Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt




Wiadomości / 06.11.13, 11:37 / Powrót

Kryzys dialogu społecznego

- Dialog społeczny przeżywa u nas kryzys – stwierdził Marek Borowski w telewizji Polsat News w odpowiedzi na pytanie, czy taki dialog jeszcze w Polsce istnieje. Zdaniem senatora, dialog społeczny jest osiągnieciem demokracji, ale w niektórych demokracjach są z nim problemy. Polska w pewnym momencie weszła na dobrą drogę, powstała Komisja Trójstronna i początkowo pracowała nieźle, ale od kilku lat już tak nie jest.
Jak wyjaśniał senator, każdy rząd musi reformować kraj. To nie jest tak, że jest jakiś pakiet reform do zrobienia, a potem się żyje w raju. Stale trzeba odpowiadać na nowe wyzwania reformując różne dziedziny gospodarki i polityki społecznej. Dialog z ludźmi, którzy są poddani tym reformom, jest niezwykle istotny dlatego, że nawet gdy on nie prowadzi do idealnych uzgodnień, to osłabia napięcie społeczne, spuszcza trochę ciśnienia i ułatwia z jednej strony zrozumienie celów reform, a z drugiej daje rządowi informacje, które pozwalają korygować niektóre ostrości przemian.
Na pytanie, kto nie umie rozmawiać, związkowcy czy rząd, senator odpowiedział, że w momencie kiedy dochodzi do kryzysu i jedni, i drudzy popełniają błędy i zaostrzają stanowiska. Jest jednak pytanie, dlaczego doszło do kryzysu. Senator uważa, że powodem są z jednej strony zmiany w związkach zawodowych - nowy przewodniczący, Piotr Duda, pokazał się jako wyrazisty przywódca, ale równocześnie człowiek, który - aczkolwiek to ukrywa i się do tego nie przyznaje - ma ambicje polityczne. A to utrudnia dialog, ponieważ w pewnych momentach związki zawodowe zaczynają stawiać pewne sprawy nie dlatego, że sądzą, iż można tu coś uzgodnić, ale po to żeby zyskać poparcie opinii publicznej, np. dlatego że ono spada albo dlatego, że się ma inne cele polityczne. Z drugiej jednak strony - podkreślił senator - wielka odpowiedzialność spoczywa na rządzie, bo to on jest siłą dominującą. Wiadomo że jeśli rząd czegoś nie przyjmie, to nie zostanie to zrealizowane, ale jeśli już przyjmuje, to powinien realizować. Tymczasem były takie dwa przypadki, które zdaniem senatora, obciążają rząd. Pierwszy to słynne uzgodnienie płacy minimalnej. Na ogół nie dochodzi do takich uzgodnień - związki chcą wyższej płacy, rząd się nie zgadza. Ale raz się udało. Tyle że kiedy sprawa trafiła na Radę Ministrów opór stawił min. Rostowski i nie przyjęto uzgodnionej wysokości. - To był poważny błąd. To spowodowało, że związkowcy powiedzieli: to po co uzgadniać?
Drugi przypadek, który wymienił senator, dotyczy elastycznego czasu pracy. Rozwiązanie to, mimo że trudne i kontrowersyjne, zostało przyjęte w 2009 r., ale było czasowe. Rząd chciał je przedłużyć, wystąpił jeszcze raz z inicjatywą, zaczął dialog ze związkami zawodowymi, ale jednocześnie grupa posłów PO zgłosiła projekt ustawy w Sejmie w tej sprawie. Związkowcy uznali, że obchodzi się ich bokiem. Niby prowadzi się dialog, a równocześnie pozwala, by decyzje zapadały niezależnie od tego dialogu.
Zdaniem senatora, pewne propozycje ze strony związków wskazują, że chciałyby one jednak wrócić do stołu obrad. Ich zerwanie było ryzykownym zagraniem - niepotrzebnym, za daleko idącym, choć rząd dał pretekst do takiego postępowania i dlatego sam też powinien zrobić krok naprzód. Przekształcenie Komisji Trójstronnej w Radę Dialogu, która byłaby ulokowana przy marszałku Sejmu, czyli jakby zrównanie stron w tym dialogu (ale nie w decyzjach) oraz rotacja przewodniczących, to rozwiązania, które rządowi niczym nie grożą, natomiast jeśli dla związków zawodowych są istotne, to można je przyjąć. Ostateczne decyzje musi jednak podejmować rząd. On się z nich tłumaczy przed społeczeństwem i on musi ich bronić, jeśli się nie zgadza ze związkami - podkreślał senator. Dlatego np. postulat, by Rada Dialogu Społecznego sprawowała kontrolę nad Funduszem Pracy i Funduszem Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych, jak tego chcą centrale związkowe, uważa za zbyt daleko idący. - Związki zawodowe nie mogą decydować o wydatkowaniu funduszy publicznych w takiej skali – Fundusz Pracy to dobrych kilka miliardów złotych - bowiem to rząd ponosi odpowiedzialność za politykę gospodarczą, za kształtowanie finansów państwa. Związki zawodowe i pracodawcy mogą podpowiadać pewne rozwiązania, mogą się sprzeciwiać, mogą je nagłaśniać publicznie tworząc pewien klimat polityczny, ale nie mogą przejmować roli rządu.
Marek Borowski zwrócił uwagę, że związki zawodowe są w Polsce dość słabe zarówno liczebnie, jak i z punktu widzenia możliwości wpływania na decyzje. Główna ich siła jest w firmach państwowych, czy w spółkach skarbu państwa oraz w szeroko rozumianej sferze budżetowej (Np. Związek Nauczycielstwa Polskiego). W całej masie przedsiębiorstw prywatnych związków zawodowych nie ma. Zdaniem senatora, jest to niekorzystne. - Nie jest dobrze dla rządu jeżeli nie ma reprezentacji pracowniczej, z którą można rozmawiać i próbować uzgadniać różne rzeczy. Są politycy, którzy się z tego cieszą, ale to się mści. Brak dialogu, brak kogoś kto z boku powie, że to jest złe rozwiązanie powoduje w pewnym momencie, że się politycznie przegrywa - podkreślił. Senator dodał, że są firmy polskie, gdzie dobrze prowadzony dialog ze związkami sprawia, że firma nieźle działa. Ludzie mają poczucie, że są słuchani, że pracują nie jako najemni wyrobnicy, którymi pracodawca się nie interesuje, lecz stanowią część projektu jakim jest firma.
Polsat News - 5 listopada 2013

Powrót do "Wiadomości" / Do góry