Marek Borowski zwrócił uwagę, że pierwsza część debaty mogła być bardziej interesująca, bo dotyczyła kwestii światopoglądowych. Rozczarowała go jednak Moniką Olejnik, która wymyśliła - w sensie treści - dobre pytania (o Smoleńsk, holokaust, in vitro), ale zadawała je w sposób, który pozwalał kandydatom na prezydenta mówić o czymś innym. Dzięki temu, że pytania zostały tak zadane, Andrzejowi Dudzie udało się trochę uratować swój wizerunek. Zwrócił też uwagę, że pytanie Justyny Pochanke dotyczące imigracji do Polski zostało zadane wraz z odpowiedzią. Jak stwierdził senator, jest problem imigrantów w ogóle, jest pytanie, czy Polska zgadza się na ich liczbę. Natomiast to, czy Polska przyjmie chrześcijan syryjskich jest zupełnie inną kwestią. Jakże Polska katolicka mogłaby ich nie przyjąć?
Jak ocenił senator, Andrzej Duda był generalnie nerwowy, a na końcu debaty chaotyczny. W ostatniej wypowiedzi chciał powiedzieć jak najwięcej, o wszystkim co robił i co zrobi, natomiast Bronisław Komorowski zaprezentował się jako mąż stanu.
Wyborcza.pl
Powrót do "Wiadomości" / Do góry