Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt




Publikacje / 21.10.05 / Powrót

Jednak Tusk
Dział: O polityce i politykach

Moja deklaracja, że w II turze wyborów prezydenckich oddam - choć bez entuzjazmu - głos na Donalda Tuska, spotkała się z różnymi reakcjami i na lewicy, i na prawicy. W przypadku prawicy jest to zrozumiałe - obaj kandydaci reprezentują prawicę, więc któregokolwiek z nich bym nie poparł, druga strona będzie niezadowolona. W przypadku lewicy rzecz jest bardziej złożona. Lewica nie jest tu stroną, nie ma swojego kandydata, zatem jej wybór sprowadza się do wyboru kandydata, który jest bliższy jej ideałom albo mniej groźny dla tych ideałów czy też systemu wartości. Alternatywą jest absencja wyborcza lub głos nieważny.
Wybór, którego dokonałem, nie jest podyktowany takimi czy innymi sympatiami ani motywami osobistymi, lecz sprawą dla mnie jako człowieka lewicy - a tym samym nie tylko dla mnie - zasadniczą. Chodzi o to, czym jest dzisiaj lewica.
Co jest ważne dla lewicy
Na etos lewicy składają się dwie grupy spraw. Pierwsza jest ściśle związana z rozumieniem demokracji, z pojmowaniem zasad pluralizmu i współżycia społecznego, druga - ze rozumieniem solidarności i sprawiedliwości społecznej. W pierwszej znajdują się takie wartości, jak neutralność światopoglądowa państwa, wolność sumienia i wyznania, tolerancja dla innych poglądów, niedyskryminacja kogokolwiek z jakiegokolwiek powodu, stanowczy sprzeciw wobec przejawów ksenofobii czy też nienawiści rasowej lub narodowościowej. Polska nowoczesna lewica po ostatnich przykrych doświadczeniach powinna do zestawu tych wartości włączyć także takie kwestie, jak odpartyjnienie struktur państwa, szczególna rola i bezstronność mediów publicznych, niedopuszczenie do prymatu polityki nad prawem.
W drugiej grupie naczelną zasadą jest dążenie do wyrównywania szans i ochrona słabszych, co wyraża się m.in. w stosownych gwarancjach konstytucyjnych.
O ile ta druga grupa spraw jest spotykana także w programach innych partii, w tym prawicowych, o tyle pierwsza jest przypisana przede wszystkim lewicy, a także tzw. liberalnej prawicy. Łącznie zasady i cele wymienione w obu tych grupach są charakterystyczne tylko dla partii lewicowych.
Powiedziałem na wstępie, że dla ludzi lewicy obaj kandydaci są trudni do przyjęcia i wielu najchętniej zostałoby w domu. Może i sam bym został, gdyby obaj byli nie tylko nie do przyjęcia, ale też nie różnili się między sobą. Tak jednak nie jest.
Spójrzmy na program Lecha Kaczyńskiego. Jest on oparty na idei IV Rzeczypospolitej, której fundamentem jest przygotowany przez PiS projekt konstytucji. Nie tylko warto, ale wręcz trzeba do niego zajrzeć.
Kaczyński dzieli obywateli
Porównałem niektóre zapisy w proponowanej przez Lecha Kaczyńskiego konstytucji z obecnie obowiązującą ustawą zasadniczą. Już treść preambuły, która w obecnej konstytucji jest wynikiem kompromisu (mozolnie wypracowanego przez Tadeusza Mazowieckiego i piszącego te słowa), dzięki któremu poszanowane zostały uczucia osób wierzących i niewierzących, nie pozostawia wątpliwości, że dla Lecha Kaczyńskiego ważniejsza jest wiara obywateli niż wiara w obywateli.
Oto preambuła według Lecha Kaczyńskiego: W imię Boga Wszechmogącego! My, naród polski, składając bożej Opatrzności dziękczynienie za dar odzyskanej niepodległości(...).
I obecnie obowiązująca: (...) my, Naród Polski - wszyscy obywatele Rzeczypospolitej, zarówno wierzący w Boga będącego źródłem prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna, jak i nie podzielający tej wiary, a te uniwersalne wartości wywodzący z innych źródeł (...).
Konstytucja Lecha Kaczyńskiego rezygnuje z zasady neutralności światopoglądowej państwa oraz ogranicza wolność sumienia i wyznania. Nie ma w niej istniejącego w obecnej konstytucji przepisu, który mówi, że władze publiczne w Rzeczypospolitej Polskiej zachowują bezstronność w sprawach przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych, zapewniając swobodę ich wyrażania w życiu publicznym.
W projekcie Lecha Kaczyńskiego znikają też dwa ważne ustępy art. 53 obecnej konstytucji - ust.6: Nikt nie może być zmuszany do uczestniczenia ani do nieuczestniczenia w praktykach religijnych oraz ust. 7: Nikt nie może być obowiązany przez organy władzy publicznej do ujawnienia swojego światopoglądu, przekonań religijnych lub wyznania.
