Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt



Wiadomości / 05.11.09, 11:45 / Powrót

Prywatyzacja - część większej całości

Przyjęty przez rząd wielki program prywatyzacji państwowego majątku (zaplanowano blisko 180 procesów prywatyzacyjnych na ten rok i prawie 400 do końca 2010 r.) ma wielu przeciwników. Moim zdaniem, jest to słuszny kierunek działania. Tyle, że kierunek to jedno, a sposób wykonania – drugie - pisze Marek Borowski w TEMI.
Nie od dzisiaj wiadomo, że spółki Skarbu Państwa stały się siedliskiem korupcji politycznej. Kolejne ekipy rządzące mają pełne usta frazesów o naborze fachowców do zarządów i rad nadzorczych, a kończy się na kolesiach i osobach, którym partia musi się odwdzięczyć. Pół biedy, jeśli mają oni przygotowanie merytoryczne, często jednak przepustką do posady jest tylko partyjna rekomendacja. Nie pomogą tu żadne ustawy, regulaminy i zaklęcia. Jedyne wyjście, to odcięcie pępowiny łączącej rząd z firmami, czyli prywatyzacja. Prywatyzować można jednak mądrze i głupio, dobrze i źle. Mądrze i dobrze jest wtedy, gdy uda się uzyskać godziwą cenę, zawarować w umowie sprzedaży pakiet inwestycyjny i sankcje za jego niewykonanie oraz gdy nabywcą jest poważny inwestor, który poprawi zarządzanie i rentowność spółki. Trzeba mieć jednak trochę czasu na jego znalezienie oraz negocjacje. Tymczasem rząd jest – na własne życzenie – pod ścianą i czasu nie ma. Poważnym błędem było publiczne ogłoszenie, że jedynym sposobem na uniknięcie pułapki zadłużenia gospodarki jest pozyskanie z prywatyzacji 36 mld zł i to do końca 2010 roku! Potencjalni inwestorzy będą potrafili to wykorzystać dla wynegocjowania najniższej ceny, najmniejszych zobowiązań i najmniej rygorystycznych warunków kontraktu.
Przykład już dała niemiecka RWE, która nagle wycofała się z rozmów o zakupie Koncernu Energetycznego ENEA, w związku z czym tegoroczny plan wpływów z prywatyzacji (12 mld zł) jest nierealny, jak mężnie przyznał niedawno minister skarbu, Aleksander Grad.
Fakt, że sprzedawcą jest minister Grad też zresztą nie jest obojętny dla powodzenia całego przedsięwzięcia. Kompromitacja przy sprzedaży stoczni i ślamazarność dotychczasowej prywatyzacji nie są dla niego dobrą rekomendacją. W analizie SWOT zadania prywatyzacyjnego (identyfikacja mocnych i słabych stron, szans i zagrożeń) osoba pana ministra lokuje się po stronie zagrożeń i obciążeń. Obawiam się ponadto, że potencjalnym inwestorom może się nie spodobać podsłuchiwanie ich przez polskie służby specjalne. W końcu nie każdy jest ekshibicjonistą.
W sumie rząd przyjął w sprawie prywatyzacji straceńczą taktykę zawodnika, który w wyścigu na 100 metrów startuje z ciężkim plecakiem. Tylko po co?
Nie możemy jednak dyskutować wyłącznie o prywatyzacji i o tym, czy możliwe jest i jakim kosztem osiągnięcie planowanych z niej wpływów, bo sprawa jest znacznie poważniejsza. Polskie finanse publiczne, na skutek błędnej polityki rządów PiS i PO (obniżenie składki rentowej i PIT oraz dopuszczenie do szybkiego wzrostu wydatków) znalazły się w stanie trwałej nierównowagi. Generowany jest co roku dodatkowy, wysoki dług publiczny. Polsce grozi utrata wiarygodności finansowej i drastyczne cięcia wydatków budżetowych ze szkodą dla społecznych funkcji państwa. Ściąganie na łapu-capu wpływów z prywatyzacji, niezależnie od wspomnianych wyżej szkód, będzie działało jak znieczulenie: pomoże przez rok, a potem ból wróci z taką samą siłą. W 2011 roku system będzie generował podobny deficyt finansów publicznych, co w roku 2010, ale nie będzie już możliwe osiągnięcie takich wpływów z prywatyzacji, dywidend, podbierania pieniędzy z Funduszu Demograficznego czy wykorzystywania środków unijnych na finansowanie deficytu budżetowego.
Dlatego rząd powinien przedstawić kilkuletni plan reform, mających na celu stopniowe przywracanie równowagi finansów publicznych, a przede wszystkim zmniejszania deficytu budżetowego. Wpływy z prywatyzacji powinny być tylko elementem tego planu i to elementem elastycznym. Jeśli okażą się niższe, niż chcielibyśmy, to musi być możliwość podjęcia innych działań, np. przejściowego podwyższenia podatku VAT lub przesunięcia lekko w górę tzw. progu ostrożnościowego (obecnie wynosi 55 proc.). Ale to wszystko pod rygorystycznym warunkiem, że powstanie i zacznie być wdrażany program reform sanujących finanse publiczne.

Galicyjski Tygodnik Informacyjny TEMI – 4 listopada 2009

Powrót do "Wiadomości" / Do góry