Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt




Wiadomości / 03.11.09, 12:11 / Powrót

Śmiercionośny hazard

Komisja śledcza powinna ustalić, kto w rządach PiS i PO był odpowiedzialny za nadzór nad rynkiem automatów i czy za zaniedbaniami tych osób stały nielegalne zabiegi bossów automatowych - pisze Marek Borowski w "Gazecie Wyborczej".
Wszystkie projekty uchwał o powołaniu „hazardowej” komisji śledczej są – zdaniem ekspertów – obciążone istotnymi błędami natury konstytucyjnej. Zgodnie z konstytucją, komisja śledcza może być powołana dla zbadania „określonej sprawy”. Po pierwsze, musi to być jedna sprawa, a nie kilka, po drugie „określona”, co oznacza wyeliminowanie w uchwale dowolności co do czasu badanych zdarzeń i listy przesłuchiwanych osób. Projekty uchwał jednak zostały sformułowane w ten sposób, że albo „sprawa” jest niejasna, albo „czas” rozciągliwy, albo „lista przesłuchiwanych” otwarta – albo wszystko na raz.
Grozi to niekończącymi się kłótniami między członkami komisji w każdej z tych spraw i w efekcie kompromitacją całego przedsięwzięcia, tym bardziej, że w zachowaniu PiS, SLD i PO partyjny interes, polegający na pognębieniu przeciwnika, wyraźnie przeważa nad szlachetnym dążeniem do ujawnienia „całej prawdy”. Żadna z tych partii nie jest jednak bez grzechu, jeśli chodzi o lobbing i dopuszczenie do niekontrolowanego i patologicznego rozrostu rynku automatów hazardowych, więc prawda raczej nie będzie cała i na pewno nie jedna.
Mimo to, a może właśnie dlatego, warto określić w miarę precyzyjnie główne cele komisji śledczej badającej aferę hazardową, poza sprawą prawdziwego czy rzekomego „przecieku”, dotyczącego działań CBA.
Moim zdaniem chodzi o dziewięć spraw. O ustalenie, czy w sprawie automatów hazardowych politycy usiłowali: (a) wpłynąć na proces legislacyjny lub (b) stosowanie prawa w (c) interesie poszczególnych osób, w sposób (d) zakulisowy czy (e) jawny, jaki skutek ten „wpływ” (f) mógł mieć lub (g) miał dla interesów państwa i obywateli, a także, czy działania te były w jakikolwiek sposób (h) motywowane lub (i) rekompensowane korzyściami materialnymi.
Poszczególne punkty mogą występować w różnych konfiguracjach, np. można podejmować działania zakulisowe w interesie konkretnych osób ze szkodą dla interesów państwa, albo działać jawnie, w interesie np. budżetu państwa, choć w razie powodzenia tych zabiegów korzyści odniosą konkretne osoby inspirujące polityka do podejmowania tych działań. Pierwszy przypadek nie wymaga wyjaśnień, a drugi to np. jawne przeciwstawianie się, ale z inspiracji znanego politykowi producenta alkoholu, pomysłowi na znaczną podwyżkę akcyzy na wódkę. Taka podwyżka spowoduje wzrost przemytu i bimbrownictwa, zatem obniży wpływy do budżetu. Polityk działa więc w interesie społecznym, choć nie wiadomo, czy całkowicie z pobudek szlachetnych, czy też wysiłek jego jest przez owego producenta stosownie (czy raczej niestosownie) rekompensowany. Ten drugi przypadek może być naganny, różni się jednak od pierwszego.
Spróbujmy teraz określić, co wiemy, a czego nie wiemy na temat wymienionych przeze mnie wyżej dziewięciu punktów.