Znika też zapis mówiący o tym, iż jeśli określona religia jest nauczana w szkole, nie może być naruszona wolność sumienia i religii innych osób.
Dalej projekt konstytucji Lecha Kaczyńskiego pomija jasny i klarowny przepis stwierdzający, że nikt nie może być dyskryminowany w życiu politycznym, społecznym lub gospodarczym z jakiejkolwiek przyczyny. Pomija również zakaz istnienia partii politycznych, których program lub działalność zakłada lub dopuszcza nienawiść rasową i narodowościową (...) albo przewiduje utajnienie struktur lub członkostwa.
Polska autorytarna i upartyjniona
Projekt Lecha Kaczyńskiego podważa zasadę trójpodziału władz, co dla ludzi lewicy (i nie tylko lewicy) nie może być obojętne. Obecna konstytucja gwarantuje sądom niezależność od innych władz, a sędziom niezawisłość w sprawowaniu swoich urzędów. Tymczasem zgodnie z projektem konstytucji Lecha Kaczyńskiego prezydent będzie mógł złożyć z urzędu każdego sędziego. Wprawdzie potrzebny będzie do tego wniosek Krajowej Rady Sądownictwa, ale z innych przepisów wynika, że sposób kształtowania tej Rady uczyni z niej organ dyspozycyjny.
Dodatkowe rozległe możliwości naruszania niezawisłości sędziowskiej wprowadza art. 164. Nie wchodząc w szczegóły, pozwala on nie tylko usuwać niewygodnych sędziów, ale także tworzy warunki do wywierania na nich nacisku przez polityków.
Pomna własnych błędów nowoczesna lewica powinna również przeciwstawić się wszelkim próbom upartyjniania administracji publicznej oraz upolityczniania instytucji, które - zgodnie z obecną konstytucją - są apolityczne. W projekcie konstytucji Lecha Kaczyńskiego takie zamiary są. Dotyczą prezesa Najwyższej Izby Kontroli i Rzecznika Praw Obywatelskich (pod nową nazwą: Urzędu Pomocy Ofiarom Bezprawia), które to funkcje mogłyby, zgodnie z projektem, sprawować osoby będące czynnymi członkami partii politycznych. Obecnie jest to konstytucyjnie zabronione. Lech Kaczyński proponuje także utworzenie w miejsce Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji nowej instytucji - Urzędu do spraw Radiofonii i Telewizji, którego prezes byłby powoływany tylko przez prezydenta i decydowałby jednoosobowo o obsadzie rad nadzorczych oraz zarządów telewizji i radia publicznego.
Mamy oczywiście wiele problemów z bezstronnością i niezależnością radia i telewizji publicznej, ale propozycja Lecha Kaczyńskiego oznacza nie próbę ich odpolitycznienia, uczynienia tych mediów bezstronnymi, ale przeciwnie - poddaje je wyraźnie pod władzę wykonawczą, a więc pod władzę polityków.
Lustracja bez granic
Zakres lustracji ma być drastycznie rozszerzony w stosunku do obecnie obowiązującego. Przez siedem lat nie uporaliśmy się z lustracją 25 tys. osób, a w wersji Lecha Kaczyńskiego miałaby ona objąć dodatkowo ponad 100 tys. obywateli. Zatem lustracja pod rygorami nowej konstytucji musiałaby trwać kolejnych 20 lat - aż do jej zakończenia w sposób naturalny wraz ze śmiercią osób podlegających temu procesowi. Dopuszcza się także rzecz niebywałą - 15-letni (!) zakaz pracy na wielu stanowiskach publicznych nie tylko dla osób, którym udowodniono kłamstwo lustracyjne, ale także dla tych, które się przyznały do współpracy z organami bezpieczeństwa, a na koniec i dla tych, które w ogóle nie współpracowały z bezpieką, ale np. pełniły funkcję gminnego sekretarza PZPR (!).
Twórczym rozwinięciem megalustracji jest megakomisja śledcza nazwana Komisją Prawdy i Sprawiedliwości. Zadania tej komisji zostały zakreślone tak szeroko i mgliście (badanie działań podejmowanych w interesie prywatnym i grupowym, które były rażąco sprzeczne z zasadami moralności publicznej), że mogłaby ona przesłuchać każdego w każdej sprawie, zadając dowolne pytania i ferując dowolne sądy.
