Bój o pieniądze dla Warszawy toczył się od dawna. Pojawiały się różne projekty, w tym obywatelski, a także mojego autorstwa, zmiany tzw. janosikowego, czyli podatku, który Warszawa płaci na rzecz biedniejszych gmin. Niestety, Platforma Obywatelska jest w kwestii janosikowego podzielona, gdyż silny opór stawiają gminy korzystające z tej daniny. W rezultacie nie ma zgody na zmiany, a sytuacja finansowa Warszawy staje się coraz bardziej dramatyczna, oprócz janosikowego duszą ją bowiem odszkodowania z tytułu dekretu Bieruta. Wypłaty na ten cel przekroczyły już pół miliarda złotych, a oczekiwania uprawnionych nadal nie zostały zaspokojone. Odbija się to na cenach biletów komunikacji miejskiej, dotacjach dla organizacji pozarządowych, premiach dla nauczycieli. Skłoniło także wielu warszawiaków do podpisania się pod wnioskiem o referendum w sprawie odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz. Widzieli, że jest coraz gorzej i drożej, a Ratusz nie tłumaczył dlaczego. W końcu Senat wystąpił z propozycją, by udzielić budżetowi Warszawy wsparcia z Funduszu Reprywatyzacji. Mam nadzieję, że z przyznanej kwoty Prawy Brzeg, a zwłaszcza Praga Północ otrzyma jakieś środki na remonty kamienic, w których nie da się już żyć...
O działki też od dawna toczył się bój. Po wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 2012 r., który zakwestionował wiele przepisów dotychczasowej ustawy dając czas na ich zmianę do końca stycznia 2014 r., w Sejmie pojawiło się kilka projektów ustaw. Partie deklarowały, że nie dadzą skrzywdzić działkowców (w końcu to kilka milionów głosów!), ale mało brakowało, by – jak w bajce I.Krasickiego – „wśród serdecznych przyjaciół psy zająca zjadły”. Czas uciekał, trwały wzajemne przepychanki, a ustawy wciąż nie było. Dobrze, że działkowcy opracowali własny projekt, który w końcu stał się podstawą przyjętej ustawy. (Senat wprowadził do niej drobne poprawki).
Zgodnie z nowymi przepisami, Polski Związek Działkowców utracił monopol na zarządzanie działkami, co kwestionował TK. Ponadto, gminy zostały zobowiązane do tworzenia i utrzymywania odpowiedniej infrastruktury ogrodów, w tym doprowadzenia do nich dróg dojazdowych, energii elektrycznej i wody, uwzględnienia ich w organizacji komunikacji publicznej oraz rekultywacji i meliorowania gruntów. W razie likwidacji ogrodów działkowcom przysługuje odszkodowanie za majątek, nasadzenia (w szczególnych przypadkach także za przewidywane plony) oraz prawa do działki, gmina zaś będzie musiała odtworzyć zlikwidowane ogrody wraz z wszystkimi urządzeniami i budynkami w innym miejscu. Jeśli likwidacja następuje nie na cel publiczny, lecz z powodu niezgodności z miejscowym planem zagospodarowania przestrzennego, (możliwe jest to tylko wtedy, gdy grunty były użytkowane nieodpłatnie) potrzebna jest dodatkowo zgoda działkowców.
Zatem działkowcy mogą wreszcie czuć się bezpieczni. Dobrze, że wycofano się z pomysłu ich uwłaszczenia, obawiam się bowiem, że doprowadziłoby to w szybkim tempie do przejmowania ogrodów działkowych przez deweloperów. W nowej sytuacji prawnej mam nadzieję, że przypadki likwidacji ogrodów będą, przynajmniej w Warszawie, wyjątkiem. Wystarczy, by radni – tak jak swego czasu obiecywali – zadbali o to, by w planach zagospodarowania przestrzennego stolicy zaznaczyć, że na terenie obecnych działek przewiduje się „tereny zielone urządzone”.
Wesołych Świąt i lepszego Nowego Roku!
Marek Borowski
Senator warszawsko-PRASKI
Powrót do "Wiadomości" / Do góry