Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt




Wiadomości / 16.02.12, 13:08 / Powrót

Burza wokół Stadionu Narodowego

We wczorajszej Rozmowie Dnia z Janiną Paradowską w "Superstacji" Marek Borowski skomentował burzę wokół Stadionu Narodowego: - Jeśli chodzi o stadion, mam tzw. ambiwalentne uczucia (językoznawcy by mnie pogonili za to słowo). Wewnątrz nie byłem, ale znam relacje - wszyscy są zachwyceni wnętrzem i przyjmuję, że słusznie. Natomiast z zewnątrz to dla mnie jest koszmar, bardzo psuje panoramę, fatalnie współgra z otoczeniem, wygląda jak jakiś wyleniały kosz. No, ale być może jego użytkowość to wszystko wynagrodzi. Fachowcy mówią, że od strony funkcjonalności wszystko jest świetne. Jeśli chodzi o premię dla prezesa Kaplera. Są sprawy, na które rzucają się się media. Trochę jestem zaskoczony, bo mamy projekt przedłużenia wieku emerytalnego, który wprawdzie rozpala emocje, ale powinien zajmować 90% czasu w mediach. Tymczasem Stadion Narodowy pojawił się trochę jako temat zastępczy. Częściowo bierze się to z powodu owej premii. Gdyby nie te 500 tys. zł, to pośmieliby się wszyscy, że raz stadion otwierali, drugi raz otwierali, trzeci, ale w końcu go otworzą definitywnie i na tym byłby koniec. Natomiast słowo premia i 500 tys. jest porażające. W kraju, w którym miliony ludzi zarabiają płacę minimalną, czy otrzymują minimalną emeryturę, jest podatny grunt, żeby pytać, czy takie premie są zasadne, czy nie. Bardzo mało się jednak te sprawy wyjaśnia, bo kontrakt, przynajmniej na razie, jest poufny. W związku z tym nie sposób się dowiedzieć, ile tak naprawdę prezes zarabiał w sumie, za co ta premia, jakie były warunki jej wypłaty – jedynie spekuluje się na ten temat.
Abstrahując od pana Kaplera i tego czy dobrze wykonał swoje zadanie, czy nie, zastanawiałem się nad tym, jak w ogóle wynagradzać menedżerów, których się zatrudnia do wielkiej inwestycji, czy też innego wielkiego zadania - np. organizacji czegoś. Zadania, którego wykonanie trwa rok, dwa czy trzy lata, a potem się kończy. Wiadomo, że w sumie trzeba im zapłacić spore pieniądze. Nie może to być miesięcznie przeciętna krajowa. Jeżeli przyjmiemy, że prezes NBP zarabia 40-50 tys. zł, prezes banku (nie Narodowego) 200 tys. zł, a prezes spółki niepaństwowej 100 i więcej tysięcy złotych, to nie zdziwiłbym się, gdyby zatrudniono pana Kaplera i powiedziano mu tak: będzie pan dostawał 40 tys. zł miesięcznie przez 3 lata. Załóżmy sytuację, że wykonanie jest kiepskie, ale on już pieniądze pobrał. W związku z tym lepsze jest rozwiązanie, kiedy się mówi inaczej: będzie pan dostawał 25 tys. miesięcznie, a 15 tys. zł razy liczba miesięcy przepracowanych czy zakontraktowanych to będzie pańska premia. Oczywiście, ona wyniesie 500 tys. zł, ale czy to jest grzech? Nie. To jest właśnie lepsze rozwiązanie. Pod jednym warunkiem – że faktycznie będą ustalone kryteria. To znaczy on może te dodatkowe pieniądze dostać, ale nie musi. Może otrzymać mniej w zależności od tego, jak ocenimy wykonanie tej pracy. Tak więc sama kwota premii mnie nie porusza, bo uważam, że lepiej, iż tak to ustalono niż gdyby mu płacono miesiąc w miesiąc 40 tys. zł. Natomiast teraz zaczyna się, i to rzeczywiście może budzić wątpliwości i sprzeciw, dochodzenie przy pomocy prawników, jak mu tej premii nie wypłacić i czy w kontrakcie zapisano jakieś warunki. Muszę powiedzieć, że to jest dziwne. Trzeba było te warunki zapisać.

Powrót do "Wiadomości" / Do góry