Niestety, racjonalna część opinii publicznej stosunkowo rzadko zabiera głos. To prawda, że tych, którzy bezkrytycznie przyjmują słowa prezesa Kaczyńskiego, nic nie przekonana, ale musimy o tym mówić. Musimy nazywać rzeczy po imieniu także po to, by z tej katastrofy, ewidentnie zawinionej przez stronę polską, wyciągnąć wnioski i zapobiec podobnym tragediom w przyszłości.
W tygodniu poprzedzającym uroczystości rocznicowe odbyła się w Fundacji Batorego interesująca debata na temat Polski po katastrofie. Wybitni socjolodzy, historycy, prawnicy, publicyści zastanawiali się, co zmieniło się w Polsce w ostatnim roku. Czy czegoś nowego dowiedzieliśmy się o państwie i społeczeństwie?
Zgodne były opinie, że państwo zdało egzamin tuż po katastrofie, sprawdziła się też konstytucja, ale wcześniej w ważnych swoich strukturach (MON, kancelarie prezydenta i premiera) – państwo zawiodło. Górę wzięła beztroska, brak wyobraźni, lekceważenie procedur, polskie „jakoś to będzie”. Tyle że te przywary, słabości, towarzyszą nam od lat. Mówi się nawet o ich kulturowym podłożu. Nic nie pozwala przyjmować tezy, że za rządów PiS ta katastrofa by się nie wydarzyła, bo bałagan był taki sam, a może nawet większy. W swojej wizji silnego państwa PiS kładło nacisk na kontrolę - społeczeństwa, opozycji oraz wzmacnianie władzy wykonawczej, a nie walkę z bylejakością i złymi nawykami. To wtedy zlikwidowano ćwiczenia lotników na symulatorach. Politycy okazują się albo bezradni wobec kulturowej bylejakości, albo sami są nią przesiąknięci. Notabene, u podłoża sporu z władzami Smoleńska o tablicę upamiętniającą katastrofę, było także magiczne myślenie, że „jakoś to będzie”.
Wszyscy zwracają uwagę na to, że społeczeństwo po katastrofie zjednoczyło się, a nawet – paradoksalnie – z badań wynika, że zaczęło lepiej niż przed katastrofą oceniać rząd, sytuację w kraju, Sejm, Senat i inne instytucje. Przez chwilę wydawało się, że coś dobrego z tego wyniknie, ale te pozytywne emocje nie trwały długo. Już wkrótce zobaczyliśmy w telewizji, a przecież dla wielu ludzi jest ona głównym źródłem wiedzy o świecie, jak bardzo jesteśmy podzieleni, a nawet wrodzy wobec siebie. Pokazuje się to nam co 10-tego każdego miesiąca. Niemal codziennie mówią nam o tym politycy i dziennikarze powołując się na niezliczone sondaże. Podczas konferencji w Fundacji Batorego padły zasadnicze pytania: Na ile mówienie o podziałach tworzy podziały? Na ile media kreują rzeczywistość? Jak wiele osób jest odpornych na lustro, które im się podsuwa? Szczególnie niebezpiecznym narzędziem są sondaże, mają bowiem pozór naukowości. Tymczasem okazuje się, że 90% z nich nie spełnia kryteriów reprezentatywności, albo nie da się ocenić ich wiarygodności. Mimo to są poważnie komentowane, wysuwa się na ich podstawie różne nieuprawnione wnioski.
Wielu Polaków bało się tego, co stanie się 10-ego kwietnia. Większość z nas godnie przeżyła ten dzień czcząc pamięć ofiar. Kilka tysięcy osób na Krakowskim Przedmieściu wznosiło podczas przemówienia Jarosława Kaczyńskiego okrzyk: Wolna Polska! Tak. Polska musi być wolna – od zapiekłości, zacietrzewienia, gniewu, wzajemnej niechęci, nieufności i zwykłej głupoty.
Marek Borowski
Galicyjski Tygodnik Informacyjny TEMI - 13 kietnia 2011
Powrót do "Wiadomości" / Do góry