Także Senat już dawno przestał być „izbą refleksji”. - Od czasu, kiedy PiS objął władzę, ustawy przychodzą do Senatu rano - i to dobrze jeśli rano - a wieczorem są debatowane. Teraz przyszła po południu, wieczorem komisja, jutro dyskusja. Jest to ustawa ustrojowa, bardzo rozbudowana, sto kilkadziesiąt stron. Zapoznanie się z nią wymaga trochę czasu. A gdzie ekspertyzy, gdzie opinie?
Różnice podczas prac trwającej (IX) i poprzedniej kadencji Senatu gość Nowa TV ocenił jako „niebo a ziemia”. Nawet, jeśli było wiadomo, że większość przepchnie daną ustawę, to jednak był czas na to, żeby wpłynęły opinie biura legislacyjnego, konstytucjonalistów, organizacji pozarządowych, Rzecznika Praw Obywatelskich i był czas na zastanowienie się nad tym – argumentował. Nawet jeżeli uwagi opozycji nie były brane pod uwagę, a dość często zdarzało się - jeśli to nie dotyczyło ustaw o jakimś zasadniczym charakterze - że były, przynajmniej mogliśmy wymienić opinie. Dziś w zdecydowanej większości przypadków jest wniosek o przyjęcie bez poprawek i na tym się sprawa kończy, nawet wtedy, kiedy legislatorzy senaccy wykazują błędy – podkreślał.
Chytrością małego Kazia nazwał senator wpisanie przez Sejm do ustawy o Sądzie Najwyższym rozwiązań zawartych w zgłoszonym przez prezydenta Dudę projekcie nowelizacji ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa, od której przyjęcia prezydent uzależniał podpisanie ustawy o SN. - Widać wyraźnie, że w PiS-ie nie ma pełnego zaufania do prezydenta. Poza wszystkim to jest niezgodne z konstytucją, choć rządzących to niewiele obchodzi. W pierwszym czytaniu można dołączyć do ustawy poprawkę, nowelizację innej ustawy, ale w drugim czytaniu już nie. Kiedyś był taki przypadek i Trybunał Konstytucyjny zakwestionował całą ustawę, ale to był inny Trybunał, niezależny, staranny i rzetelny - wyjaśniał senator. Do obecnego TK, który został nielegalnie wybrany, nie ma sensu składanie skarg, bo to by go legitymizowało.
- PiS tworzy dwa państwa w państwie. Opozycja ma do wyboru: albo położyć uszy po sobie, wszystko uznawać i mówić „tak, tak, ale jak my dojdziemy do władzy, to będziemy wszystko to zmieniać”, albo przeciwnie. Tylko w momencie jak się coś uznaje, to później bardzo trudno to zmienić, bo niby dlaczego? – zauważył.
Komentując reakcję na prośbę o spotkanie w sprawie reformy sądownictwa w Polsce, jaką przewodniczący Rady Europejskiej, Donald Tusk wystosował do prezydenta Andrzeja Dudy, senator zwrócił uwagę na przejawiane przez polityków PiS rozdwojenie jaźni. - Główna pretensja do Donalda Tuska jest taka, że się wtrąca w sprawy krajowe, a druga (mówił o tym ostatnio min. Waszczykowski), że nie broni Polski w Unii Europejskiej. Z jednej strony ma być apaństwowy, nie wypowiadać się w sprawach konkretnych państw, z drugiej ci sami politycy oczekują od niego, że będzie bronić Polski. Jeśli nie broni, to nie jest Polakiem. Jest Niemcem./.../ Polityka PiS prowadzi do tego, że Polska staje się chorym człowiekiem Unii Europejskiej, co będzie miało konsekwencje nie tylko finansowe. W tej sytuacji przewodniczący Rady Europejskiej zwraca się do prezydenta o rozmowę. Chce mu powiedzieć, jakie będą te konsekwencje i otrzymuje arogancką odpowiedź. Pan Szczerski komunikuje, że nie nie ma pola do rozmowy, bo to są wewnętrzne sprawy. Inni chcą, by Donald Tusk bronił Polski. Właśnie to robi - podkreślił senator.
Nowa TV - „Tu i teraz” - 20 lipca 2017
Powrót do "Wiadomości" / Do góry