Chciałbym się od razu zastrzec: ani ja, ani członkowie mojej partii, Socjaldemokracji Polskiej, nie boimy się ani lustracji, ani komisji PIS. To nie o to chodzi. Ja sam byłem już wielokrotnie lustrowany i nie tylko nie pracowałem ani nie współpracowałem z organami bezpieczeństwa państwa, ale przeciwnie - byłem inwigilowany i otrzymałem od Instytutu Pamięci Narodowej status pokrzywdzonego. Nigdy też nie pełniłem w PZPR żadnych funkcji partyjnych. Chodzi o zasady i wartości, o porządek demokratyczny, chodzi o państwo prawa i sprzeciw wobec politycznych rozrachunków pod przykrywką prawa.
Lewicowy kamuflaż
Przejdę teraz do drugiego pakietu wartości lewicowych, czyli kwestii równych szans i gwarancji solidarności i sprawiedliwości społecznej. Lech Kaczyński puszcza oko do lewicowego elektoratu, przekonując od pewnego czasu, że tylko on opowiada się za państwem solidarnym, socjalnym i opiekuńczym. Fakty temu przeczą. Lech Kaczyński powołuje się na program społeczno-gospodarczy PiS, w którym rzeczywiście jest dużo obietnic o charakterze socjalnym. Powstaje pytanie, czy ten program jest szczery, realny, czy też stanowi jedynie kiełbasę wyborczą. Moim zdaniem jest nierealny, gdyż jego realizacja wymaga kilkudziesięciu miliardów złotych, których w budżecie nie ma. Udowodniłem to przed wyborami parlamentarnymi, co media pominęły w swoich informacjach. Dziś mówią już o tym głośno eksperci.
Na tej samej zasadzie można by powiedzieć, że lewica powinna poprzeć Samoobronę albo Ligę Polskich Rodzin, bo jedni i drudzy obiecują bardzo dużo. Jeśli coś jest nierealne i stanowi wyłącznie lep na wyborców, to nie jest ani lewicowe, ani prawicowe. Jest po prostu populistyczne.
W zapewnieniach o swoim przywiązaniu do idei solidarności i opiekuńczości Lech Kaczyński nie powołuje się jednak na własny projekt konstytucji. I słusznie, bo nie ma na co. Po tym wszystkim, co usłyszeliśmy od Lecha Kaczyńskiego, to, co jest, a ściślej - czego nie ma w tej konstytucji, musi zaskakiwać.
Z projektu Lecha Kaczyńskiego znika obecna w obowiązującej dziś konstytucji gwarancja prawa do strajku, a także szereg gwarancji praw ekonomicznych, w tym do płacy minimalnej, do urlopu, do pomocy socjalnej wtedy, kiedy się nie ma środków do życia, znika ochrona praw lokatorów oraz ochrona praw dziecka. Otwarta jest natomiast w nim droga do płatnych studiów (!).
Obecna konstytucja (art. 70 ust. 2) stwierdza, że nauka w szkołach publicznych jest bezpłatna. Projekt Lecha Kaczyńskiego gwarantuje bezpłatność nauczania tylko na poziomie szkoły podstawowej i średniej.
Ze strony PiS pada argument, że chodziło m.in. o to, by konstytucję uczynić krótszą, a przez to czytelniejszą, stąd różne pominięcia. Tyle że ona wcale nie jest krótsza od obecnie obowiązującej. Liczy ponad 70 stron, gdy tymczasem obecna - ponad 40. Można oczywiście powiedzieć, że wszystkie te sprawy mogą być rozwiązywane przez ustawy, jednakże usunięcie przepisów stanowiących gwarancję państwa socjalnego, państwa, które wykonuje swoje funkcje opiekuńcze, bardzo podważa wiarygodność wszystkiego, co Lech Kaczyński mówi o państwie solidarnym. Ten projekt jest po prostu liberalny!
Czy jest alternatywa
Przedstawiona wyżej analiza myśli i koncepcji zawartych w projekcie konstytucji dla IV Rzeczypospolitej nie pozostawia wątpliwości, że są to idee odległe od ideałów lewicy o całe lata świetlne.
Nawet jeśli nowa konstytucja nie zostanie uchwalona w tym kształcie, Lech Kaczyński - jako prezydent powiązany z partią polityczną odgrywającą dominującą rolę w Sejmie - będzie się starał tak czy inaczej realizować zawartą w niej wizję państwa. Ona jest z nim immanentnie związana. Ludziom lewicy nie wolno tego bagatelizować.
To, że Lech Kaczyński jest dla mnie nie do przyjęcia jako prezydent - bo jako dla człowieka mam dla niego i dla jego drogi życiowej wiele uznania - nie wyjaśnia jeszcze, dlaczego deklaruję oddanie swojego głosu na Donalda Tuska. Przecież w ten sposób biorę na siebie niejako odpowiedzialność za to, co będzie robił jako prezydent. Czy nie lepiej nie udzielać poparcia żadnemu z kandydatów?
