Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt



Wiadomości / 20.01.10, 11:28 / Powrót

Polak potrafi

Święto Niepodległości 11 listopada spędziłem, jak przystało na przewodniczącego Komisji Łączności z Polakami za Granicą, wśród Polaków w Argentynie, razem z delegacją senacką pod przewodnictwem marszałka Bogdana Borusewicza. Lot długi, męczący, ale na miejscu moc wrażeń. Polacy przyjeżdżali do Argentyny najpierw w latach 30. ubiegłego wieku „za chlebem”, a potem po wojnie – w zależności od tego, gdzie kogo losy rzuciły. Trafiła tam również ciotka mojej żony wraz z mężem, którego poznała w Armii Andersa.
Odwiedziliśmy kilka miejsc, w których żyją Polacy. Urządzili się tam nieźle, choć różnie. Jedni są pracownikami najemnymi w rozmaitych firmach i przedsiębiorstwach, inni prowadzą własne biznesy lub uprawiają wolne zawody. Ogólnie są w Argentynie lubiani i szanowani. Nazwisko Grzegorza Laty, które dziś w Polsce budzi kontrowersje, tam wymieniane było często i z najwyższym uznaniem. Nikt też nie miał problemu z jego wymową.
Wielu Polaków pielęgnuje narodowe tradycje i obyczaje, ale ze znajomością języka bywa nie najlepiej. Największym zaskoczeniem była dla mnie grupa młodzieży w Rosario, która wspaniale odtańczyła polskie tańce ludowe. Kiedy chciałem z nimi pogadać, okazało się, że ani w ząb nie znają polskiego. Niemniej jednak są świadomi swoich polskich korzeni.
W drodze powrotnej czekało nas zupełnie inne zaskoczenie, też związane z losami Polaków w świecie. Lecieliśmy samolotem Lufthansy, w którym komunikaty są zazwyczaj wygłaszane po niemiecku i angielsku, a tu nagle usłyszeliśmy także komunikat po polsku i to na żywo, a nie z taśmy. Spotkałem się z tym po raz pierwszy w samolocie nie polskich linii, dlatego podjąłem niezwłocznie śledztwo (dzięki przysłuchiwaniu się licznym sejmowym komisjom śledczym ma się tę wprawę!). Okazało się, że nie byle kto, lecz sam szef ekipy stewardów i stewardes liczącej w tym samolocie 18 osób, to rodowity Polak, z Rybnika.
Jego historia jest bardzo ciekawa. Jak sam mówi, przeżył więcej niż wymarzył, może więc uznać swoje życie za spełnione w tysiącu procentach. Rodzice zdecydowali, że będzie górnikiem, podobnie jak jego dziadkowie, wujkowie, kuzyni, ale jego samego do tego fachu nie ciągnęło. Marzył o podróżach, choć nie samolotem. Jako nastolatek bał się latać. Jako jedyny z klasy technikum górniczego nie zaliczył lotów w rybnickiej szkółce szybowcowej.
Praca pod ziemią nie była mu jednak sądzona. W 1981 r., po zdaniu egzaminów na polonistykę na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, pojechał na wakacje do Niemiec i już do Polski nie wrócił. Podjął studia w uczelni dla tłumaczy w Kolonii, a jednocześnie pracował na czarno w różnych zawodach, czyścił dywany, sprzątał klatki schodowe i windy, pomagał w przeprowadzkach, kastrował prosiaki, sprzątał obory…
Po ukończeniu kolońskiej uczelni (został specjalistą od tekstów technicznych, więc nauka w technikum też mu się w końcu na coś przydała), postanowił podszlifować angielski, a że w Szkocji miał dalekich krewnych, więc skorzystał z ich gościnności. Nie na długo, dowiedział się bowiem, że ambasador Arabii Saudyjskiej szuka służącego. Myślał, że takiego od czarnej roboty, ale nie. Dostał białe rękawiczki i został kamerdynerem.
Potem już próbował się zatrudnić w dużych liniach lotniczych. Australijskie i brytyjskie go nie chciały, bo był dla nich o trzy centymetry za wysoki. Dla Lufthansy jego wzrost na szczęście nie był przeszkodą.
Dziś ma 48 lat. Towarzyszy w podróżach pierwszą klasą słynnym politykom, gwiazdom filmowym, modelkom. Ze szczególnym wzruszeniem wspomina lot z Janem Pawłem II, podczas jego pielgrzymki do Niemiec. Lufthansa chciała zrobić i zrobiła polskiemu papieżowi miłą niespodziankę, a dla bohatera tej opowieści było to i wyróżnienie, i niezapomniane przeżycie.
Spędza w powietrzu pięć dni w tygodniu. Najbliżsi, którzy nadal mieszkają w Rybniku, są z niego bardzo dumni. Zresztą kiedy tylko może, przyjeżdża w rodzinne strony. Zamierza też tu wrócić. Czeka tylko aż poprawi się droga z Rybnika na lotnisko w Pyrzowicach tak, aby mógł dolatywać do pracy ze Śląska.
W sumie podróż do Argentyny była dla mnie bardzo optymistyczna. Polak potrafi. Pod warunkiem, że wie, czego chce, żadnej pracy się nie boi i realizuje swoje marzenia.

Marek Borowski
Galicyjski Tygodnik Informacyjny TEMI - 20 stycznia 2009


Powrót do "Wiadomości" / Do góry