Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt




Wiadomości / 08.05.14, 11:31 / Powrót

Góra urodziła mysz

W Senacie zajmowaliśmy się ostatnio ustawą o ułatwieniu dostępu do wykonywania niektórych zawodów regulowanych. Było co czytać, bo ustawa wraz z uzasadnieniem liczy 560 stron, a do tego jest rozporządzenie – 260 stron. Chodzi o częściowe lub całkowite zniesienie ograniczeń stawianych przed osobami chcącymi wykonywać daną profesję. W Polsce objętych jest nimi ponad 300 zawodów, co nie wygląda dobrze na tle innych krajów europejskich. Wymagania dotyczą posiadania określonego wykształcenia, ukończenia kursu, zdania egzaminu, odbycia praktyki, stażu itd. Z ideą ich uproszczenia wystąpił swego czasu Jarosław Gowin robiąc wokół tego dużo szumu. Obiecał, że dzięki temu przybędzie 150 tys. nowych miejsc pracy – skąd wziął te liczby, nie wiadomo – i jako minister sprawiedliwości tak się w tę sprawę zaangażował, że na nic innego nie starczyło mu czasu.
Jego następca uznał deregulację zawodów także za swój priorytet i w rezultacie pojawiły się dwie ustawy (a ma być jeszcze trzecia). W pierwszej, przyjętej rok temu, ułatwiono dostęp m.in. do niektórych zawodów prawniczych, a także np. taksówkarza, trenera sportu, pracownika ochrony, przewodnika turystycznego. Druga, o której tu piszę, dotyczy głównie zawodów technicznych (architekci, urbaniści, inżynierowie rozmaitych specjalności) oraz związanych z finansami (m.in. doradztwo podatkowe, prowadzenie księgowości).
Zgadzam się, że różnego rodzaju bariery biurokratyczne wymagają okresowego przeglądu i eliminowania tych, które niczemu nie służą. Mierzi mnie jednak obudowa polityczna, nadanie tym ustawom aż tak wielkiego zadęcia. 150 tys. nowych miejsc pracy w wyniku ich wprowadzenia to absurd! Miejsca pracy powstają wtedy, kiedy w sytuacji braku pracowników w określonych zawodach usunięte zostają biurokratyczne bariery hamujące dopływ do tych zawodów. Tymczasem obie ustawy w niewielu przypadkach odnoszą się do takich sytuacji. Jednym z nielicznych jest zliberalizowanie dostępu do zawodu adwokata, dzięki czemu adwokatów mamy nieco więcej.
Dam taki przykład. Kiedyś zdający egzamin na prawo jazdy musieli dokładnie znać budowę silnika, opisać ją itd., ale czy kierowców było przez to mniej? Nie. Mimo że nie widzieli w tym sensu, wszyscy się tego uczyli, a uproszczenie egzaminów nie spowodowało nagle zwiększenia liczby kierowców w Polsce i nie stworzyło im nowych miejsc pracy. Analogicznie, zwolnienie inżynierów budowy mostów, którzy do tej pory zdawali cztery egzaminy, z jednego z nich, nie spowoduje przyrostu miejsc pracy. Nie powstaną też one dla taksówkarzy, którzy będą próbowali szczęścia w tym zawodzie skuszeni brakiem egzaminu z topografii miasta, bo przecież taksówek nie brakuje. A jak pojawią się nowe, to część zostanie wyparta z rynku i wróci obecna równowaga.
Nie może też być tak, że otwierając zawody premiuje się nieuctwo. Np. teraz każdy może być przewodnikiem turystycznym, byle umiał czytać i pisać. Wcześniej obowiązywał egzamin. A więc prawdopodobnie znajdzie się jakaś liczba ludzi, którzy nie mając nic do roboty zajmą się oprowadzaniem wycieczek. W ten sposób wzrośnie liczba przewodników, ale kosztem jakości ich usług. Likwidacja certyfikatu księgowego także sprawi, że praktycznie każdy będzie mógł wykonywać ten zawód. Nie bardzo jednak wyobrażam sobie, by ktokolwiek zatrudnił księgowego, który nie ukończył odpowiednich kursów. Taki pracodawca byłby lekko szalony. Wykwalifikowanych księgowych nie brakuje. Nie sądzę więc, by i tu przybyło miejsc pracy.
Reasumując, doceniam ogromny nakład pracy urzędników resortu sprawiedliwości, ale efekty z tego będą mizerne. „Góra urodziła mysz”, a polityka znowu zaciążyła nad ekonomią.
Marek Borowski
Senator warszawsko-PRASKI

"Mieszkaniec - 8 maja 2014

Powrót do "Wiadomości" / Do góry