę wysiłku, a wynik może być tylko pewnym przybliżeniem, ponieważ statystyka w krajach zachodnich nie uwzględnia średniej płacy w gospodarce (podaje się oddzielnie różne kategorie płac w różnych działach), korzystając z dostępnych danych, warto się jednak o takie szacunki pokusić - od precyzji obliczeń ważniejszy jest tu sposób rozumowania - zamiast tworzyć kolejne mity o wysokości podatków w Polsce.
Polska i Belgia
Weźmy Belgię, by pozostać już przy tym przykładzie. Z danych Eurostatu i GUS opublikowanych w ubiegłym roku w nr. 11 "Polityki" wynika, iż w 1997 r. średnie miesięczne zarobki pracowników pełnoetatowych wyniosły w tym kraju 2019 euro, czyli ok. 2000 dolarów, licząc po obecnym kursie, co daje rocznie właśnie 24 tys. dolarów, czyli górny przedział dochodowy w tabeli Krzysztofa Lipki. W Polsce w 1997 r. średnia płaca w gospodarce wynosiła 1066 zł miesięcznie, czyli 12800 zł rocznie (ok. 3200 dolarów). Podatek od takiej płacy wynosił ok. 180 zł, czyli 17 proc. W Polsce zatem osoby średnio zarabiające zapłaciły w 1997 r. 17 proc. podatku, natomiast w Belgii, jak wynika z tabeli zamieszczonej w "Rzeczpospolitej", podatek ten przekroczył 22 proc. Gdzie więc są niższe podatki? Z kolei dochód w wysokości 24000 dolarów, przyjęty przez Lipkę jako maksymalny, stanowił w Polsce w 1997 r. 7,5-krotność przeciętnej płacy i był, jak wynika z przeprowadzonego przeze mnie szacunku, opodatkowany na poziomie podatków płaconych w Belgii przez pracowników przeciętnie zarabiających.
Policzmy teraz w drugą stronę, biorąc pod uwagę niższy przedział dochodów. Od zarobków w wysokości 5000 dolarów rocznie Belgowie w ogóle nie płacą podatków, a Polacy płacą 637 dolarów. Kwota 5000 dolarów stanowiła w Belgii w 1997 r. blisko jedną piątą średnich rocznych zarobków. W Polsce odpowiednikiem takiej płacy było w 1997 r. ok. 213 zł miesięcznie, a podatek od tej kwoty wyniósł ok. 9 zł, czyli nieco ponad 4 proc. Jak widać z tych przykładów, posługiwanie się bezwzględnymi wielkościami dochodów w różnych krajach przy ocenianiu wysokości podatków nie ma większego sensu. Podatek progresywny musi uwzględniać relacje dochodowe wewnątrz każdego kraju. Gdy będziemy w Polsce tyle zarabiać, ile zarabia się w krajach Europy Zachodniej i USA, granice przedziałów podatkowych podniosą się i przy dochodach w wysokości 1000 dolarów rocznie stawka będzie zerowa. Obecnie dla podatków, jakie są w tych krajach, nie ma w Polsce odpowiednio wysokich dochodów. Dobrze, że zaczynamy dogłębniej analizować te kwestie i rozszerzamy sposób rozumowania, chwała "Rzeczpospolitej", że podjęła taką dyskusję, mimo że problemy podatkowe zniknęły już z pierwszych stron gazet, i zaprasza do współpracy ekspertów. Byłoby zatem rzeczą interesującą i przydatną, gdyby pan Krzysztof Lipka, który dysponuje bardziej rozległymi danymi niż przeciętny ekonomista w Polsce, zechciał uzupełnić swoje obliczenia, dokonując ich w sposób, który pozwoliłem sobie powyżej zaprezentować.
Źródło: "Rzeczpospolita"
Powrót do "Publikacje" / Do góry | | | |
|