Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt



Wiadomości / 18.05.11, 11:42 / Powrót

Wojna z kibolami

Wojna, jaką rząd wypowiedział pseudokibicom futbolu, jednym się podoba, a innym nie. Krytykowane i ośmieszane są zwłaszcza decyzje o zamykaniu stadionów dla publiczności. Co ciekawe, także przez ludzi, którzy na meczach piłki nożnej nie bywają, a nawet nie bardzo wiedzą, na czym ta gra polega - pisze Marek Borowski w TEMI. Podczas sejmowej debaty na ten temat można było usłyszeć o groteskowych działaniach premiera Tuska, stosowaniu zbiorowej odpowiedzialności za wybryki pojedynczych chuliganów, a nawet tłumieniu wolności słowa (na trybunach pojawiają się antyrządowe hasła). Standardowo już, jak niemal w każdej sprawie, zarzucano rządowi słabość, indolencję, nieudolność, bezradność, przedwyborcze przykrywanie ważniejszych kwestii, jak bezrobocie, wzrost cen itd. Pojawiło się też domniemanie, że rząd sam prowokuje awantury, by przerzucić na kiboli odpowiedzialność za ewentualne odebranie Polsce praw do organizacji Euro 2012, co nam grozi nie z powodu zachowania kibiców, jak dowodził mówca, lecz dlatego, że nie wybudowaliśmy autostrad i nie zabezpieczyliśmy hoteli. Jak widać, fantazja posłów nie zna granic.
Oczywiście, rozgrywanie meczów przy pustych trybunach nie rozwiąże problemu z kibolami, odbiera sens sportowej rywalizacji i jest dla prawdziwych kibiców trudne do przyjęcia, ale – jak rozumiem - jest to tylko element strategii, która ma zapobiec stadionowemu chuligaństwu. Minister Adam Rapacki jasno wyłożył intencje rządu: chodzi o sygnał dla świata futbolu, aby w sposób zdecydowany i jednoznaczny włączył się do walki z chuliganami, a nie składał jedynie deklaracje, że to zrobi. Ten świat futbolu to związki i kluby sportowe oraz stowarzyszenia kibiców. Niestety, dzieje się często tak, że kluby żyją z kibolami w pełnej zgodzie, a nawet symbiozie. Nie tylko patrzą przez palce na ich wyczyny, ale wchodzą z nimi w różne układy, wpuszczają na stadiony, by „pilnowali porządku” i to często mimo orzeczonego przez sąd zakazu, prowadzą rozmaite interesy itd. Tak było m.in. w poznańskim Lechu, którego pseudokibice uczestniczyli w demolowaniu stadionu w Bydgoszczy.
Trudno te relacje, narosłe przez lata i wygodne dla obu stron rozerwać. Najbardziej skuteczne wydaje się uderzenie po kieszeni klubów, które nie panują nad swoimi kibicami, a decyzje wojewodów o zamykaniu stadionów, na których bywa niebezpiecznie, są właśnie takim uderzeniem.
Efekty już widać, choćby po zachowaniu szefów Lecha, którzy zapowiedzieli rozwiązanie umowy z firmą cateringową osławionego kibola „Litara”. Jeśli kluby nie chcą ponosić strat finansowych, muszą reagować na burdy chuliganów i pomagać w ich eliminowaniu ze stadionów. Koniec, kropka. Muszą też zadbać o to, by na mecze nie wnoszono alkoholu i materiałów pirotechnicznych. To nie brak przepisów nie pozwala na skuteczną walkę z kibolami w kominiarkach, ale ich nieprzestrzeganie. Jeśli miałbym postulować jakieś zmiany w prawie, to właśnie wprowadzenie kar za zasłanianie twarzy. Ktoś kto nie ma złowrogich zamiarów nie próbuje bowiem ukryć swojej tożsamości.
Wobec chuliganów stadionowych nie mogą też pozostawać bierni rozsądni kibice. Jeśli mają w swoim stowarzyszeniu kiboli muszą zrobić wszystko, by się ich pozbyć.
Słuszna jest idea kontroli kibiców, skończenia z anonimowością na stadionach. Ma temu służyć zintegrowany system identyfikacji, który polega na tym, że każdy, kto kupuje bilet musi podać swoje imię i nazwisko, by można było sprawdzić, czy nie figuruje w bazie osób objętych zakazami stadionowymi. Jednocześnie sprawdzana byłaby tożsamość wszystkich wchodzących na stadion, by wyłączyć osoby, które posłużyły się cudzym dokumentem. W projekcie narzucone są konkretne terminy, kiedy kluby Ekstraklasy muszą wdrożyć ten system, a w dalszej perspektywie dotyczyłoby to również klubów ligowych.
Nikt nie mówi, że wojna z kibolami będzie łatwa i przyjemna. Jest ona jednak do wygrania. Udało się w innych krajach. Może się udać także w Polsce. Warunkiem jest to, by politycy nie próbowali rozgrywać tej wojny dla własnych celów, jak to robią ci z nich, którzy z uznaniem wypowiadają się o kibolach w nadziei, że zdobędą ich głosy w wyborach. W ten sposób podgrzewają tylko atmosferę i stają się współodpowiedzialni za rozróby na stadionach.
Galicyjski Tygodnik Informacyjny TEMi - 18 maja 2011

Powrót do "Wiadomości" / Do góry