Nie chować głowy w piasek
Otóż uważam, że polityk nie może chować głowy w piasek, tym bardziej polityk, który sam kandydował na prezydenta, zyskując akceptację ponad 1,5 mln Polaków. Muszę zatem odpowiedzieć sobie i wyborcom na pytanie, czy koncepcje Donalda Tuska uważam za równie niebezpieczne jak w przypadku Lecha Kaczyńskiego.
Najczęściej krytykowany jest jego liberalizm ekonomiczny. Rzeczywiście koncepcja "3 x 15" czy też wiele innych czysto liberalnych pomysłów na gospodarkę i stosunki społeczne są dla lewicy, w tym oczywiście także dla mnie, nie do przyjęcia. Rzecz jednak w tym, że z tego Sejmu - ze względu na jego skład - żadne liberalne ustawy nie wyjdą. Mogą natomiast być realizowane pomysły, które omówiłem.
W wypowiedziach dotyczących tych kwestii Tusk nie jest przesadnie precyzyjny. Wielokrotnie jednak podkreślał, że razi go radykalizm braci Kaczyńskich, a dwa dni temu w Szczecinie wprost sprzeciwił się koncepcji IV Rzeczypospolitej. Taka deklaracja wychodzi naprzeciw, acz może nie do końca, oczekiwaniom ludzi lewicy i innych wyborców, którzy oddali na mnie głos. Pozwala mieć nadzieję, że Donald Tusk jako prezydent i Platforma Obywatelska zastopują niebezpieczne zmiany w ustawie zasadniczej. To oczywiście tylko nadzieja, ale w przypadku Lecha Kaczyńskiego możemy mieć pewność, że będzie się starał realizować swoją wizję.
Ludzie lewicy mają także za złe Donaldowi Tuskowi stosowanie podwójnych standardów moralnych. Chodzi o milczenie w sprawie oceny udziału ludzi związanych z Platformą Obywatelską w formułowaniu zarzutów pod adresem Włodzimierza Cimoszewicza. Przyznam, że nie rozumiem wstrzemięźliwości Tuska w tej kwestii. Odnotowałem oczywiście, że kandydat jest zainteresowany wyjaśnieniem tej sprawy przez prokuraturę i sąd "w najdrobniejszych szczegółach". To dobrze, że takie słowa padły. Brakuje jednak prostej, klarownej deklaracji, że jeśli okaże się, iż ludzie związani z Platformą Obywatelską postępowali w tej sprawie nieetycznie (prokuratura i sąd nie zajmują się etyką), to spotkają się z surową reakcją władz PO.
Wszystko to nie czyni sytuacji wyborcy lewicowego komfortową, ale komfort skończył się w I turze, a pytanie o przyszłość Polski pozostaje nadal otwarte. Próbując na nie odpowiedzieć, mam także na względzie - co przedkładam również moim wyborcom pod rozwagę - "kto za kim stoi". Za Lechem Kaczyńskim opowiedzieli się m.in. Roman Giertych, Andrzej Lepper i ojciec Rydzyk. Wszyscy są aktywnymi politykami i nie mam najmniejszej wątpliwości, że udzielając poparcia Lechowi Kaczyńskiemu, nie czynią tego bezinteresownie, ale mają prawo spodziewać się w zamian politycznych korzyści. Lewicy jest zdecydowanie nie po drodze z taką koalicją, a chcąc nie chcąc, Donald Tusk stał się dla tej koalicji przeciwwagą.
Można oczywiście nie głosować ani na Kaczyńskiego, ani na Tuska, ale wstrzymanie się od głosu jest także głosowaniem. W tym przypadku z pewnością ułatwia zwycięstwo Lechowi Kaczyńskiemu. Są partie lewicowe i ich przywódcy, którzy za nic nie chcą ujawnić, na kogo będą głosować. Uważam to za chowanie głowy w piasek. 1,5 mln wyborców, którzy na mnie głosowali, ma prawo wiedzieć, jakie jest moje stanowisko.
Moim wyborcom i całej lewicy mówię zatem: głosując na Tuska, nie popieracie wszystkiego, co mówił i robił do tej pory. Po prostu aktywnie przeciwstawiacie się temu, co mówią i robią ojciec Rydzyk, Roman Giertych, Andrzej Lepper, a wreszcie i bracia Kaczyńscy. Donald Tusk musi wiedzieć, że wasz głos był raczej głosem "przeciw" niż "za". Jeśli dzięki naszym głosom wygra Tusk, przyjmiemy to z ulgą, ale bez entuzjazmu. Jeśli w wyniku naszej absencji wygra Lech Kaczyński i popierająca go koalicja, będziemy żałować, że zostaliśmy w domu.
Przedstawiłem swój punkt widzenia. Mam nadzieję, że będzie on pomocny w podjęciu przez moich wyborców ich własnej suwerennej decyzji.

Marek Borowski

Źródło: "Gazeta Wyborcza"

Powrót do "Publikacje" / Do góry