Co właściwie stało się w stosunkach polsko-rosyjskich?
Wydaje się, że odwrót Władimira Putina od polityki zagranicznej zapoczątkowanej przez prezydentów Jelcyna i Gorbaczowa, jego zniecierpliwienie dyskusją o historii, wynika z narastających problemów wewnętrznych Rosji oraz krytyki, jakiej jest w związku z tym poddawany. Walczy on dziś na wielu frontach. M.in. z gubernatorami, którzy – silni mandatem wyborców - nie zawsze chcą mu się podporządkować, dlatego zmierza do centralizacji systemu zarządzania krajem, z wolnymi mediami, których swobodę stara się ograniczyć. Jednocześnie pojawiły się w Rosji pierwsze zorganizowane protesty społeczne, np. emerytów przeciwko zmniejszeniu świadczeń socjalnych. W tej sytuacji najłatwiej jest podbudować własną pozycję odwołując się do uczuć patriotycznych, a nawet nacjonalistycznych i Putin to robi.
Obnażanie prawdy o przeszłości, samoobnażanie jest ryzykowne. Putin nie chce wziąć na siebie tego ryzyka, a z kolei Polska (podobnie kraje bałtyckie), nie może się zgodzić z zamazywaniem prawdy, z instrumentalnym traktowaniem przeszłości. W swoim czasie powołana została Komisja do spraw trudnych między Polską i Rosją, jej prace jednak ślimaczą się, efektów nie widać.
W związku z naszymi żądaniami dyplomacja rosyjska prowadzi politykę drażnienia Polaków. Cel jest czytelny: Putinowi bardzo zależy na dobrych stosunkach z UE, ale chce je budować poprzez Niemcy i Francję, ponad Polską. Liczy na to, że uda się „załatwić” z tymi krajami, żeby nie krytykowano go za Czeczenię, łamanie praw obywatelskich, ograniczanie wolności mediów. Tymczasem Polska jest już w UE i może współkształtować politykę wschodnią niekoniecznie po myśli Rosji. Rosyjska dyplomacja zmierza więc do tego, by odsunąć Polskę na bok przyklejając nam etykietkę rusofobów. Gdyby to się powiodło, to wówczas rzeczywiście nasz wpływ na politykę wschodnią UE zostałby zminimalizowany. Każdy nasz protest wobec jakiegoś postępowania Rosji spotkałby się z jej reakcją, że jako kraj obsesyjnie antyrosyjski nie powinniśmy być brani pod uwagę.
Nie możemy dać się wypchnąć z kształtowania polityki wschodniej, a to oznacza, że nasza polityka powinna być przemyślana, oparta na prawdzie i partnerstwie. Prawdzie – bo należy ją wreszcie odkryć, partnerstwie – bo Rosja powinna wiedzieć, że zależy nam na dobrych stosunkach z nią. Na zaczepki i prztyczki powinniśmy reagować spokojnie, godnie, tak, by nie eskalować konfliktu. Z całą pewnością nie należy bojkotować występów rosyjskich artystów, bo to bez sensu. W długofalowym planie powinniśmy konsekwentnie głosić tezę, że budowanie sprawiedliwej i demokratycznej Europy wymaga oparcia jej na prawdzie i że nikomu to nie przyniesie uszczerbku. To co ja proponuję – zamiast doraźnych gestów - to: stworzenie przy Ambasadzie Polski w Moskwie Instytutu Prawdy Historycznej, przedstawienie przez polski rząd propozycji utworzenia Forum Polityki Wschodniej w ramach UE, ponadpartyjne porozumienie na rzecz uczynienia rocznicy powstania Solidarności w sierpniu tego roku ważnym wydarzeniem międzynarodowym oraz wykorzystanie zbliżającego się szczytu Rady Europy w Polsce do przedstawienia stanowiska Polski w sprawie zasad budowy relacji z Rosją w oparciu o prawdę historyczną.
W stosunku do Rosji potrzebna jest mądrość i roztropność. Opozycyjne partie polityczne postępują bardzo nierozsądnie ustawiając – w ramach kampanii wyborczej - prezydenta Kwaśniewskiego w roli tarczy strzelniczej. Tymczasem on po prostu nie spełnił oczekiwań dyplomacji rosyjskiej na nerwową reakcję Polski, nie dał pretekstu do eskalowania konfliktu. Inna sprawa, że po powrocie ocenił zbyt łagodnie przemówienie Putina nazywając je „poprawnym politycznie”. Właśnie poprawności w nim zabrakło.
Źródło: TEMI Galicyjski Tygodnik Informacyjny
Powrót do "Publikacje" / Do góry