Oczywiście, rozgrywanie meczów przy pustych trybunach nie rozwiąże problemu z kibolami, odbiera sens sportowej rywalizacji i jest dla prawdziwych kibiców trudne do przyjęcia, ale – jak rozumiem - jest to tylko element strategii, która ma zapobiec stadionowemu chuligaństwu. Minister Adam Rapacki jasno wyłożył intencje rządu: chodzi o sygnał dla świata futbolu, aby w sposób zdecydowany i jednoznaczny włączył się do walki z chuliganami, a nie składał jedynie deklaracje, że to zrobi. Ten świat futbolu to związki i kluby sportowe oraz stowarzyszenia kibiców. Niestety, dzieje się często tak, że kluby żyją z kibolami w pełnej zgodzie, a nawet symbiozie. Nie tylko patrzą przez palce na ich wyczyny, ale wchodzą z nimi w różne układy, wpuszczają na stadiony, by „pilnowali porządku” i to często mimo orzeczonego przez sąd zakazu, prowadzą rozmaite interesy itd. Tak było m.in. w poznańskim Lechu, którego pseudokibice uczestniczyli w demolowaniu stadionu w Bydgoszczy.
Trudno te relacje, narosłe przez lata i wygodne dla obu stron rozerwać. Najbardziej skuteczne wydaje się uderzenie po kieszeni klubów, które nie panują nad swoimi kibicami, a decyzje wojewodów o zamykaniu stadionów, na których bywa niebezpiecznie, są właśnie takim uderzeniem.
Efekty już widać, choćby po zachowaniu szefów Lecha, którzy zapowiedzieli rozwiązanie umowy z firmą cateringową osławionego kibola „Litara”. Jeśli kluby nie chcą ponosić strat finansowych, muszą reagować na burdy chuliganów i pomagać w ich eliminowaniu ze stadionów. Koniec, kropka. Muszą też zadbać o to, by na mecze nie wnoszono alkoholu i materiałów pirotechnicznych. To nie brak przepisów nie pozwala na skuteczną walkę z kibolami w kominiarkach, ale ich nieprzestrzeganie. Jeśli miałbym postulować jakieś zmiany w prawie, to właśnie wprowadzenie kar za zasłanianie twarzy. Ktoś kto nie ma złowrogich zamiarów nie próbuje bowiem ukryć swojej tożsamości.
Wobec chuliganów stadionowych nie mogą też pozostawać bierni rozsądni kibice. Jeśli mają w swoim stowarzyszeniu kiboli muszą zrobić wszystko, by się ich pozbyć.
Słuszna jest idea kontroli kibiców, skończenia z anonimowością na stadionach. Ma temu służyć zintegrowany system identyfikacji, który polega na tym, że każdy, kto kupuje bilet musi podać swoje imię i nazwisko, by można było sprawdzić, czy nie figuruje w bazie osób objętych zakazami stadionowymi. Jednocześnie sprawdzana byłaby tożsamość wszystkich wchodzących na stadion, by wyłączyć osoby, które posłużyły się cudzym dokumentem. W projekcie narzucone są konkretne terminy, kiedy kluby Ekstraklasy muszą wdrożyć ten system, a w dalszej perspektywie dotyczyłoby to również klubów ligowych.
Nikt nie mówi, że wojna z kibolami będzie łatwa i przyjemna. Jest ona jednak do wygrania. Udało się w innych krajach. Może się udać także w Polsce. Warunkiem jest to, by politycy nie próbowali rozgrywać tej wojny dla własnych celów, jak to robią ci z nich, którzy z uznaniem wypowiadają się o kibolach w nadziei, że zdobędą ich głosy w wyborach. W ten sposób podgrzewają tylko atmosferę i stają się współodpowiedzialni za rozróby na stadionach.
Galicyjski Tygodnik Informacyjny TEMi - 18 maja 2011
Powrót do "Wiadomości" / Do góry