Nie jestem ani totalnym krytykiem, ani specjalnym entuzjastą tego co rząd robi z OFE, wydaje mi się jednak, że nie mamy innego wyjścia. Sytuacja finansów publicznych jest dramatyczna. Deficyt sięga prawie 8%. Nie możemy zwiększać wydatków na zdrowie, edukację, naukę, inne ważne potrzeby. Krytykom chciałbym też przypomnieć, że przez ostatnie 10 lat kolejne rządy: AWS, SLD, PiS, PO (ten ostatni z jednym wyjątkiem) nie zrealizowały żadnego z założeń reformy emerytalnej, które miały na celu obniżenie dotacji do systemu emerytalnego i tym samym dostarczenie środków do OFE. Chodzi o stopniowe wydłużanie wieku emerytalnego kobiet i funkcjonariuszy służb mundurowych, reformę KRUS, podwyższenie składki, którą płacą kopalnie (w związku z tym, że górnicy wcześniej przechodzą na emeryturę). Jedynie sprawę likwidacji wcześniejszych emerytur udało się rządowi PO pomyślnie załatwić, za co mu chwała, ale to za mało. Niedokończenie reformy emerytalnej spowodowało, że środki przekazywane do OFE, przy równoczesnych wysokich dotacjach do ZUS, KRUS i znaczących wydatkach na finansowane bezpośrednio z budżetu emerytury mundurowe, stały się ogromnym obciążeniem. Jeśli jednak ktoś mówi, że zamiast obniżać składkę do OFE zróbmy te zaległe reformy, popełnia błąd, dlatego że przyniosą one efekty dopiero po 5, 7, 10 latach. Zatem to nie jest alternatywa na dziś. Prawdą jest natomiast, że jeśli rząd nie przystąpi do tych reform – rozumiem, że w roku wyborczym może to być ciężkie, ale po wyborach - to proponowana obniżka składki do OFE nie wystarczy. Potrzebne będą kolejne cięcia i obawiam się, że skończy się likwidacją obecnego systemu.
Czy zamiast zabierać środki z OFE nie dałoby się znaleźć innych, mniej kontrowersyjnych źródeł oszczędności budżetowych? Być może tak. Leszek Balcerowicz zapowiedział, że je wskaże. Moim zdaniem, wielkiego pola manewru nie ma, ale będzie można podyskutować. Na pierwszy rzut oka i według mojej wiedzy w tej sprawie, rozwiązanie, które proponuje rząd nie jest złe. Nie powinno też mieć negatywnego wpływu na wysokość przyszłych emerytur, oczywiście pod warunkiem wprowadzenia pewnych gwarancji. Rząd musi jednak przedstawić wyliczenia, jak kształtowałyby się przyszłe emerytury według obecnie obowiązujących przepisów i po ich zmianie. Zapewnienia, że nikt nie straci i że będzie lepiej, to za mało, by uspokoić opinię publiczną i rozwiać liczne dziś wątpliwości. Ktoś inny powie – już mówi - że emeryci stracą i będzie gorzej przedstawiając – z sufitu, bo skąd? – własne szacunki i strasząc i tak już zdezorientowanych ludzi.
O te wyliczenia zaapelowałem do rządu w trakcie debaty sejmowej. Uważam, że ich pokazanie - i to zanim ustawa pojawi się w Sejmie, a nie na ostatnią chwilę - skierowałoby dalszą dyskusję na bardziej merytoryczne tory i pozwoliło uniknąć tak częstej u nas demagogii. Dzisiaj, gdy tych wyliczeń nie mamy, jest jak w starym dowcipie żydowskim: każdy ma rację, kto się wypowiada. Tym samym, trudno o konsensus.
Zadałem też szereg innych pytań, m.in. dotyczących III filara, czyli dobrowolnych ubezpieczeń emerytalnych, który nie funkcjonuje, bo rząd dopiero w przyszłym roku zamierza wprowadzić ulgę podatkową z tego tytułu. A dyskutowaliśmy o tym w Sejmie dwa lata temu! Pytałem też o długofalowy program reform emerytalnych. Niestety, debata została wtłoczona w ramy tzw. informacji bieżącej i zabrakło czasu na rozwinięcie tematu. Mam nadzieję, że w najbliższych tygodniach do tego wrócimy i tym razem minister Boni będzie mógł się wypowiedzieć bez uwag marszałka, że już 10 minut minęło a posłowie będą mieli na wystąpienie więcej niż 2 minuty. Bo nie ma dzisiaj ważniejszej sprawy niż przyszłość systemu emerytalnego.
Marek Borowski
Galicyjski Tygodnik In formacyjny TEMI - 12 stycznia 2011
Powrót do "Wiadomości" / Do góry