Z głosów, które padły podczas spotkania wynika, że rewitalizacja budzi nie tylko wiele nadziei, ale też liczne obawy. Źródłem nadziei są inwestycje – głównie w poprawę warunków mieszkaniowych, ochronę środowiska, rozwój przedsiębiorczości, kulturę, turystykę i wypoczynek, na które miasto chce wydać do 2022 r. 1,4 mld zł, a nawet – jak zapowiedział wiceprezydent, Michał Olszewski, o 200-300 mln zł więcej, bo wciąż szuka się dodatkowych możliwości finansowych. Źródłem obaw są konsekwencje zmian. Mówi się, że podmiotem rewitalizacji ma być człowiek, a nowa infrastruktura – jedynie narzędziem. Ładnie brzmi, ale czy po rewitalizacji nie wzrosną dramatycznie czynsze? Czy Praga, Kamionek, inne miejsca nie utracą swego lokalnego kolorytu, który dla wielu mieszkańców też jest wartością? Czy przetrwa tu „inny świat”, nieznany po lewej stronie Wisły, w którym sąsiadki zajmują się na zmianę swoimi dziećmi i gotują obiady dla kilku rodzin? Czy nie będzie coraz więcej ogrodzonych osiedli, zielonych i zadbanych, ale zamkniętych dla „obcych” podwórek? Czy coraz bogatsza oferta dla ludzi i rodzin z różnymi problemami nie spowoduje, że mieszkańcy, którzy nieźle sobie radzą, będą się coraz bardziej oddalać od tych, którzy tego nie potrafią? Co z kamienicami, które nie zostały objęte programem rewitalizacji, a też są w kiepskim stanie?
Jak widać, pieniądze i dobre intencje władz – szczególny szacunek mam dla M. Olszewskiego za jego zaangażowanie w program rewitalizacji – to nie wszystko. Ważne, by mieszkańcy nie mieli poczucia, że ktoś chce ich uszczęśliwić na siłę. Tak jak stało się to parę miesięcy temu, kiedy na murach kamienic w okolicach Stalowej, Małej, Inżynierskiej, czy Bazaru Różyckiego pojawiły się wydruki obrazów wielkich mistrzów (akcja francuskiego happenera). Po dwóch dniach zostały zdrapane, bo nikt mieszkańców wcześniej nie zapytał, czy taki pomysł im się podoba. W sprawie rewitalizacji pytano, ale tak właściwie to nie wiadomo, do jakiej części mieszkańców te pytania i informacje dotarły.
Zatem wdrażanie programu będzie wymagało wielkiej delikatności i wyczucia. Wykwaterowani na czas remontów lokatorzy muszą mieć pewność, że wrócą do swoich mieszkań, że będzie ich na nie stać, że miasto się nimi zaopiekuje. Jest też kwestia poziomu edukacji, o co się wielokrotnie upominałem. Dzieci na Pradze czy Targówku nie są przecież głupsze od swoich rówieśników z innych dzielnic, a jednak tutejsze szkoły mają od lat wyniki wyraźnie gorsze, niż szkoły w pozostałych dzielnicach. Bez długofalowego planu wyrównywania poziomu edukacji szkolnej ludzie stąd będą uciekać i żaden program rewitalizacji ich nie zatrzyma. Zajmujące się dziećmi organizacje pozarządowe stale borykają się z problemami finansowymi. Ich rola w przeciwdziałaniu wykluczeniu społecznemu, a taki jest przecież jeden z głównych celów rewitalizacji, w niesieniu pomocy, zwłaszcza dzieciom, jest nadal nie do przecenienia.
Prezydent Olszewski przyznał, że dla zaspokojenia wszystkich potrzeb, pieniędzy musiałoby być trzy razy więcej. Dlatego uważam, że oprócz 7-letniego programu rewitalizacji powinien powstać jego drugi etap. Hanna Gronkiewicz-Waltz za 3,5 roku przestanie być prezydentem. Na następną kadencję, jak zapowiedziała, nie zamierza kandydować, ale następnej ekipie trudno byłoby się z takiego długofalowego planu – o ile byłby zaakceptowany przez mieszkańców ̶ wycofać. Na koniec – jest zasadnicza różnica między tym, czy Praga pozostanie, czy też przeciwnie: stanie się „innym światem”.
Marek Borowski, Senator warszawsko-PRASKI
"Mieszkaniec"- 2 lipca 2015
Powrót do "Wiadomości" / Do góry