Na pytanie dziennikarza portalu Onet, jak nazwać to co robi Jarosław Kaczyński oraz jego samego, czy są to marzenia o dyktaturze, Marek Borowski wspomniał świętą inkwizycję i Torquemadę, który stał na jej czele. - Miał on wizję i realizował ją za wszelką cenę łamiąc nawet ówczesne prawo, ponieważ uważał, że on jeden ma rację moralną, a w związku z tym prawo to robić. Jarosław Kaczyński jest wyznawcą takiej teorii. On wie, jak powinna Polska wyglądać i on tę Polskę będzie budował bez względu na to, czy to się komuś podoba, czy nie. Do ostatniego wyznawcy. To jest tzw. misjonarstwo, ale w złym sensie tego słowa - podkreślił.
Podczas manifestacji senator udzielił wywiadu również TV Interii. Na pytanie, czy rzeczywiście trzeba bronić dziś demokracji, odpowiedział, że robi to w Senacie, ale ruch obywatelski musi być wspierany przez polityków. - Nie zawłaszczany, nie powinniśmy być tu na czele, dlatego, że są tu ludzie, którzy ani nie należą do partii, ani niekoniecznie opowiadają się za moją linią polityczną. Natomiast to co ich łączy, to przekonanie, że ktoś chce im ukraść ich prawa do demokratycznej Polski. Gdyby władza zajęła się realizacją swojego programu, nie sądzę, żeby odbywały się jakieś demonstracje - dodał. Nawet jeśli się nie zgadzamy np. z podatkiem bankowym, to bym nie wychodził na ulice i nie demonstrował. Problem polega na tym, że ta władza zabrała się za demontowanie instytucji demokratycznych. Ona tego nie obiecywała. W kampanii nie było o tym mowy. Była mowa, że prawo musi być przestrzegane. A co się dzieje? Trybunał Konstytucyjny w rozbiórce, konstytucja w zawieszeniu. To jest jakieś wielkie oszustwo wyborcze. I to nie jest kwestia tego, że trzeba dać rządowi czas, jak mówią niektórzy. Jak damy czas, to jeszcze więcej rozbiorą.
Senator podkreślił, że KOD jest oddolną inicjatywą obywatelską i ma nadzieję, że będzie działał do czasu aż demokracja wróci. - Czy potem będzie coś robić, nie wiadomo, ale myślę, że ludzi, którzy raz wyszli, drugi raz wyszli na ulice łatwiej będzie zachęcić do tego, żeby zaangażowali się w jakąś pozytywną inicjatywę społeczną.
Pytany o wcześniejsze wybory senator powiedział, że prawnie rzecz biorąc nie jest to proste – albo Sejm musiałby się rozwiązać, a to jest raczej wątpliwe, albo budżet nie zostać przyjęty, albo rząd nie stworzony. - Nie wydaje mi się, aby którakolwiek z tych sytuacji miała miejsce, aczkolwiek różnie już bywało i jeśli za rok lub dwa okaże się, że polityka PiS poniosła kompletną klęskę, to część polityków tej partii może mieć dość tego i powiedzieć: nie. Ja ich wszystkich nie przekreślam, nie twierdzę, że to są wierni żołnierze, którzy będą do końca walczyć. Sądzę, że jest tam także trochę ludzi myślących, tylko że dzisiaj jedynie wykonują polecenia.
Powrót do "Wiadomości" / Do góry