1. Historia ustawy nowelizującej obecną ustawę o grach losowych i zakładach wzajemnych (GLiZW) sięga 2007 r., gdy w związku z powierzeniem Polsce EURO 2012 opracowano projekt, przewidujący nałożenie na wszystkie rodzaje hazardu dodatkowej 10%-owej dopłaty z przeznaczeniem na inwestycje związane z tym wydarzeniem. Projekt ten nie wyszedł z rządu ani za czasów PiS, ani PO. Wiadomo, że za czasów PO blokowali go Chlebowski (niejawnie) oraz Drzewiecki i Szejnfeld (jawnie i w ramach procedury uzgadniania), a wcześniej jacyś politycy PiS, których nazwiska trzeba dopiero ustalić. Mariusz Kamiński i opozycja podnoszą, że blokowanie było szkodliwe dla budżetu państwa, który z dopłat miał uzyskać 460 mln zł. Sprawa nie jest jednak taka prosta. Dopłaty mogły być łatwo wprowadzone tylko w totolotku, ze sporymi trudnościami w kasynach, a w stosunku do automatów było to technicznie niemożliwe bez przeróbek, za które budżet musiałby zapłacić. Prościej było podwyższyć kwotę opłaty od jednego automatu, co w pewnym zakresie uczynił rząd PiS-u (ze 120 do 180 euro), a teraz w większej skali proponuje Donald Tusk.
Kwota 460 mln zł była więc wirtualna. Jeśli więc projekt ustawy w tej postaci był blokowany, to mogły stać za tym racjonalne przesłanki i nie można każdego przeciwnika tego pomysłu traktować jako agenta branży hazardowej. Celem prac komisji śledczej powinno być zatem nie tylko wskazanie polityków PO i PiS przeciwnych projektowanej dopłacie, ile zbadanie, czy ich interwencje wynikały z troski o dobre prawo, czy też z zakulisowego lobbingu kolegów partyjnych bądź prywatnych kontaktów z niektórymi przedsiębiorcami branży hazardowej.
2. Nie jest bez znaczenia, czy i na ile nieformalne naciski były skuteczne. Nieformalny lobbing w różnych sprawach, acz naganny (zwłaszcza, gdy związane są z nim osobiste korzyści polityków), jest jednak w naszym życiu dość często spotykany. Niejeden z tych, którzy dzisiaj przywdziewają togę Katona, uprawiał go w różnych sprawach.
Większy problem pojawia się wtedy, gdy prawo ulega zmianie (lub nie ulega, choć powinno) nie na skutek demokratycznego, przejrzystego procesu, ale na skutek nacisku i w interesie wąskich grup lub wręcz pojedynczych osób, które działają dla osiągnięcia osobistych korzyści. Informacje, którymi wszyscy dysponujemy, wskazują, że poza kontrowersyjnymi dopłatami były także inne, bardziej jednoznaczne próby zrealizowania przez polityków prywatnych oczekiwań biznesmenów.
Tak np. podsłuchane rozmowy Sobiesiaka z Chlebowskim z dnia 20 lipca i 25 sierpnia 2008 r. nie dotyczą – wbrew gazetowemu tytułowi – dopłat, ale jakiegoś prywatnego interesu Sobiesiaka (i/lub Koska), któremu na przeszkodzie stoi brak decyzji administracyjnej (prawdopodobnie ministra finansów). Z ostatniego wywiadu Chlebowskiego w "Polska The Times" wynika, że panowie biznesmeni wystąpili o zezwolenie na salon automatów w Warszawie i go nie otrzymali. To w tej sprawie – a nie dopłat – Chlebowski zapewnia, że „na 90% załatwi”. Wiemy, że nie załatwił – i bardzo dobrze. Pytanie, na które powinna odpowiedzieć komisja, to czy i kogo namawiał do okazania Sobiesiakowi przychylności (a może, jak sam mówi, tylko zwodził Sobiesiaka i sprawy nie ma).
Również rozmowa z dnia 10 marca z Drzewieckim nie dotyczy dopłat. Sobiesiak skarży się na rozporządzenie ministra finansów z 24 lutego, które wprowadziło – za słabo i za późno, ale jednak – pewne obostrzenia w eksploatacji automatów. Niestety, nie wiemy, co na to Drzewiecki – taki jest już urok drukowania fragmentów, a nie całości rozmów – ale komisja łatwo może i powinna to ustalić.

