W sprawie przerywania ciąży panuje w Polsce wyjątkowa hipokryzja. Jego przeciwnicy podnoszą larum z powodu kilkuset legalnych zabiegów rocznie i nawet się nie zająkną na temat rozległego podziemia aborcyjnego oraz zabiegów, którym Polki poddają się w innych krajach. Tylko w jednym powiatowym szpitalu niemieckim niedaleko Szczecina więcej Polek przerywa legalnie ciążę niż we wszystkich polskich szpitalach łącznie.
Jeśli kobieta nie chce urodzić dziecka, to go nie urodzi. Tak było i tak będzie. Pytanie tylko, jakim kosztem to się odbywa – dla jej zdrowia (powikłania po pokątnych zabiegach) i kieszeni. Dlatego jestem też przeciwnikiem obecnie obowiązującej, niezwykle restrykcyjnej ustawy, która dopuszcza aborcję tylko w trzech przypadkach: gdy ciąża stanowi zagrożenie dla życia lub zdrowia kobiety, jest wynikiem gwałtu oraz gdy badania prenatalne lub inne przesłanki medyczne wskazują na duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu. W dodatku praktyka stosowania tej ustawy uniemożliwia często kobietom skorzystanie z przysługujących im praw (trudno dostępne badania prenatalne, odmowa wykonania zabiegu przez lekarza, który powołuje się na tzw. klauzulę sumienia itp.). Jej uchwalenie nie było żadnym kompromisem, jak to się dziś podkreśla, tylko wyborem między dwiema opcjami antyhumanitarnymi, z których jedna była nieco łagodniejsza i mniej szkodliwa.
W obecnym Sejmie nie ma szans na liberalizację tego prawa, ale mam nadzieję, że mimo wszystko nie dojdzie też do jego zmiany w zupełnie przeciwnym kierunku. Wnioskodawcy chcą nie tylko likwidacji wyjątków aborcyjnych, ale także przepisów zobowiązujących organy administracji rządowej i samorządowej do zapewnienia swobodnego dostępu do informacji i badań prenatalnych, choć jak wspomniałem, z tą dostępnością już teraz nie jest najlepiej. Tymczasem badania prenatalne służą przede wszystkim wczesnemu wykryciu wad u dziecka i stworzeniu możliwości leczenia w okresie ciąży czy zaraz po urodzeniu. Chcą też wykreślenia przepisów dotyczących edukacji seksualnej w szkołach oraz zobowiązujących szkoły do pomocy uczennicom w ciąży.
Ileż trzeba mieć obłudy w sobie, żeby twierdzić, iż ta inicjatywa to wyraz szacunku dla „osoby ludzkiej” i jednocześnie kwestionować fakt, że ciąża może stanowić zagrożenie dla życia lub zdrowia kobiety ciężarnej? Zmuszać ją do urodzenia dziecka poczętego w wyniku gwałtu, czyli przedłużać i pogłębiać wcześniej doznaną traumę lub niezdolnego do życia, dotkniętego nieuleczalną wadą rozwojową? „Osobą ludzką” w tej ustawie nie jest kobieta, lecz płód, który nosi ona w swoim łonie. Nazywanie go dzieckiem, przypisywanie mu ludzkich zachowań („na ustawę czekają wszystkie dzieci, które chcą się narodzić”) jest grubym nadużyciem obliczonym na podgrzewanie emocji. Tak samo mówienie o zabijaniu i mordowaniu dzieci, czy porównywanie Polski z hitlerowskimi Niemcami.
Niektórzy posłowie, niestety, ulegli tym emocjom a najbardziej przedstawiciel PSL, który poparł projekt oświadczając, że ludowcy kierują się hasłem: „Bóg, Honor, Ojczyzna” oraz społeczną nauką Kościoła i dlatego uważają, że życie dał Bóg i tylko on powinien je odbierać. Trochę wstyd przypominać panu posłowi, że Polska jest – zgodnie z konstytucją - państwem świeckim, a więc neutralnym światopoglądowo.
Zamiast debatować nad antyhumanitarnym prawem powinniśmy dążyć do tego, by ograniczyć liczbę niechcianych ciąż, a jedyną drogą do tego jest wprowadzenie do szkół obowiązkowej edukacji seksualnej. To byłby prawdziwy kompromis w tej sprawie.
Galicyjski Tygodnik Informacyjny TEMI - 13 lipca 2011
Powrót do "Wiadomości" / Do góry