Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt




Wiadomości / 22.10.14, 12:18 / Powrót

Kopacz nie taka rozrzutna

Sam wzrost gospodarczy to za mało - mówi w rozmowie z Elizą Olczyk z "Rzeczpospolitej" Marek Borowski.
Eliza Olczyk: Czy europejska gospodarka znalazła się w przededniu kolejnego kryzysu? Euro się osłabiło, z Niemiec napływają słabe dane o wzroście.
Marek Borowski:Rzeczywiście, po pierwszych sygnałach, że gospodarka niemiecka się poprawia, nadeszły następne, mniej optymistyczne. Ożywienia wyraźnie nie ma. Co gorsza, brak zgody, jak z tego wyjść.
Jean-ClaudeJuncker, przyszły szef Komisji Europejskiej, chciałby utworzyć fundusz inwestycyjny w wysokości 300 mld euro.
Nasz minister finansów Mateusz Szczurek proponował nawet 700 mld euro. Włosi woleliby poluzowanie kryteriów budżetowych…
Żeby państwa mogły się bardziej zadłużyć?
Ale na inwestycje i żeby w takim przypadku UE nie stosowała sankcji karnych. O ból głowy przyprawia wszystkich (zwłaszcza Niemców) Francja. Prezydent François Hollande zapędził się w swoich obietnicach przedwyborczych, a według sondaży dalsze zacieśnianie polityki budżetowej napędza wyborców Marine Le Pen, liderce skrajnie prawicowego Frontu Narodowego. Dlatego Francja nie zamierza redukować deficytu do 2017 r. Co kraj, to inny problem.
Ale nasza sytuacja jest niezła. Tegoroczny deficyt budżetowy na razie jest dużo niższy od zakładanego.
W pierwszych dwóch kwartałach. Dane z drugiego półrocza nie będą takie dobre, bo już obserwujemy spowolnienie gospodarcze. Poza tym niski deficyt to wynik kilku czynników – m.in.tego, że z OFE odeszło prawie 80 proc. przyszłych emerytów, co miało wpływ na obniżenie długu i dopłat do ZUS, oraz że bezrobocie jest niższe, niż zakładano.
Czy wobec tego, że stan budżetu jest lepszy, niż zakładano, rząd może sobie pofolgować w wydatkach?
Zapowiedzi Ewy Kopacz z exposé nie były specjalnie rozrzutne, szczególnie jeżeli chodzi o przyszły rok.
Urlopy macierzyńskie dla każdego, które mają wejść w życie od 2016 r., to już jest bardziej kosztowna sprawa. Ale podejrzewam, że jej realizacja będzie uzależniona od prognoz budżetu na 2016 r. Jeżeli pieniędzy w kasie państwa będzie mało, to np. się dowiemy, że realizację tej obietnicy trzeba rozłożyć w czasie. Nie sądzę jednak, żeby przed wyborami pani premier się z tego wycofała.
A czy to są celowe wydatki czy kupowanie sympatii wyborców?
Czasami odzywa się we mnie dusza ekonomisty i wtedy na nic nie dawałbym pieniędzy, tylko redukował dług i deficyt budżetowy. Myślę, że po dwóch, trzech latach uzyskałbym tak zdrowe finanse, że pewnie zgarnąłbym za to wszystkie nagrody ekonomiczne. Tylko nie wiem, czy jako polityk przetrwałbym te dwa, trzy lata. Poza tym rozwój gospodarczy zależy od nastawienia obywateli. To, że w Polsce mamy duże problemy z reformami, jest powiązane z niską frekwencją wyborczą. Ta milcząca, niegłosująca większość ma prawdopodobnie poczucie braku wpływu na cokolwiek, a polityków nie ceni i im nie dowierza.
W takiej sytuacji, jeżeli politycy coś proponują i mówią, że co prawda na początku będą problemy, ale później przyniesie to wszystkim korzyści, ludzie wierzą tylko w to, że będą problemy. W korzyści już nie.