3. Skupiając się na procesie legislacyjnym, nie możemy pominąć kwestii ewentualnego wpływu na stosowanie prawa już istniejącego. Ustawa o GLiZW przewidywała, że automaty poza salonami będą oferowały tylko niskie wygrane, będą niedozwolone dla młodzieży, ustawiane tylko w punktach usługowych i nie więcej jak trzy w jednym punkcie.
Gdyby wszystkie te przepisy były przestrzegane, automaty byłyby znacznie mniej opłacalne, ich liczba byłaby kilkakrotnie mniejsza niż obecnie, a ich szkodliwość społeczna - znikoma. Stało się jednak inaczej. Po dwóch mniej więcej latach automaciarze zorientowali się, że kontrole są rzadkie, a kontrolujący „są tylko ludźmi” i od 2006 r. do dziś nastąpił ogromny wzrost liczby tych urządzeń. Żaden z wyżej wymienionych przepisów nie jest przestrzegany, przeciwnie, od kilku lat są one jawnie i bezczelnie łamane. Państwo stworzyło eldorado dla właścicieli tych urządzeń, umożliwiło pranie brudnych pieniędzy na dużą skalę i tolerowało demoralizację młodzieży.
Komisja powinna ustalić, kto w rządach PiS i PO był odpowiedzialny za nadzór nad tym rynkiem oraz czy zaniedbania tych osób spowodowane były zwykłym niedbalstwem urzędniczym czy też – co niewykluczone – nielegalnymi zabiegami bossów automatowych. Uważam, że wyjaśnienie tej kwestii powinno być pierwszoplanowym zadaniem komisji, gdyż całe późniejsze zło miało korzenie w nieprzestrzeganiu obowiązującego prawa. W dotychczasowej debacie mówi się o tym zdecydowanie za mało.

4. I wreszcie sprawa motywacji czy rekompensat finansowych dla polityków podejmujących się zrealizowania oczekiwań hazardowych biznesmenów. O klasycznych łapówkach nic nie wiemy i mogło ich nawet w ogóle nie być, ale być może były inne, finansowe lub rzeczowe świadczenia na rzecz działalności poselskiej lub posła osobiście.
Wiemy już o wpłatach Sobiesiaka i Koska na kampanię PO. Komisja powinna wyjaśnić, czy były może inne wpłaty ze strony osób z tego środowiska oraz czy te, o których wiemy, były dedykowane imiennie, na konkretnego kandydata.
Niezależnie od wyniku tych dochodzeń myślę, że Platforma , po ostatnich przykrych doświadczeniach, definitywnie odstąpi już od forsowania likwidacji subwencji budżetowej dla partii politycznych. Oparcie finansów partii na pieniądzach „Rycha” może być przyczyną wielu groźnych chorób, a nawet politycznej śmierci.

Na koniec kilka słów o sprawie „przecieku”. Wprawdzie Mariusz Kamiński działał w taki sposób, że zdziwiłbym się, gdyby przecieku nie było, komisja jednak powinna tę sprawę spróbować wyjaśnić. Nie sądzę wszakże, aby konfrontacja premiera i Mariusza Kamińskiego była celowa. Jeśli Kamiński, zgodnie z najlepszymi wzorcami wprowadzonymi przez ministra Zbigniewa Ziobrę, przyszedł na rozmowę z Tuskiem z magnetofonem w kieszeni, to niech wreszcie ujawni to nagranie i konfrontacja będzie niepotrzebna. Jeśli natomiast żadnego nagrania nie ma, każdy w trakcie konfrontacji zostanie przy swoim i będzie ona co najwyżej widowiskiem, bez sensu i rezultatu.

Powodzenie komisji będzie w decydującym stopniu zależało od jej członków z rekomendacji Platformy. To zrozumiałe, że przeciwstawiać się oni będą nadawaniu aferze hazardowej przesadnych rozmiarów, ale należy oczekiwać, że nie będą unikać i utrudniać pytań, na które – dla zdrowia polskiej demokracji - odpowiedzieć należy.
" Gazeta Wyborcza" - 3 listopada 2009

Powrót do "Wiadomości" / Do góry