Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt



Wiadomości / 23.05.13, 10:08 / Powrót

Kroniki anińskie

Z czym kojarzy się Państwu Anin? Tzw. „ludziom sercowym” oczywiście z Instytutem Kardiologii, a tym trochę bardziej „wiekowym” z wyjazdami na majówkę czy inny „wyraj”. Dla młodych to jedno z osiedli w Warszawie, mało znane, bo nie oferujące żadnych szczególnych rozrywek. Przyznam, że i ja tak myślałem, dopóki nie wpadła mi w ręce dwutomowa historia Anina, napisana przez p. Barbarę Wołodźko-Maziarską. Czym Gall Anonim dla Bolka Krzywoustego, a Wincenty Kadłubek dla Kazimierza Sprawiedliwego – tym Pani Barbara dla Starego Anina. Na 600 stronach(!), z benedyktyńską dokładnością, opisuje historię każdej działki, każdej willi i kolejnych właścicieli. I nie jest to nudne! Historia Anina nie jest długa – ma niewiele ponad 100 lat. Jako teren zabudowany powstał na początku XX-go wieku w zaborze rosyjskim. Były to dziwne czasy. Kolej Warszawsko-Wiedeńska pokonywała dystans między Warszawą a Wiedniem szybciej, niż dzisiaj, a plan zagospodarowania przestrzennego dla Anina opracowano w ciągu trzech lat! To wynik w dzisiejszych czasach nieosiągalny. Plan geodezyjny wykonał mierniczy przysięgły Józef Pokrzywnicki, który wyznaczył 150 (kilka lat później dodano jeszcze 50) parceli, każda o powierzchni 1230 sążni kwadratowych (5600 m2), ułożonych jak pod sznurek, przedzielonych równoległymi uliczkami poziomymi i pionowymi – coś jak w Nowym Jorku. Już w 1909 roku wszystkie parcele zostały sprzedane i zaczęło się wielkie budowanie. Wielkie, ale nie wysokie, bo rosyjscy artylerzyści musieli mieć z pobliskiego fortu dobry widok na Warszawę, w razie gdyby Polacy znów o jakimś buncie rozmyślali.
Wille, które powstawały w Aninie, miały swój własny, niepowtarzalny styl. Drewniane, z werandami, bogato zdobione wycinanymi w drewnie elementami, okapy zakończone drewnianą „falbanką”. A że rzeka Świder niedaleko, styl ten – parafrazując niemiecki „Biedermeier” - nazwano żartobliwie „Świdermajer”.
Z książki˗przewodnika Pani Barbary dowiadujemy się różnych ciekawych rzeczy. O właścicielach willi „Zdrowie”: „Państwo Grotkiewiczowie, ludzie zapewne majętni, bo Pan Grotkiewicz z zawodu był kolejarzem”.(!) Mam nadzieję, że mojego felietonu nie czyta żaden kolejarz, bo mógłby wylądować w Aninie u kardiologów. A co się działo w willi „Helwitad”? Pani Bogusławska postanowiła wybrać żonę dla syna. W tym celu jej ciotka przywiozła(!) z poznańskiego – bo tam „dziewczęta są pracowite, obowiązkowe i schludne” – trzy panienki. Jedną z nich, Marysię, zatrzymano, ale „ponieważ dziewczę było jeszcze zbyt młode, ze ślubem poczekano, aby mogła zaprzyjaźnić się z oblubieńcem”(!). Obyczaje, jak przy swataniu księcia z cudzoziemską księżniczką. Możemy być dumni z Anina!
Czy pobożny Żyd może handlować w szabas? Oczywiście nie! Ale że interes musi się kręcić, to niejaki Frydman swój sklep przy al. Leśnej w sobotę zamykał od przodu, ale otwierał drzwi od tyłu – i wszyscy byli zadowoleni. I tak płyną wspomnienia, historia po historii, zdjęcie po zdjęciu. Sam indeks nazwisk liczy około 650 pozycji! Niewiele starych domów jeszcze stoi – jak np. ten przy Widocznej 79, mający zresztą status zabytku – w których nadal mieszkają potomkowie dawnych właścicieli. Dlatego powinniśmy być wdzięczni Pani Barbarze Wołodźko˗Maziarskiej za to, że „ocala od zapomnienia” i wydobywa spod ziemi nasze korzenie. Przy tej okazji warto wspomnieć, że na drugim końcu prawego brzegu, na Targówku, analogiczną kronikarską pracę od lat wykonuje p. Regina Głuchowska, opisując dzieje Bródna i okolic. Chapeaux bas!
Marek Borowski
Senator warszawsko-PRASKI
"Mieszkaniec" - 23 maja 2013


Powrót do "Wiadomości" / Do góry