Dlatego rozwiązywanie kwestii socjalnych ma swoje znaczenie. Obywatel ma poczucie, że ktoś o nim myśli, więc może i on pomyśli o państwie. Sam wzrost PKB – bez przełożenia na poprawę warunków życia ludzi – to papierowy tygrys. Nie mam większych zastrzeżeń do socjalnych propozycji Ewy Kopacz – może z wyjątkiem finansowania studiów za granicą pod warunkiem odpracowania ich w kraju.
PO przyczyniła się do spadku zaufania obywateli. Tak twierdzi nawet premier Kopacz. Jest pan rozczarowany rządami tej partii?
Entuzjazmu nie odczuwam, ale rozczarowania też nie. To manewrowanie PO na scenie – raz trochę w lewo, raz w prawo – było dosyć skuteczne. Oczywiście nie podoba mi się to, że sprawa konwencji przeciwko przemocy domowej ciągle nie jest zakończona. Jestem za związkami partnerskimi i w ogóle za tym, żeby PO była bardziej świecka, jak przystało na partię europejską. Ale zdaję sobie sprawę, że jest to partia, która ma różne skrzydła. W ciągu siedmiu lat dziwne rzeczy działy się także w resorcie sprawiedliwości.
Kluczowa była jednak polityka makroekonomiczna, a pod tym względem – zwłaszcza w kryzysie – PO radziła sobie nieźle. Niektóre problemy klajstrowano, np. sprawę górnictwa węglowego. Ale przeprowadzono reformę emerytalną (wcześniejsze emerytury, OFE i wiek emerytalny). Elementarny rachunek pokazywał, że te działania były konieczne.
Dlatego zbijanie kapitału politycznego przez opozycję, która twierdzi, że cofnie podwyższenie wieku emerytalnego, uważam za nieprzyzwoite. Sami musieliby to zrobić.
Wielu uważa, że PO przeszła ewolucję od partii, która chciała wszystko prywatyzować, do formacji skłonnej finansować z budżetu wątpliwe ekonomiczne projekty, np. nową elektrownię w Opolu.
Mimo to należy docenić ewolucję od koncepcji neoliberalnych do pragmatycznych, nawet jeśli zdarzały się przegięcia.
A czy oskładkowanie umów-zleceń,nad czym pracuje teraz Sejm, uważa pan za dobry ruch? Eksperci BCC przestrzegają, że płace będą niższe, a część pracowników przejdzie do szarej strefy.
Takie straszenie opinii publicznej jest nadużyciem. Oskładkowanie zleceń uważam za absolutną konieczność ze względu na przyszłe emerytury.
Podwyższanie podatków niekoniecznie prowadzi do osłabienia aktywności gospodarczej. Jeżeli jest dobra koniunktura, optymizm na rynkach, to firmy wychodzą z szarej strefy. Uciekają do niej wtedy, gdy czują się do tego zmuszone, bo jest słaby popyt, a koszty ciągną je w dół. Dlatego jeżeli utrzyma się wzrost gospodarczy – a powinien – to nie przewiduję negatywnych zjawisk.
Jak się skończy bój o pakiet klimatyczny?
Wygląda na to, że kompromis musi zostać osiągnięty. W grę wchodzi jakiś fundusz na przekształcanie polskiej energetyki z węglowej na odnawialną, utrzymanie praw do bezpłatnej emisji i dłuższy okres dochodzenia do wyznaczonego przez UE poziomu emisji gazów. Prawdę mówiąc, jestem trochę zdziwiony determinacją Unii w tej sprawie. Zgoda, trzeba walczyć z emisją CO2 niezależnie od tego, jak ona wpływa na globalne ocieplenie. Pytanie, czy robi się to solidarnie na całym świecie czy tylko w Europie. Rozumiem, że Europa chce być liderem peletonu. Problem polega na tym, że nikt za nami nie jedzie.
Rzeczpospolita - 22 października 2014

Powrót do "Wiadomości" / Do góry